NOW - M I S S P A R K I N S O N

767 49 9
                                    

Między mną i Draco wszystko układało się dobrze. Spędzaliśmy ze sobą całkiem sporo czasu, od kiedy należałam do Slytherinu. Poznałam go lepiej. Był całkiem uroczy, kiedy nikogo nie było wokół. Polubiłam go. Musiałam przyznać, że stał mi się bliski.

Nie jakoś bardzo, to nie była wielka miłość, nie zakochałam się w nim, a nawet nie zauroczyłam. Malfoy po prostu stał się w moim życiu codziennością. Jego widok każdego dnia był tak normalny, taki zwyczajny, że gdy nie widziałam go dłużej, bo na przykład nie mieliśmy czasu się spotkać, zaczynałam odczuwać niepokój.

Nic nie zapowiadało zmiany w naszej relacji. Większość nocy spędzaliśmy razem, czasami wymykaliśmy się reszcie znajomych również w ciągu dnia. Przestaliśmy kryć się z tym, co nas łączy. Oboje lubiliśmy seks i byliśmy singlami, nie robiliśmy przecież niczego złego, żeby to ukrywać.

Nastała wiosna, minął marzec, w kwietniu wszystko zaczęło rozkwitać, świat budził się do życia i bla, bla, bla. Potem maj i czerwiec, a ludzie oszaleli ze względu na zbliżający się koniec roku szkolnego.

Siedziałam w pokoju wspólnym, powtarzając materiał na zajęcia z Obrony, kiedy Pansy weszła do środka. Jak zawsze, zignorowałam jej obecność. Nie cierpiałam tej dziewczyny, działała mi na nerwy.

Nie zwracałam nawet uwagi, gdy raz po raz z jej ust wypadało imię Draco. Mówiła o nim tak często, że zdążyłam się przyzwyczaić.

Coś ruszyło mnie, dopiero kiedy Nott jej odpowiedział.

— Cieszy mnie twoje szczęście, ale zamknij się już — wymamrotał.

Odwróciłam się przez ramię, marszcząc brwi. Szczęście i Dracon w jednym zdaniu? Coś mi tu nie pasowało.

— Co tam? — zapytałam niewinnie, zwracając na siebie uwagę znajomych, którzy chyba wcześniej mnie nie zauważyli.

Theodorowi uśmiech zszedł z twarzy, kiedy tylko mnie dostrzegł, a ja wiedziałam już, co się kroi. Chłopak chyba zrozumiał, że dał mi za dużo sygnałów, bo z zakłopotaniem podszedł do mnie. Nieporadnie wyjął podręcznik z moich dłoni i usiadł obok, wzdychając cicho.

— Malfoy i Pansy — szepnęłam tak cicho, żeby Parkinson mnie nie dosłyszała. — Jak długo to trwa?

— Jakiś czas — mruknął niechętnie Nott. — Nie chciałem, żebyś dowiedziała się w ten sposób. Nikt nie chciał.

— Więc woleliście robić ze mnie idiotkę, tak? — prychnęłam, kręcąc głową.

Wyrwałam swoją książkę z dłoni Ślizgona i odwróciłam się od niego, nie słuchając słów wyjaśnień, którymi mnie raczył.

Czy byłam zła? Wściekła? Te słowa to za mało, żeby opisać to, jak się wtedy czułam. Miałam ochotę coś rozwalić. Miałam ochotę uderzyć Draco. Miałam ochotę... krzyczeć. Krzyczeć głośno, aż do zdarcia gardła.

Nie byłam zazdrosna, byłam upokorzona, wykorzystana i głupia. Czułam się beznadziejnie, a to złe samopoczucie tylko wzmagało moją chęć zrobienia awantury.

Wpadłam do sypialnie Dracona i mocno zatrzasnęłam za sobą drzwi. Zdezorientowany blondyn popatrzył na mnie, odstąpiwszy od swoich notatek.

Przez sekundę musiałam opanować swoje hormony, które rozszalały się na widok jego nieułożonych włosów i niedopiętej, białej koszuli.

Szybko jednak przypomniałam sobie, co ja tu właściwie robię.

— A więc ty i Pansy — warknęłam. Złożyłam ręce pod piersią i wzrokiem pół oceniającym, pół oczekującym, przyglądałam się chłopakowi.

✔ Fidelius |D.M. ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz