NOW - V A L E N T I N E S pt. II

505 55 20
                                    

Upewnij się,  że przeczytał*ś pierwszą część rozdziału, bo publikuję je jednego dnia!!

Pogadanka przedrozdziałowa: żeby napisać ten rozdział musiałam zrobić mały research, żeby nic nie pomieszać no i na trochę utknęłam w sieci, czytając sobie bardzo przykre rzeczy o życiu Draco i teraz mi smutno :< Ten chłopak nie zasługiwał na takie cierpienie, jakie spotkało go w życiu :c.

********

Lekcje minęły mi zadziwiająco szybko, może przez to, że w ogóle się na nich nie skupiałam. Po ostatnich zajęciach Draco złapał mnie za rękę i pociągnął w stronę wyjścia, zanim ja w ogóle zdążyłam pomyśleć o tym, by spakować książki.

— A podręczniki? — zapytałam, kiedy ciągnął mnie korytarzami Hogwartu w sobie tylko znanym kierunku.

— Zaufaj mi, wszystko mam pod kontrolą — obiecał.

Tak więc zrobiłam. Nie pozostało mi nic, jak tylko mu zaufać.

Zagłębialiśmy się w mury zamku, szliśmy korytarzami, którymi zazwyczaj się nie przechadzaliśmy, a ja z każdym krokiem byłam coraz bardziej ciekawa tego, co się dzieje, co tak właściwie planuje ten chłopak.

Ostatecznie zatrzymaliśmy się pod ścianą, pustą ścianą. Popatrzyłam na Draco z powątpiewaniem, ale on zapewnił, że wie co robi.

Zakrył mi oczy i złapał za obie dłonie. Szliśmy jeszcze przez chwilę, zanim usłyszałam dźwięk zawiasów. Kazał mi uważać na próg, a zaraz potem zawiasy skrzypnęły ponownie. Kiedy zdjął mi z oczu swój krawat, jaki służył mu za przepaskę, rozejrzałam się po miejscu, w którym się znajdowaliśmy. Byliśmy w pokoju pełnym... gratów. Szczerze mówiąc, nie tego się spodziewałam, jednak nie chciałam dać po sobie poznać tego, że czuję się zawiedziona. Rozejrzałam się wokół, starając się znaleźć jakikolwiek punkt zaczepienia, cokolwiek, co pomogłoby mi zacząć rozmowę. Jednak na język cisnęło mi się tylko „gdzie my, do cholery, jesteśmy?".

— To pokój życzeń — szepnął mi na ucho Draco, stojąc za mną. Jego szept był taki ciepły i przyjemny dla mojej skóry. — Może znaleźć do niego drzwi, tylko jeśli naprawdę się tego potrzebuje.

— Słyszałam o nim — przyznałam. — Ale nigdy tu nie byłam.

— Wiem. Chodź, chcę coś ci pokazać.

Ucałował mój kark, po czym wyminął mnie i ruszył w głąb tego wszechobecnego bałaganu.

Poszłam w jego ślady, zastanawiając się, co takiego ważnego może znajdować się w takim chaosie.

Ostatecznie stanęliśmy przed dużą szafą z wieloma zdobieniami, wykonaną z ciemnego drewna. Ostrożnie dotknęłam jednego ze żłobień. Ten mebel, stojący wśród tylu śmieci, wyglądał naprawdę majestatycznie.

Wciąż jednak nie wiedziałam, dlaczego Draco mi go pokazuje.

— Wiesz, co to jest? — zapytał półszeptem.

— Nie mam pojęcia — przyznałam. Gdybym nie była czarownicą, powiedziałabym, że to zwykła szafa. Jednak w świecie magii nic nie było tym, na co zwyczajnie wyglądało.

— To szafka zniknięć — wyjaśnił, po czym dotknął jej z taką delikatnością, z jaką dotykał mnie. — Kiedy wejdziesz do niej tutaj, wyjdziesz u Borgina i Burkesa, w Londynie.

— To szaleństwo — przyznałam, teraz patrząc na szafę z jeszcze większym podziwem. — Skąd to wiesz?

— Naprawiłem ją — przyznał. — Kiedy znikałem, pracowałem nad tym, żeby działała. To był rozkaz, sama rozumiesz... — Odchrząknął. — Ale ostatnio wpadłem na to, że może posłużyć też do czegoś innego. Pomyślałem sobie, że może chciałabyś... — Wypuścił powietrze przez usta i przeczesał włosy palcami. Stresował się, więc położyłam mu rękę na policzku, żeby dodać mu odrobiny otuchy. — Może chciałabyś w najbliższy weekend wybrać się ze mną do domu? Bardzo chciałbym przedstawić cię moim rodzicom. Oczywiście, zrozumiem, jeśli nie będziesz chciała ze względu na moją ciotkę, jej dziecko i ojca tego dziecka, ale tak tylko sobie pomyślałem.

Wspięłam się na palce i pocałowałam go, żeby już przestał mówić. Tak bardzo się denerwował i plątał w swoich słowach, a ja kompletnie nie byłam do tego przyzwyczajona. Malfoy zawsze był opanowany. Roztargnienie w ogóle do niego nie pasowało.

— Kocham cię — szepnął, patrząc mi w oczy, kiedy już oderwaliśmy się od siebie. — Zależy mi na tobie, Rose. Wiem, że nie potrafię tego pokazać, ale naprawdę mi zależy.

— Wiem — odpowiedziałam mu równie cicho, wciąż gładząc jego blady policzek kciukiem. — Pojadę z tobą do domu, oczywiście, że to zrobię. Jeśli naprawdę chcesz, żeby twoi rodzice mnie poznali, nie mogę odmówić.

Kiedy tylko wypowiedziałam te słowa, Dracon zamknął mnie w szczelnym uścisku. Czułam bicie jego serca przy swojej piersi. Może faktycznie nie umiał wyrażać emocji, ale wiedziałam, jak bardzo poruszony jest w tym momencie.

Przez chwilę przytulaliśmy się do siebie, a potem nagle, jakby o czymś sobie przypomniał, oderwał się ode mnie z błyskiem w oku.

— Chodź, pokażę ci, jak tu trafić.

Wyszliśmy na pusty korytarz. Dzisiejszy dzień był bezpieczny, ponieważ wszyscy uczniowie opuścili Hogwart w celu świętowania Walentynek razem ze swoimi drugimi połówkami. Ci samotni z kolei albo zaszywali się w swoich dormitoriach z podręcznikami, ubolewając nad swoim losem, albo, tak jak ja zazwyczaj, imprezowali z przyjaciółmi, powtarzając, że nikt nie jest im potrzebny do szczęścia. Tak czy siak, nikt nie krzątał się po zamku.

Mój chłopak wyjaśnił mi dokładnie wszystko, ile razy trzeba przejść wzdłuż ściany oraz jaki dystans wystarczy.

— I musisz bardzo intensywnie myśleć o tym, co chcesz znaleźć w środku. Dokładnie też określ, komu pozwolisz wejść do środka — mówił. — Ale teraz tego nie rób. Teraz ja chcę ci coś pokazać. Po prostu skup się na tym, że chcesz trafić tam, gdzie i ja.

Posłuchałam go, ciekawa, co takiego planuje. Zgadywałam, że ma to związek z jego porannym zniknięciem.

Wtuliłam się w jego ramię i splotłam ze sobą nasze palce, a kiedy drzwi do pokoju życzeń ukazały się moim oczom, wstrzymałam oddech. To był niesamowity widok.

Draco przepuścił mnie pierwszą, co było błędem, bo zatrzymałam się zaraz za progiem, chłonąc wzrokiem to, co mnie otaczało.

Pokój przybrał postać Wielkiej Sali, z tą różnicą, że sufit zasnuwało rozgwieżdżone niebo i zamiast czterech długich stołów, na środku leżał ciemnozielony koc. Świeczki pod sufitem stanowiły jedyne źródło światła.

— Zaplanowałeś to wszystko dla mnie? — wydusiłam z siebie, odwracając się w jego stronę.

— Mam nadzieję, że to wystarczające — przyznał, rumieniąc się. — Rano byłem też w Hogsmeade i kupiłem ci czekoladową żabę. Wiem, że nadal bardzo je lubisz.

Nie potrafiłam się nie wzruszyć. Zarzuciłam ręce na szyję chłopaka i pocałowałam go chciwie.

Nie potrafiłam wyrazić słowami tego, jak bardzo go kochałam.

Pomimo wszystkich jego błędów, pomimo tego, że czasami mnie ranił, pomimo wszystko, oddałam mu serce i nie żałowałam.

✔ Fidelius |D.M. ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz