THEN - T A L K

1K 43 2
                                    

Opuściłam drugą z rzędu lekcję McGonagall. Nie miałam ochoty patrzeć na nią i słuchać jej komentarzy o tym, że powinnam być milsza. Nie byłam miła, a ona miała ogromny problem, żeby to zaakceptować.

Początkowo chciałam skierować się do Pokoju Wspólnego Gryffindoru, ale na samą myśl o tym, kogo mogę tam spotkać, zrobiło mi się niedobrze. Dlatego też skręciłam w kierunku biblioteki. Nie było to może moje ulubione miejsce w tej zapchlonej szkole, ale tam przynajmniej mogłam liczyć na odrobinę spokoju i ciszy.

Zrozumiałam, że wielce się pomyliłam, kiedy przed drzwiami mój wzrok spoczął na wysokim blondynie. Na początku Malfoy mnie nie widziałam. Miałam jeszcze szansę odejść bez jego uwagi. Nie widziałam jednak powodu, dla którego miałabym to robić. Nie bałam się go, nie napawał mnie praktycznie żadną emocją, ani negatywną, a tym bardziej pozytywną.

Zrobiłam jeszcze kilka kroków do przodu, zanim Draco na mnie spojrzał. W pierwszym odruchu chyba nie zauważył, że to ja idę w jego stronę, jednak kiedy mnie rozpoznał, jego oczy otworzyły się trochę szerzej, a na usta wstąpił cwany uśmiech.

Odwzajemniłam go, wkładając w to całą swoją złośliwość.

— Dracon — odezwałam się, zatrzymawszy przed nim.

— Rosemary — powiedział, nie spuszczając ze mnie wzroku. Znowu uważnie przyglądał się mojej sylwetce, miałam wrażenie, że śledzi każdy jej centymetr.

— Chciałabym przejść — oznajmiłam, jedną ręką wskazując na drzwi do biblioteki.

— Gdybyś tylko wiedziała, co ja bym chciał — prychnął i nie ruszył się nawet kawałeczek.

Wywróciłam oczami, wzdychając z irytacją. Wykrzywiłam usta w grymasie niezadowolenia, po czym złożyłam ręce pod piersią.

Nie obawiałam się patrzeć w jego zimne oczy.

— Możesz powiedzieć mi, czego chcesz.

To chyba właśnie to zdanie sprawiło, że nasza znajomość potoczyła się w taki, a nie inny sposób. To właśnie tamta chwila odegrała tak istotną rolę i nadała Draco miano kogoś istotnego w moim życiu. Nieskromnie śmiem przypuszczać, że to zależność, relacja wiązana.

Chłopak zrobił krok w moją stronę, nachylił się do mojego ucha i przez ułamek sekundy, kiedy milczał, mogłam skupić się tylko na jego miętowym oddechu, opatulającym moją skórę. Przeszły mnie ciarki. A potem Draco wyszeptał mi kilka niecenzuralnych zdań.

Musiałam wstrzymać powietrze w płucach, żeby powstrzymać ciepło, roznoszące się po moim organizmie przez jego słowa.

Kiedy się odsunął, znowu spojrzałam mu w oczy. Starałam się nie uśmiechać, chociaż szło mi to z większym trudem, niż przypuszczałam.

— Rozumiem — odezwałam się spokojnie, po czym poprawiłam swoje lśniące włosy na ramieniu. — Czyli żadne z nas nie otrzyma dziś tego, czego chce.

Wypowiedziawszy te słowa, odwróciłam się i odeszłam, nie przypadkowo kręcąc biodrami.

Następne dni były dziwne. W trakcie posiłków przyłapywałam Dracona na tym, że patrzył się na mnie, ale nigdy nie odwracał wzroku. Prowadziliśmy wojny na spojrzenia, aż ktoś w końcu zasłaniał nam widok na siebie. Nie rozmawialiśmy ze sobą, nawet na siebie nie wpadaliśmy. Mieliśmy kilka lekcji razem, ale nie obracaliśmy się we wspólnym gronie znajomych, by chociażby siedzieć razem w jednym obszarze klasy.

W dalszym ciągu unikałam zajęć McGonagall. Czekałam, aż się zorientuje i wyciągnie konsekwencje.

— Rosemary. — Lazarus machnął mi ręką przed twarzą, kiedy zapatrzyłam się na Draco na lekcji latania. To z każdym dniem było coraz dziwniejsze, to coś, co działo się między nami. Bo coś się działo, nie miałam tylko pojęcia, co konkretnie.

✔ Fidelius |D.M. ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz