★ 6 ★

1.7K 129 12
                                    

Usiadłem przy stole Slytherinu, nawet już nie wysilając się, by szukać tej jednej osoby, która nie pojawiła się na żadnej z dzisiejszych lekcji. Nie wiedziałem gdzie zniknął ani kogo mógłbym o niego zapytać. Dodatkowo Theodore bez Toma przyczepił się do mnie jak rzep, przytulał mnie i łapał za dłoń kiedy naszła mu taka ochota. Cały czas czułem na sobie czyjś wzrok, ale gdy się obracałem, nikt na mnie nie patrzył.

Szatyn bynajmniej denerwował mnie niesamowicie. Tam, gdzie Tom milczał, ten podtrzymywał konwersację, a raczej prowadził monolog, którego i tak za bardzo nie słuchałem. Byłem bardziej zajęty myśleniem o wieczornym spotkaniu śmierciożerców.

Odsunąłem talerz, stwierdzając, że nie jestem głodny, po czym spojrzałem na paplającego Theodore'a. Chłopak może i był dość przystojny, jego włosy były delikatnie kręcone, a oczy intensywnego, niebieskiego koloru, jednak ja wolałem spędzać czas z kimś innym.

— Wybacz Theo, ale nie czuję się dobrze, pójdę do dormitorium — powiedziałem i zanim zdążył mi odpowiedzieć, uciekłem w stronę wyjścia.

Cały dzień, Cały dzień opowiadał o sobie, swojej rodzinie, zainteresowaniach czy nawet o swoich byłych. Myślałem, że nie wytrzymam. Dodatkowo, to Riddle miał pożyczać mi książki dopóki nie kupię swoich, tylko przez to, że niespodziewanie zniknął, przez wszystkie lekcje byłem skazany na historie życiowe szatyna.

Odetchnąłem z ulgą, szybkim krokiem przemieszczając się do mojego dormitorium. Oprócz tego, były jeszcze trzy inne z naszego rocznika. W dwóch spali nieznani dla mnie ślizgoni, a w jednym przyjaciele Rosiera i młodzi śmierciożercy. 

Wzdrygnąłem się lekko, przebierając w luźniejsze ubrania i siadając na łóżku, wziąłem do ręki wypożyczoną dzisiaj książkę. To był kolejny moment, w którym żałowałem, że nie było ze mną chłodnego ślizgona.

— Mówię ci Harry, nie mogłem z nim wytrzymać — moja powieka drgnęła, gdy starałem się zdjąć jedną z upragnionych książek, jednak mój wzrost mi to uniemożliwiał — Harrington gadał i gadał, mówię ci, masz szczęście, że nigdy ci się to nie przytrafiło. Gadatliwy ex to jeden z gorszych jakich można mieć.

— Ah, rzeczywiście mam szczęście — parsknąłem ironicznie, po czym zgrzytnąłem zębami — cholerna, głupia księga! Chodź tu!

Zauważyłem kątem oka jak chłopak milknie i wpatruje się we mnie przenikliwie, jednak moja uwaga znów skupiła się na delikatnie podrygującej książce, dwie półki wyżej mojej głowy. Jakim cudem udało mi się ją poruszyć, gdy po pierwsze wypowiedziałem to w wężomowie, po drugie to nie było jakieś konkretne zaklęcie, a po trzecie nie umiem magii bezróżdżkowej.

Przygryzłem wargę, wpatrując się w nią przez kilka sekund, starając się obrócić plecami do drugiego chłopaka, by nie zorientował się co robię.

Stój! — syknąłem cicho, obserwując jak jej okładka zastyga. Obróciłem się z powrotem twarzą do chłopaka, uśmiechając delikatnie — nie sądziłem, że biblioteka ma takie wysokie regały.

Szatyn posłał mi flirciarski uśmiech, przysuwając się i sięgając ponad mną po nieszczęsną księgę. Wstrzymałem oddech, wciskając się jak najbardziej w półki, by uniknąć nadmiernego kontaktu z chłopakiem. Czułem się bardziej niż niekomfortowo z jego klatką i twarzą tak blisko mnie.

— To nie regały są wysokie, tylko ty jesteś niski Moore — zagryzłem gniewnie policzek, słysząc moje nazwisko z jego ust. Nawet ono z ust Riddle'a brzmi lepiej — ale co się dziwić, twoja budowa ciała też jest raczej... delikatna.

Wywróciłem oczami, odsuwając go i odbierając książkę. Odwróciłem się i szybkim krokiem podszedłem do bibliotekarki, która wyglądała na matkę pani Pince. Kilka minut później wychodziłem stamtąd z grymasem na twarzy, jednak on pozostał niewzruszony, zaczynając opowiadać o swoim kolejnym byłym. Nie mogąc go uciszyć, skierowaliśmy się w stronę Wielkiej Sali.

ɦเรƭσɾเα ℓµɓเ รเε̨ ρσωƭαɾƶαć || ƭσɱαɾɾყOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz