★ 5 ★

2K 134 35
                                    

Obudziłem się z uśmiechem na ustach. Od razu jednak mój umysł przywołał wspomnienia z Pokoju Życzeń przez co mój dobry humor wyparował. Chłopcy jak zwykle jeszcze śpią. Jak najszybciej ubrałem się i nie czekając na Riddle'a, ruszyłem w stronę Wielkiej Sali. 

Byłem zaniepokojony tym, że Tom może dowiedzieć się o mojej przeszłości lub powodzie, dlaczego tu jestem. Ponadto czuję, że coś się dzisiaj wydarzy. 

Skręcając w ostatni korytarz, usłyszałem przyciszoną rozmowę dwóch chłopaków, więc zatrzymałem się, wytężając słuch.

— Czarny Pan powiedział, że dzisiaj jest spotkanie — jeden z nich potaknął, po czym drugi dodał jeszcze ciszej — przy Zakazanym Lesie, lepiej się nie spóźnij, widać, że jest czymś zdenerwowany. 

— To pewnie przez to co wygadywał Rosier razem z Avery'm — powiedział drugi, a na jego ustach powstał srogi uśmiech — jeszcze kilka miesięcy temu był mu taki oddany, że chodziły plotki, że on się w nim... no wiesz. A teraz podobno tak opluwał jadem Czarnego Pana, że gdyby to słyszał, oberwałby Avadą na miejscu.

— Słuchaj Crabble — parsknął, kręcąc głową — jeśli chcesz przeżyć to dam ci dobrą radę. Nie wpierdalaj się w coś, co cię nie dotyczy.

Po tych słowach oddalił się, a chłopak o nazwisku Crabble również odszedł. Mruknąłem z zadowoleniem, kontynuując swoją wędrówkę do Wielkiej Sali. A więc mają dzisiaj spotkanie. To się dobrze składa, będę miał okazję poobserwować Toma, gdy będzie on przedstawiał im swoje plany.

Uśmiechnąłem się lekko, siadając przy stole i nakładając sobie jajecznicę. W połowie mojego jedzenia pojawił się Orion z Abraxasem, a tuż za nimi zauważyłem Theodore'a z Walburgą. Poklepałem miejsce obok siebie, gdzie usiadł Nott, a reszta rozsiadła się naokoło nas. 

— Słyszałem, że zagiąłeś starego Kettleburn'a, znowu — powiedział do mnie szatyn, puszczając oczko — jesteś intrygujący Moore, ciekawe czym jeszcze nas zaskoczysz.

Zaśmiałem się lekko, wzruszając ramionami i posyłając mu tajemniczy uśmiech.

— Uwierz mi, gdyby nie Tom, na pewno nie poszłoby tak gładko — odchrząknąłem, po czym zauważając znajomą sylwetkę przy drzwiach, nachyliłem się w jego stronę — kiedy macie zapisy do drużyny?

— W sensie Quidditcha? — chłopak rozszerzył oczy w szoku, ale i z radości — grasz w Quiddicha? Na jakiej pozycji? Jak długo? Jesteś dobry?

— Merlinie, Theo, zabijesz go tymi pytaniami — parsknął blondyn, puszczając mi oczko — ale ja też jestem ciekaw Moore, więc opowiadaj.

Westchnąłem bezgłośnie, próbując wymyśleć coś, co nie napędzi mi mnóstwa pytań. Jednak zanim zdążyłem otworzyć usta, Riddle mnie uprzedził, siadając po mojej drugiej stronie z krzywym uśmieszkiem.

— Nie sądziłem, że tak mnie potraktujesz Moore — szepnął, a mnie przeszedł dreszcz.

Szybsze wyjście z dormitorium nie było moją pierwotną intencją, ale strach przed tym, że brunet pozna moje najskrytsze sekrety był po prostu zbyt wielki. Doszedł do tego też ból straty wszystkich, którzy zginęli przeciw jego przyszłemu ja. Fred. Lupin. Tonks. Snape. Lavender. Nawet ja.

 Gdy byłem martwy i spotkałem Dumbledore'a na stacji King Cross, to dziecko, które siwowłosy spisał na straty, tak bardzo przypominało mi rozdartą duszę Voldemorta. Samotny, nie pełny i taki, którego stanu najbardziej się obawiał. Słaby. W tamtym momencie tak bardzo chciałem mu pomóc, ale Dumbledore powiedział, że nie warto. Zastanawiam się, co by było, gdybym jednak zdecydował się mu pomóc.

ɦเรƭσɾเα ℓµɓเ รเε̨ ρσωƭαɾƶαć || ƭσɱαɾɾყOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz