NOW - G O O D G I R L

627 47 14
                                    

Dni w Hogwarcie bez Draco były dla mnie trudne, bardzo trudne. Przez ostatnie dziesięć miesięcy niemożliwie się do siebie zbliżyliśmy, wypełnialiśmy nawzajem swoją codzienność, a teraz nagle, z dnia na dzień, jego zabrakło.

Nie chodziło już tylko o seks, ale o samą jego obecność. O jego zapach albo ton głosu.

Wśród naszych wspólnych znajomych udawałam, że wszystko jest w porządku. Siedząc na kanapach w pokoju wspólnym Slytherinu, rozmawiałam z Theo i Blaisem jak gdyby nigdy nic, bo przecież oni wciąż byli moimi przyjaciółmi i moje skomplikowane relacje z Draconem nie powinny wpływać na moje relacje z innymi ludźmi. Dlatego nawet czasami się śmiałam, kiedy któryś z chłopców powiedział coś zabawnego. Używałam beztroskiego tonu, a kiedy pytali, co tam u mnie, wymyślałam niestworzone historie o tym, jak świetnie bawiłam się poprzedniego wieczoru z jakimś Puchonem albo do jakiej świetnej knajpki w Hogsmeade trafiłam przypadkiem. Mówiłam im, że trzymam się doskonale, mówiłam, że żyję pełnią swojego życia, mówiłam, że utrata Malfoya w ogóle mnie nie dotknęła, a nawet przeciwnie, sprawiła, że ruszyłam do przodu.

Mówiłam to wszystko, bo wiedziałam, że te słowa trafią do Draco. Chciałam, żeby wiedział, że po nim nie płaczę.

Oczywiście wszystko to było kłamstwem.

Płakałam dużo, ale tylko wtedy, kiedy nikt nie widział, ewentualnie w obecności Lazarusa, bo był już jedyną osobą na świecie, której wciąż potrafiłam zaufać.

Nie bawiłam się dobrze, właściwie prawie wcale nie wychodziłam ze swojego pokoju albo pokoju Laza. Teraz ciągle tam przesiadywałam, a nawet kilka razy zdarzyło mi się zostać u niego na noc. Oczywiście Zabiniemu powiedziałam potem, że przenocował mnie cholernie gorący Puchon i dopilnowałam, żeby Draco się o tym dowiedział.

Może część mnie chciała sprawić, żeby był zazdrosny.

Minął prawie tydzień, a ja wciąż nie potrafiłam się pozbierać. Serce biło mi szybciej za każdym razem, kiedy widziałam Dracona. Kilka razy udało nam się nawiązać kontakt wzrokowy, ale ja wtedy zawsze szybko odwracałam spojrzenie, bo pod powiekami zbierały mi się łzy i nie chciałam, żeby on to zauważył.

Siedziałam akurat na swoim stałym miejscu w Wielkiej Sali, zmuszając się do jedzenia, jak co dzień. Ubierałam się w jeden z tych sztucznych, ale wyjątkowo realistycznych uśmiechów i powtarzałam sobie w myślach, że nie mogę dać po sobie poznać, jak bardzo chciałabym zniknąć.

— A ty, Rose? — szturchnął mnie Blaise.

Zamrugałam z dezorientacją, całkowicie wybita z rytmu. Spojrzałam na przyjaciela z niezrozumieniem, z widelcem zawieszonym kilka centymetrów nad talerzem.

— Co?

— Czy ty masz teraz kogoś na oku?

Powstrzymałam się przed agonalnym jęknięciem.

Tak się składa, że osoba, którą miałam na oku od dłuższego czasu, siedzi po twojej prawej, Zabini.

Oczywiście nie powiedziałam tego głośno.

— Nie — zaprzeczyłam ze wzruszeniem ramion. — Tylko sypiam z takim jednym z Hufflepuffu.

— Którym?

Przełknęłam ślinę i uśmiechnęłam się półgębkiem. Przesunęłam wzrokiem po chłopcach w żółtych szatach, a kiedy wyłapałam wśród nich jednego całkiem przystojnego, wskazałam na niego brodą.

— O, z tamtym — skłamałam gładko. Naprawdę nawet nie wiedziałam, jak ma na imię i szczerze mówiąc, wcale mnie to nie interesowało.

— Blaise za to wzdycha do tej wkurwiającej Gryfonki — prychnął Nott.

✔ Fidelius |D.M. ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz