THEN - M A L F O Y S

448 41 19
                                    

Trzeci dzisiaj, więc upewnij się, że czytał*ś poprzednie ;)

Powoli zbliżamy się do końca pierwszej części, a ja jestem niesamowicie podekscytowana drugą skskskks.

***

Przebywanie w posiadłości rodziców mojego chłopaka samo w sobie było niekomfortowe, a jedzenie tam kolacji, siedząc przy długim, ciężkim, mahoniowym stole, było wręcz nie do wytrzymania.

Pilnowałam wszystkich manier, zachowywałam się grzecznie i z szacunkiem odnosiłam się do wszystkich wokół. Starałam się nie mówić za dużo. Wolałam milczeć, aniżeli powiedzieć coś nie tak. Odpowiadałam tylko na zadawane mi pytania, raczej zwięźle i sama nie zaczynałam żadnych tematów. Słuchałam kilku opowieści o młodości Draco, ale głównie przytakiwałam, kiedy Lucjusz wychwalał Toma Riddle'a. Pan Malfoy nosił długi rękaw, ale ja wiedziałam, że pod nim skrywa Mroczny Znak, taki sam, jaki miał jego syn. Z tą niewielką różnicą, że Dracon nigdy nie chciał go mieć.

Niestety nasłuchałam się więcej, niżbym chciała. Usłyszałam, jak wielką armię stworzył sobie Voldemort i chociaż nie chciał powiedzieć kiedy, przyznał, że uderzy w Hogwart. Powiedział, że będzie to najmniej oczekiwany moment, ale zapewnił, że wszyscy, którzy staną po jego stronie, przeżyją. O ile będą mieli czystą krew.

Uśmiechałam się, kiwałam głową i jadłam pieczeń przygotowaną przez Narcyzę. Kilkukrotnie musiałam ugryźć się w język przed rzuceniem jakiegoś bezczelnego komentarza i niejednokrotnie znosiłam świdrujące mnie spojrzenie Bellatrix. Na szczęście zaraz po kolacji wyszła, oznajmiając, że musi nakarmić córkę. Zrobiło mi się niedobrze na myśl, że Czarny Pan ma córkę i posiłek prawie podszedł mi do gardła, kiedy uświadomiłam sobie, w jaki sposób robi się dzieci. Bella była ładna, nie rozumiałam, jak w ogóle mogła chcieć być dotykaną przez kogoś tak paskudnego jak Tom Riddle. Musiałam napić się wody, żeby pozbyć się posmaku żółci z ust.

Narcyza przyniosła deser, jakieś czekoladowe ciasto, które upiekła. Kiedy tylko na chwilę zniknęła z jadalni, Voldemort wstał, oznajmiając, że ma ważniejsze sprawy od siedzenia z nami. Nikt z tam obecnych nie mógł sobie nawet wyobrazić, jaką ulgę poczułam, kiedy zamknęły się za nim drzwi.

Spojrzałam na mojego chłopaka, wzrokiem błagając go, żebyśmy już stąd wyszli. Tak bardzo chciałam już znaleźć się w Hogwarcie, między bezpiecznymi murami tej szkoły. Od dawna nie przepadałam za przebywaniem tam, ale w tej chwili naprawdę o niczym nie marzyłam bardziej. Sypialnia, którą dzieliłam z Pansy i kilkoma innymi Ślizgonkami, nagle stała się najprzytulniejszym obrazem w mojej głowie.

— Będziemy musieli niedługo wracać — oznajmił ojcu Draco, po czym upił kilka łyków ze swojej szklanki. — Zanim ktoś zorientuje się, że nie wybraliśmy się tylko do Hogsmeade.

— W tej szkole pracują sami idioci, nikt nie zwróci na to uwagi — skomentował ponuro Lucjusz.

Przygryzłam wargi i opuściłam wzrok na swoje dłonie, ułożone na kolanach. Siedziałam za daleko nawet, by złapać Dracona za rękę, a bardzo by mi się to teraz przydało.

Kiedy kilka dni temu zgadzałam się na przyjazd tutaj, wiedziałam, że będzie to niezręczne, krępujące i zwyczajnie niewygodne, ale nie sądziłam, że aż tak. Jednak gdyby Draco zapytał mnie ponownie, czy poznam jego rodziców, zgodziłabym się, ponieważ kochałam go tak bardzo, że byłam w stanie poświęcić dla niego swoją wygodę, a nawet poczucie bezpieczeństwa.

Narcyza przyniosła ciasto, które postawiła na środku stołu, tak, by każdy mógł po nie sięgnąć.

— Co masz zamiar robić po szkole, Rosemary? — zapytała i chyba po raz pierwszy tego popołudnia, poruszony temat nie miał nic wspólnego z czarną magią i Tym, Którego Imienia Nie Wolno Wymawiać.

— Myślę, że będę zajmować się domem — skłamałam z delikatnym uśmiechem.

Mówiłam to, co oni chcieli słyszeć, żeby potem nie powtarzali synowi, że wybrał sobie złą dziewczynę.

Tak naprawdę zamierzałam pracować w Ministerstwie Magii i ubiegać się o stanowisko Aurora. Gdybym jednak powiedziała to głośno... wolałam się nad tym nie zastanawiać.

— Mądrze — odezwał się pan Malfoy. — A dzieci?

Zakrztusiłam się, słysząc to pytanie. Zamrugałam i przelotnie spojrzałam na mojego chłopaka. Nie mówił mi, że mogą o to pytać i nie zdradził, co powinnam powiedzieć w takiej sytuacji.

— Jeszcze o tym nie myślałam — wybrnęłam. — Jesteśmy teraz za młodzi na dzieci, zastanowimy się nad tym później. Prawda, Draco?

— Tak — zgodził się za mną.

— Jesteś bardzo mądra, Rosemary — pochwaliła Narcyza.

Z dwójki rodziców Draco, to ona była odrobinę cieplejsza, chociaż wciąż zachowywała dystans.

— Dziękuję — powiedziałam niespiesznie. Dracon uprzedził mnie, żebym nigdy nie udawała skromnej, bo państwo Malfoy cenią sobie ludzi, którzy znają własną wartość.

— Nie sądziłem nigdy, że Draco będzie w stanie dokonać jakiegokolwiek słusznego wyboru samodzielnie — oznajmił Lucjusz, a mnie ścisnęło serce. Nie rozumiałam, jak mógł być tak oziębły w stosunku do własnego syna. — Ale teraz przyprowadził do nas ciebie i muszę przyznać, że chociaż raz w życiu coś mu się udało.

Zacisnęłam szczękę tak mocno, że zęby zaczęły mnie boleć. Wiele wysiłku kosztowało mnie nie odpyskowanie temu mężczyźnie.

Chciałam powiedzieć, że Draco jest jednym z najbardziej inteligentnych i racjonalnie postępujących osób, jakie spotkałam w życiu i nie pojmuję, jak tak bardzo można go nie doceniać. Mogłam dodać też, że ma dobre serce, ale akurat tej cechy chyba nikt tutaj nie popierał.

— Rose to istotnie najlepszy wybór, jakiego dokonałem — odezwał się Dracon, a mnie zrobiło się ciut cieplej. — Cieszę się, że chociaż w tym się zgadzamy.

— Pewnie długo musiałeś zabiegać o jej względy. — Lucjusz zmierzył syna wzrokiem od góry do dołu, po czym przelotnie zerknął na mnie, a potem znowu na chłopaka. — Przecież żadna taka mądra i ładna dziewczyna nie zwróciłaby na ciebie uwagi.

Miałam ochotę prychnąć z kpiną. Draco zabiegający o czyjekolwiek względy? Nie byłam w stanie sobie tego wyobrazić. Wystarczyło, że istniał, a połowa dziewcząt w Hogwarcie błagała go, żeby chociaż raz na nie spojrzał.

Gdyby jego rodzice byli normalni, powiedziałabym im to, ale biorąc pod uwagę fakt, że do normalności było im daleko, siedziałam cicho.

W tamtej chwili pomyślałam, że nigdy już nie będę narzekać na brak zainteresowania ze strony mojej mamy i taty. Może średnio ich obchodziłam, ale przynajmniej nie uważali mnie za najgorszą osobę na świecie.

— Początki były trudne — powiedział mój chłopiec, zerkając na mnie. — Dość długo się docieraliśmy, ale ostatecznie udało nam się dojść do porozumienia.

Uśmiechnęłam się subtelnie, walcząc z rumieńcem na mojej twarzy. Kiedy wspominałam, jak wiele przeszliśmy, zanim dotarliśmy tu, gdzie byliśmy, zalewała mnie nostalgia i sentymenty. Ja po prostu nie umiałam nie kochać tego blondyna.

— Dobrze się stało — podsumowała Narcyza. — Pasujecie do siebie.

Nabrałam powietrza w płuca. Od tego lekkiego, ale wymuszonego uśmiechu, zaczęła drętwieć mi twarz.

Nie mogłam być szczęśliwsza, kiedy Draco oznajmił rodzicom, że naprawdę musimy już iść.

✔ Fidelius |D.M. ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz