THEN - D R U N K

578 41 30
                                    

Lazarus, żeby zapomnieć o Cho, całkowicie skupił się na nauce i przygotowaniu do egzaminów, mimo że był dopiero początek maja.

Martwiłam się o mojego przyjaciela. Próbowałam z nim rozmawiać, ale zawsze zbywał mnie, mówiąc, że wszystko jest w porządku, a on ma dużo pracy i pogadamy innym razem.

Opowiedziałam o tym Draco. Wiedziałam, że go to nie interesuje, ale musiałam komuś się wygadać i padło właśnie na niego, kiedy któregoś wieczoru leżeliśmy w jego łóżku, wpatrując się w sufit.

Malfoy mnie zaskoczył, ponieważ zaproponował, żebyśmy wybrali się większą grupą do Hogsmeade w najbliższy weekend i wzięli ze sobą Laza.

Dlatego właśnie w sobotę byłam na nogach już o ósmej rano. Dla mnie w weekend był to nieludzki środek nocy, ale czego się nie robi dla przyjaciół lub coś z tych rzeczy.
Draco, Blaise, Theodor, Crabb i Goyl jeszcze spali, ponieważ mieliśmy zobaczyć się dopiero o dziesiątej, ale ja miałam specjalne zadanie wyciągnięcia Lazarusa z jego nory. Wiedziałam, że będzie to raczej trudne i dlatego postanowiłam poświęcić cenną godzinę snu.

Zapukałam do drzwi jego pokoju, ciesząc się z moich osobliwych relacji z prefektami. Nie tylko wiele rzeczy dzięki temu uchodziło mi na sucho, ale również znałam hasło Krukonów oraz Puchonów. Jedynie z Gryfonami jakoś nie lubiliśmy się za bardzo, chociaż z Ronem raczej nie chowaliśmy do siebie prywatnej urazy.
Kiedy Laz nie otwierał przez dłuższą chwilę, użyłam zaklęcia Alahomora, by dostać się do środka.

Mój przyjaciel spał sobie w swoim ogromnym łóżku, przykryty granatową pościelą. Uśmiechnęłam się na ten widok, po czym bezlitośnie rzuciłam się na niego.
Kiedy nasze ciała zderzyły się ze sobą, chłopak natychmiast otworzył oczy, a ja zaśmiałam się głośno.

— Jesteś chora psychicznie? — syknął, spychając mnie z siebie. — Chcesz, żebym dostał zawału?

— Wstawaj! — zawołałam radośnie, gramoląc się z jego łóżka.

Stanęłam przy biurku, założyłam ręce na pierś i patrzyłam na niego wyczekująco.

— Po co? — zapytał, po czym zerknął na zegarek i wtedy nienawiść jeszcze bardziej zapłonęła w jego oczach. — Jest ósma rano, Rosemary!

— Wpół do dziewiątej — poprawiłam go.

— Co ty w ogóle robisz na nogach o tej godzinie? — zapytał, ignorując moją uwagę.

Lekceważąco machnęłam ręką, po czym podeszłam do kufra przyjaciela i wyjęłam z niego lekką, lnianą koszulę w kolorze błękitu. Rzuciłam w niego ubraniem, w tym samym czasie szukając pasujących do tego spodni, które nie wyglądają na garniturowe. To miało być luźne wyjście i przypuszczałam, że nawet Draco ubierze czarne dżinsy. Miał ich jedną parę, ostatnio ubrał ją, kiedy wybraliśmy się razem na weekend poza Hogwart i nie żebym jakoś bardzo się gapiła, ale jego pośladki wyglądały w nich jeszcze lepiej (chociaż wcześniej myślałam, że to niemożliwe).

— Powiesz mi w końcu, co ty właściwie robisz?

Uniosłam głowę, żeby spojrzeć na nastolatka z uśmiechem.

— Ratuję cię od depresji po tej głupiej suce — odpowiedziałam radośnie. — No rusz się! Mamy pociąg o dziesiątej!

Lazarus jeszcze przez chwilę się ociągał i powtarzał, że wcale nie potrzebuje żadnej wycieczki, że jest mu dobrze tutaj, w jego pokoju, że ostatnio wypożyczył książkę, którą chciał przeczytać… Ale ja udawałam, że w ogóle nie docierają do mnie jego słowa. W końcu zrozumiał, że nie odpuszczę i z jęknięciem udał się do łazienki.

Czekając na niego, położyłam się na łóżku i walczyłam z opadającymi powiekami. Ile ja bym dała, żeby przespać się jeszcze chwilę.

— Dlaczego w ogóle jedziemy pociągiem? — jęczał dalej mój przyjaciel, nawet po drodze na stację. — Przecież do Hogsmeade nie jest daleko, moglibyśmy się przejść. Jest ciepło.

— Tak, ale wstałam o ósmej rano, Laz, to jest jedyny i wystarczający argument. Powinieneś to zrozumieć.

Na stacji czekali na nas chłopcy ze Slytherinu, z którymi ostatnio się zaprzyjaźniłam. Wszyscy wyglądali na wyspanych i wypoczętych, czego okropnie im zazdrościłam.

Lazarus zdziwił się na ich widok, ale zaraz ukrył szok na swojej twarzy i przywitał się z nimi. I nawet nie posłał mi karcącego spojrzenia, którego się spodziewałam.

Całą drogę spędziłam z głową ułożoną na ramieniu Draco. Miałam zamknięte oczy, a moje ciało ogarnął półsen. Słyszałam, o czym rozmawiali moi przyjaciele, ale nie miałam siły, żeby brać czynny udział w ich konwersacji. Dłoń Malfoya niespiesznie gładziła moje udo, kojąc mnie i sprawiając, że byłam naprawdę bliska zapadnięciu w prawdziwy sen.

Spędziliśmy bardzo przyjemne przedpołudnie. Chodziliśmy po sklepach z magicznymi, półmagicznymi i nawet niemagicznymi produktami, obkupiliśmy się w czekoladowe żaby oraz inne słodycze, wybraliśmy się na kremowe piwo i ostatecznie postanowiliśmy przenieść naszą małą posiadówkę do chłopięcego pokoju Ślizgonów.

Zajęłam miejsce na łóżku Theo, usiadłam po turecku i oparłam się plecami o tors Malfoya, siedzącego tuż za mną.

- Szkoda, Rose, że jesteś tu jedyną dziewczyną, bo moglibyśmy pograć w butelkę, taką, wiecie, na całowanie – rzucił luźno Nott, po czym upił łyka ognistej whisky, którą wyciągnął z szuflady przy swoim biurku i teraz krążyła wśród nas.

- Nie dość, że jedyną, to jeszcze zajętą. – Zabini pokręcił głową, po czym on również się napił.

- Przecież nie mam chłopaka – zaprzeczyłam, patrząc na nich w konsternacji.

Sięgnęłam po alkohol, żeby upić kilka łyków.

- Tak, tak – prychnął Blaise. – Słyszałem was wczoraj w nocy. Jestem twoja, Draco – pisnął, próbując naśladować mój głos.

- Nie jesteśmy razem – zaprzeczył Dracon i byłam mu ogromnie wdzięczna za to, że postanowił zabrać głos w tej sprawie.

- Och, stary, błagam! – prychnął Theo – I właśnie dlatego, że nie jesteście razem, teraz ją przytulasz!

- Odwal się – warknął Malfoy, ale nie zabrał swoich dłoni z moich bioder. – To, co łączy mnie i Rose, to wyłącznie nasza sprawa i jeśli oboje mówimy, że nie jesteśmy razem, to znaczy, że nie jesteśmy, jasne?!

Theodor uniósł ręce w obronnym geście, wycofał się i słusznie. Nie było sensu o tym dyskutować.
 

Odprowadziłam Lazarusa pod jego pokój w czasie kolacji, żeby przypadkiem nikt nie zauważył, jak pijani jesteśmy.
Oparłam się o ścianę, kiedy on szukał kluczyka w kieszeniach. Osobiście uważałam, że łatwiej byłoby posłużyć się magią, ale nie kłóciłam się o to z przyjacielem.

- Dzięki za dzisiaj – odezwał się bełkotliwie, kiedy już udało mu się otworzyć drzwi. – Jednak potrzebowałem rozrywki. Super się bawiłem, jesteś najlepszą przyjaciółką, jaką można mieć.

Uśmiechnęłam się w odpowiedzi i objęłam go.

- Zasługujesz na najlepsze, Laz. Jeszcze znajdziemy ci dziewczynę, zobaczysz.

Machnął ręką, mamrotając coś o tym, że póki co żadna głupia zdzira nie jest mu potrzebna do szczęścia. Byłam w szoku, bo nie wiedziałam, że mój przyjaciel zna takie słowa.

Dopilnowałam, żeby zdjął spodnie i koszulę, i położył się do łóżka. Okryłam go kołdrą, a kiedy wychodziłam, on już spał.
Laz nie pił za często, dlatego tak szybko go poskładało.

Cichutko wyszłam na główny korytarz i już chciałam ruszyć w stronę lochów, kiedy ktoś złapał mnie za nadgarstek i pociągnął.
Zachwiałam się i wylądowałam na klatce piersiowej Draco, opartego o ścianę. Musiał cały czas tu na mnie czekać.

- Już myślałem, że w ogóle nie wrócisz – szepnął, po czym, nie dając mi czasu na odpowiedź, pocałował mnie łapczywie.

Update: laptop żyje, odbieram go po weekendzie :D

✔ Fidelius |D.M. ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz