THEN - B U T T E R B E E R

617 45 10
                                    

Lazarus był zakochany po uszy. Latał za Cho, nosił jej książki, dawał kwiaty, podrzucał czekoladowe żaby, kiedy nie patrzyła. Od ich towarzystwa mnie mdliło. Byli jedną z TYCH par, tych słodkich, uroczych par. Nie mogłam tego znieść.

Nie chodziło o to, że jestem zazdrosna, bo mój przyjaciel miał kogoś, kogo kochał z wzajemnością. Cieszyłam się jego szczęściem. Ja po prostu nie lubiłam czuć się jak na doczepkę, kiedy oni we dwójkę słodzili sobie, nazywali się pieszczotliwie i chichotali cicho nad jakimiś książkami, ucząc się razem.

Dlatego przestałam chodzić z nimi do biblioteki, a z Lazem widywałam się tylko wtedy, gdy u jego boku nie było Cho. Jakoś... nie przepadałam za nią. Wydawała mi się za idealna i miałam złe przeczucia, ale nie chciałam martwić zauroczonego nią chłopca, więc kiedy opowiadał mi o tym, jaka to ona jest wspaniała, ja uśmiechałam się lekko i potakiwałam, pozostawiając wszelkie uwagi dla siebie.

Zobaczyłam przyjaciela z jego dziewczyną na końcu korytarza i chcąc uniknąć konfrontacji, skręciłam w stronę schodów. Istniało ryzyko, że zauważywszy mnie, zaproponowaliby mi, żebym poszła z nimi odrobić lekcje, a ja kompletnie nie miałam na to ochoty. Nie miałam też żadnej dobrej wymówki. Draco aktualnie był na treningu Quidditcha, więc nie mogłam wykpić się, mówiąc, że zaraz mam się z nim spotkać.

Swoją drogą, Malfoy był naprawdę dobrym zawodnikiem, co zauważyłam, kiedy przestałam gapić się na jego beznadziejnie przystojną twarz i piękne ciało. Teraz miałam je na co dzień, więc kiedy grał w turniejach, w końcu faktycznie skupiałam się na grze.

— A dokąd to? — zatrzymał mnie dziewczęcy głos, na dźwięk którego musiałam wywrócić oczami, po prostu nie mogłam się powstrzymać. — Nie wiesz, że na Wierzę Astronomiczną nie wolno wchodzić bez opiekuna?

— A kim ty jesteś, żeby mi o tym przypominać? — prychnęłam. — Z tego co wiem, prefektami twoim domu zostali Hermiona i Ronald.

— Ratuję cię od utraty punktów dla tych paskud. Co prawda i tak nie wygracie, ale...

— Czy ty naprawdę myślisz, że kogoś to jeszcze obchodzi? — przerwałam jej. — Nie, Nalia. Może cię zaskoczę, ale ta zabawa przestała przejmować kogokolwiek po trzecim roku. Nie jesteśmy już dziećmi, dorośnij.

Dziewczyna zacisnęła usta w wąską linię i zmierzyła mnie chłodnym wzrokiem. Mocno przyciskała podręcznik do obrony przed czarną magią do piersi. Pewnie sporo się z niej uczyła, bo jako Gryfonka raczej nie miała za łatwo u Snape'a.

— Kiedyś będziesz żałować swoich wyborów — ucięła, po czym odwróciła się na pięcie i odeszła.

Przez chwilę jeszcze stałam w miejscu, starając się zrozumieć, co to ostatnie zdanie miało oznaczać. Czy chodziło jej o naszą przyjaźń? O moje przeniesienie do Slytherinu? Czy może po prostu rzuciła czymkolwiek, byleby mieć ostatnie słowo?

Jasne, były wybory, których, wiedziałam od kiedy tylko ich dokonałam, będę żałować. Na przykład układ z Draco. Byłam pewna, że kiedyś tego pożałuję.

Ale czy nie od tego jest młodość? Chciałam mieć te szesnaście lat zarówno w latach jak i mentalnie. Nalia była nastolatką tylko na papierze, naprawdę jej dusza miała czterdziestkę na karku.

Potrząsnęłam głową, chcąc pozbyć się tych niewygodnych rozmyślań. Zrezygnowałam ze wspinaczki na Wieżę Astronomiczną, bo przypuszczałam, że ta wredna szlama wróci tu zaraz z jakimś nauczycielem, a ja miałam już wystarczająco przechlapane u większości z nich.

Cofnęłam się na główny korytarz, mając nadzieję, że Lazarus i Cho już dawno sobie poszli. Postanowiła udać się pod boisko do Quidditcha. Chciałam zaczekać na Dracona, a potem namówić go na piwo kremowe. Był środek tygodnia, ale nie sądziłam, żeby w czymkolwiek mu to przeszkadzało.

✔ Fidelius |D.M. ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz