★ Prologue ★

3.6K 163 23
                                    

Harry obserwował swoich przyjaciół już kilka dobrych tygodni, tak samo jak oni pilnowali go. Miał tego dość. Już zbyt dużo razy podsłuchał ich rozmowy, gdzie żalili się sobie nawzajem, że czarnowłosy stał się ogromnym ciężarem.

Był zszokowany jak w tak krótkim czasie, przyjaciele mogą się od siebie całkowicie odwrócić. Nie miał pojęcia, że dwójka gryfonów może nie tylko działać za jego plecami, ale także zostawić go w najważniejszej chwili.

Harry usiadł na swoim łóżku w dormitorium, po czym wyjrzał przez okno, na skąpane w zachodzącym słońcu błonia.

Dziś był pierwszy września, pierwszy dzień szkoły, ponieważ dyrekcja wznowiła naukę w Hogwarcie. Zamek w czasie wakacji był odbudowywany i teraz poza małymi szczegółami nie różni się niczym od starej wersji.

Walka stoczona w czerwcu przyniosła więcej szkód niż pożytku. Zginęła masa ludzi i magicznych stworzeń. W czasie tych dwóch miesięcy co noc nawiedzały go koszmary z tamtego feralnego dnia.

Potrząsnął głową, spoglądając na naszyjnik, który ściskał w dłoniach.

Kilkanaście dni temu wziął z gabinetu dyrektorki zmieniacz czasu. Nie był to ten sam, którego użyli w trzeciej klasie, ten różnił się kilkoma szczegółami.

Włożył go do kieszeni i jak gdyby nigdy nic, zszedł na kolację powitalną. Już od progu spotkał się z wściekłymi i gardzącymi spojrzeniami, ale przez te tygodnie zdążył się już przyzwyczaić. Usiadł na swoim, od kilku tygodni miejscu i mozolnie zjadł kawałek chleba. Teraz zamiast siedzieć obok Hermiony i Rona, jego terytorium stał się róg stołu, gdzie nikt się do niego nie dosiadał.

Przez cały posiłek czuł się obserwowany i gdy podniósł wzrok zobaczył, że wpatruje się w niego połowa Gryffindoru. Jak i Ravenclawu, Hufflepuffu czy Slytherinu, tyle że ci ostatni spoglądali ukradkiem. Jednak wzrok wszystkich miał ze sobą wspólną nutę - nienawiść.

Westchnął cierpiętniczo i przełknął ostatni kawałek, popijając go gorzką kawą. Gdy wstał, wszystkie szepty, które towarzyszyły mu przez cały czas, ucichły. Jakby osoby znajome, nagle stały się wrogie. Nawet bliźniacy patrzyli na niego z niemym wstrętem. A właściwie to tylko jeden bliźniak, bo Fred już nigdy się tu nie pojawi. Puste miejsce przy George'u emanowało smutkiem.

Wojna każdemu coś odebrała. Jednym bliskich, innym miejsce zamieszkania a jeszcze innym maski, które mieli założone przez ten czas. W końcu zrozumiał, że przez ten cały czas oni walczyli do innej bramki, że zawsze był sam. Wymagali od niego niemożliwego, a gdy nie podołał, odwrócili się od niego tak, jakby te wszystkie lata były niczym.

Wyszedł z Wielkiej Sali, po raz ostatni spoglądając na resztę uczniów. Nie dosięgło go ani jedno przyjazne spojrzenie. Może oprócz Luny. Dziewczyna posłała mu smutny uśmiech, głaszcząc pióra czarnej sowy. Jej oczy były wypełnione współczuciem.

Tak bardzo odmiennym od reszty. Skinął jej głową na pożegnanie i wyszedł przez wielkie, drewniane drzwi, kierując się w stronę ogromnego jeziora. Nagle ktoś złapał go za ramię i odwrócił w swoją stronę. Jej rude włosy były odgarnięte do tyłu, a oczy błyskały dziwnymi ognikami.

— Harry, gdzie znów cię niesie? — Spytała, przysuwając się do niego nieznacznie. — Unikasz mnie, uciekasz jak tylko znajdziesz okazję, nie kochasz mnie już?

— Idę na spacer. — Odparł wymijająco, kierując swoje kroki w stronę jeziora. — Sam.

Dziewczyna nie próbowała go gonić. Ginewra Weasley. Najmłodsza latorośl w rodzinie Weasley'ów. Zakochana w nim od ich pierwszego spotkania. On natomiast traktował ją jak młodszą siostrę. Jednak im bardziej świat walił mu się na głowę, tym bardziej potrzebował kogoś, kto będzie go kochać. Dlatego przystał na wyznanie rudowłosej, ciesząc się, że może też ją pokocha. Ale to nie nastąpiło, a teraz dziewczyna nawet go nie broni przed wyzwiskami czy oskarżającymi spojrzeniami. Czasami nawet, gdy czarnowłosy nie patrzy, ona również rzuca mu takowe spojrzenie. A to tylko dlatego, że miał zbyt dobre serce.

ɦเรƭσɾเα ℓµɓเ รเε̨ ρσωƭαɾƶαć || ƭσɱαɾɾყOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz