★ 7 ★

1.7K 113 22
                                    

Jak tylko się obudziłem, zauważyłem, że jestem w skrzydle szpitalnym. Zmrużyłem oczy, dotykając czoła, czując ogromny ból. 

— W końcu się pan obudził, panie Moore — głos pielęgniarki zabrzmiał z jednego z przylegających pomieszczeń — napędził mi pan niezłego strachu.

Spróbowałem usiąść, ale kobieta znów się odezwała, podchodząc do mnie z kilkoma eliksirami.

— Moore, nie wierzgaj tak, byłeś nieprzytomny przez kilka dni, twoje ciało jest sztywne — powiedziała, podając mi trzy buteleczki — to eliksir rozgrzewający, twoje mięśnie się rozluźnią, a ty nie będziesz miał takiego problemu, ten to eliksir regeneracyjny, żebyś znów nie odleciał, a to eliksir słodkiego snu, który zażyjesz przed spaniem.

Wypiłem pierwszy z nich, oo czym poczułem niemą ulgę.

— Ja — mruknąłem, marszcząc brwi — co ja tu robię?

— Też bym chciała wiedzieć, panie Moore — odparła, przyglądając mi się badawczo — co robił pan wtedy na skraju Zakazanego Lasu?

Zakazanego Lasu? Co ja robiłem przy... ah tak. Skrzywiłem się lekko, przypominając sobie wczorajszy wieczór. Nie. Kobieta wyraźnie powiedziała, że spałem kilka dni.

— Wybrałem się na spacer, bo nie mogłem zasnąć — odparłem, przygryzając policzek — ostatnie co pamiętam to to, jak upadam. Ile już jestem nieprzytomny i jak tu trafiłem?

Kobieta rzuciła mi dziwne spojrzenie, po czym odchrząknęła.

— Tydzień, panie Moore — odparła, prostując się — był pan nieprzytomny przez tydzień. A trafił pan tu, bo ktoś pana przyniósł, to oczywiste.

— Ja — mruknąłem, odwracając wzrok — kto?

— Tom Riddle — rozszerzyłem oczy w szoku, ale kobieta kontynuowała — oczywiście wasza dwójka dostanie zasłużoną karę za włóczenie się po nocy. A teraz proszę się położyć, jestem pewna, że pana przyjaciele zaraz tu wparują. 

— Moi... kto? — zmarszczyłem brwi, wpatrując się w nią niezrozumiale.

— Pana przyjaciele przychodzili tu niemal trzy razy dziennie, aż było mi żal ich wyrzucać — odparła, po czym zerwałem się szybko, przez co zakręciło mi się w głowie — proszę uważać, panie Moore!

— Czy mogę wrócić do swojego dormitorium pani Kindley? — popatrzyłem się na nią maślanymi oczami — proszę? Obiecuję, że wezmę wszystkie eliksiry.

— Nie ma mowy Moore — odpowiedziała, ale jej głos delikatnie się załamał — zostajesz tu jeszcze na dzień obserwacji.

Wpatrywałem się w nią tak intensywnie, że w końcu nie miała wyjścia i podniosła dłonie w geście poddania.

— Dobrze Moore, ale niech ja tylko usłyszę, że wyszedłeś z łóżka — uśmiechnąłem się do niej szeroko, wstając, ale tym razem powoli.

Poprawiłem szatę, kierując się w stronę wyjścia. Zatrzymałem się jednak na sekundę i odwróciłem w jej stronę.

— A czy — szepnąłem, przygryzając wargę — czy Tom też...

— Z tego co wiem przychodziła tylko trójka z twojego dormitorium, a razem z nimi narzeczona pana Blacka — odpowiedziała z przepraszającym uśmiechem — idź już Moore, i  spróbuj tylko wpaść na mnie na korytarzu.

Kiwnąłem głową, wychodząc ze skrzydła szpitalnego. Jak tylko znalazłem się za rogiem, zatrzymałem się i przytrzymałem dłoń na wysokości serca. Opanował mnie jakiś niezrozumiały ból. 

ɦเรƭσɾเα ℓµɓเ รเε̨ ρσωƭαɾƶαć || ƭσɱαɾɾყOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz