THEN - G R Y F F I N D O R

1.2K 58 18
                                    

Ja i Draco Malfoy mieliśmy sekret. Małą, słodką tajemnicę, której nikomu nie mogliśmy zdradzić.

Tą tajemnicą byliśmy my.

Pierwszego dnia mojej nauki w Hogwarcie Tiara Przydziału zdecydowała, że resztę lat w tej szkole spędzę w bordowych szatach, jako dumna Gryfonka. Wówczas nie miałam nic przeciwko. Pasowałam do Gryffindoru, byłam taka jak oni.

Jednak z biegiem lat zaczęłam się zmieniać. To chyba nic niezwykłego, dojrzewanie, zmiana charakteru, wyrobienie sobie własnych poglądów na pewne sprawy.

Jasne, nie byłam wyjątkowa, każdy dorastał. Z tym jednym małym wyjątkiem, że moje usposobienie uległo tak diametralnej zmianie, że któregoś dnia profesor McGonagall zasugerowała, by przenieść mnie do innego domu, bo, jej zdaniem, w ogóle nie zachowywałam się jak Gryfonka. Cóż, miała rację. Stałam się bardziej przebiegła od innych uczniów z mojego domu. Miałam też bardziej kąśliwy język. Nie bałam się mówić niektórym dzieciakom, że jestem od nich lepsza. Moje ideały w wielu przypadkach również uległy zmianie.

Nie oszukując ani siebie, ani nikogo wokół, stałam się typową Ślizgonką. Przysięgam, pasowałabym do nich jak ulał.

Jednak w historii Hogwartu nikt nigdy nie przeniósł się do innego domu w trakcie nauki i Dumbledore nie zamierzał tego niszczyć. Po jego decyzji wyrobiłam sobie o nim już całkiem konkretną opinię. Po co być aż tak konserwatywnym?

Wracałam właśnie pustym korytarzem w stronę Wielkiej Sali. Zła i zirytowana spotkaniem z dyrektorem, który kategorycznie zabronił mi zmienić domu, ponieważ, jak twierdził, „twoje prawdziwe poglądy są ukryte głęboko w tobie, a Tiara nigdy się nie myli". Co za bzdury!

— Mała Gryfonka jest rozeźlona? — usłyszałam nagle, czego kompletnie się nie spodziewałam. Wszyscy powinni być teraz na obiedzie.

Uniosłam wzrok, by zobaczyć, jak się okazało, Draco Malfoy'a, opartego o jedną ze ścian. Wyglądał tak nonszalancko, krzyżując swoje długie nogi w kostkach, z założonymi na pierś rękoma.

Zatrzymałam się, żeby chwilę z nim porozmawiać. Zazwyczaj tego nie robiliśmy, bo jako Ślizgon był bardzo uprzedzony do mojego domu, ale tym razem sam zagadał, więc nie mogłam oprzeć się pokusie, by go wysłuchać. Odniosłam wrażenie, że nie zaczepił mnie bez powodu, a ja chciałam wiedzieć, o co mu chodzi.

— Czego chcesz? — warknęłam, wciąż sfrustrowana.

— Słyszałem o twoim przypadku — oznajmił, a jego uważne spojrzenie lustrowało moją sylwetkę od góry do dołu. — Uważasz się za jedną z nas, co?

— Jestem zbyt dobra, by być tylko w Gryffindorze — prychnęłam, wywracając oczami. Naprawdę mocno wierzyłam w swoje słowa. Większość tych półgłówków niczym mi nie dorównywała.

— Ach tak? — ciągnął to Malfoy, a jego szare oczy zabłysły czymś dziwnym, czego do tej pory nie widziałam. Właściwie, on zawsze wydawał się jedynie skupiony, nic więcej. — Możesz to jakoś udowodnić?

— Mogę, ale nie muszę tego robić — stwierdziłam, pretensjonalnie zarzucając swoje jasnobrązowe włosy na łopatki. — Nie jesteś nikim, przed kim mogłabym chcieć się wysilić. Nic nie będę z tego mieć.

— Właśnie to zrobiłaś, Rosemary.

Wywróciłam oczami na jego słowa, chociaż wiedziałam, że ma rację. Wystarczyło, że zareagowałam w swoisty sposób, by dostrzegł we mnie osobę, którą byłam. Nie kryłam się z tym. Nie chciałam należeń do Gryffindoru. Może nawet nie przeszkadzałby mi fakt bycia Gryfonką, gdyby nie brak szacunku ze strony uczniów Slytherinu. A mnie należał się szacunek.

— Od kiedy wiesz, jak mam na imię? — sarknęłam.

Przypomniałam sobie o prostej posturze ciała i odrobinę wypięłam pierś, by wyglądać dumniej i dostojniej. Nie musiałam robić wrażenia na Draconie, musiałam robić je na każdym.

— Od kiedy zaczęłaś starać się o przeniesienie do mojego domu — odpowiedział szczerze.

Staliśmy dobre dwa metry od siebie, jedno bardziej dumne i pyszne od drugiego. Mierzyliśmy się nawzajem oceniającymi spojrzeniami i żadne z nas najwidoczniej nie miało zamiaru przestać.

— Fantastycznie — rzuciłam. — Ponieważ ja nie mam pojęcia, jak ty się nazywasz.

Rzecz jasna, kłamałam. Każdy w tej szkole słyszał o Draconie, niezależnie od tego czy w dobrym, czy, częściej, złym kontekście. Ludzie po prostu o nim mówili. Miał czystą krew, pieniądze i zadziwiająco wysokie mniemanie o sobie. To połączenie sprawiało, że już w pierwszych latach nauki stał jednym z najbardziej rozpoznawalnych uczniów tej szkoły.

— Draco — powiedział ozięble, po czym zrobił kilka kroków w moją stronę. — Draco Malfoy. Radzę ci je zapamiętać.

— Niby po co? — droczyłam się z nim, zawzięcie patrząc w jego stalowe oczy. Były dosłownie stalowe. Miałam wrażenie, że samym spojrzeniem może mnie zgnieść.

— Ponieważ będziesz krzyczeć je w nocy — syknął mi na ucho, po czym wyminął mnie i wszedł do Wielkiej Sali, a jego szata uniosła się za nim.

Przez chwilę stałam w osłupieniu, zastanawiając się, czy naprawdę to powiedział i o ile, dlaczego. Potem jednak odpuściłam. Malfoy nie był osobą, która warta była, by zaprzątać nią sobie głowę.

Dlatego sama skierowałam się do stolika Gryfonów, nie kryjąc obrzydzenia na twarzy. Przy tym nawet nie spojrzałam na Dracona, chociaż czułam na sobie czyjś wzrok i śmiałam przypuszczać, że pochodził on właśnie od Malfoy'a.

✔ Fidelius |D.M. ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz