Dazai: Chuuya, musimy poważnie porozmawiać *staje za partnerem, który jest jeszcze w biurze, wypełniając jakieś papiery*
Chuuya: Tak, tak, wiem. Dziś to ja się spóźniłem, ale już wychodzę *mówi, odkładając długopis i kartkę*
Dazai:
Dazai: Mamy jakąś misję?
Chuuya: *patrzy na niego spod byka* A po coś tu przylazł? Zrobić mi kawę? *narzuca na siebie kurtkę i wychodzi*
Dazai: Nie. Przespać się *mówi do siebie, tęsknym wzrokiem spoglądając na kanapę*
Partnera dogania na korytarzu.
Rozmowę kontynuują już w drodze do celu swojej misji.
Chuuya: Więc o czym musisz tak koniecznie ze mną porozmawiać, zamiast po prostu milczeć, by nikomu nie stała się krzywda, a my szczęśliwie przeżyli następny dzień?
Dazai: Ostatnio sporo myślałem o tym, co jest między nami...
Chuuya: Twoje zwolnienie lekarskie, jak nie przestaniesz iść tak blisko mnie?
Dazai: To ty wepchnąłeś się w moją przestrzeń osobistą, maluszku. Toleruję twoją nieuprzejmość tylko dlatego, bo na chodniku jest dużo ludzi. Możesz czasem docenić, że bywam miły?
Chuuya: *burczy coś pod nosem* Gadaj, czego chcesz, byle szybko.
Dazai: Załóżmy najgorszy scenariusz. Spędzamy ze sobą tak dużo czasu, muszę cię znosić nawet w swoim wolnym pomiędzy ósmą a piętnastą...
Chuuya: To nasze godziny pracy, kretynie.
Dazai: *ignoruje ten fakt* Co byś zrobił, gdybyś przypadkiem się we mnie zakochał?
Chuuya: C-co?! *wykrzykuje, jednym susem odskakując od Dazaia i prawie wpadając na jakąś staruszkę*
Dazai: *uśmiecha się szeroko* Właśnie to.
Chuuya: *uspokaja się, ale nie przestaje patrzeć z pewnym podejrzeniem na partnera z mafii* Rzeczywiście, jest tak zły, że mógł powstać tylko w twojej głowie... Hmm... Jedyne, co ja mogę z siebie wyrzucić już na samą myśl, że miałbym ci wyznać inne uczucia niż nienawiść, to wymioty, na które właśnie mi się zbiera.
Dazai:
Dazai: To też uczucia *odburkuje* W końcu jadłeś z miłością. Uznajmy więc, że nawet ty umiałbyś wyznać swoją miłość komuś tak wspaniałemu jak ja *humor w jednej chwili mu powraca*
Chuuya:
Chuuya: Potrzebowałeś się trochę dowartościować, nie?
Dazai: Tak. Już mi lepiej.
Wprawdzie do Walentynek pozostało jeszcze trochę czasu, ale już teraz Dazai będzie się zastanawiał, jak wyznać opornemu partnerowi swoje powoli kiełkujące uczucie, kiedy zawiodą wszystkie najdurniejsze pomysły... albo nie. Jeden zostawi na sam koniec, dokładniej na czternastego lutego, gdy sowicie zapłaci jakiemuś podrzędnemu znajomemu bandycie, by go porwał, a następnie pobił na oczach Chuuyi, żeby porwaniu nadać realniejszych rysów.
Plan niemal perfekcyjny...
Chuuya: *widząc poturbowanego i związanego na krześle Dazaia*
Zamaskowany porywacz mamrocze coś, przystawiając do skroni Egzekutora lufę pistoletu.
Chuuya: To by się nawet udało, gdybyś nie chciał umrzeć, wiesz?
Dazai: Chuuya! Jak możesz być taki podły! Planuję eleganckie samobójstwo! Chcę umrzeć z piękną kobietą, a nie w tej stęchniałej, małej piwnicy na twoich pięknych oczach!
Chuuya:
Chuuya: Jakich oczach?
Dazai: Paskudnych. A co usłyszałeś?
Chuuya: *jest już niemal pewien, że porwanie zostało sfingowane* Gadaj, po co ten cały teatrzyk, jak możesz uwolnić się w każdej chwili, ty beznadziejny draniu *wzdycha*
Mało rozgarnięty, lecz postawny porywacz próbuje być groźny, ale obaj są zgodni, gdy każą mu się zamknąć. Dazai jeszcze przez chwilę zamierza odgrywać rolę porwanego księcia, tymczasem kolejne słowa wychodzące z ust jego nudzącego się partnera zbijają go z tropu.
Chuuya: Pospiesz się, dobra? Z a ł ó ż m y, że jeśli doprowadzisz się do porządku w miarę szybko, możemy jeszcze wybrać się na kolację *patrzy ostentacyjnie na zegarek*
Dazai: Huh? *dopiero teraz zaczyna się zastanawiać, dlaczego Chuuya jest wyjątkowo ubrany w czarny, szykowny garnitur*
Chuuya: Pamiętasz restaurację, do której niedawno wysłał nas Szef, a tobie tak się spodobała? *kieruje się w stronę drzwi, zostawiając obu panów w całkowitym osłupieniu* Pomyślałem, że mógłbyś wynagrodzić mi te nadgodziny i postawić kolację *odwraca się, a gdy widzi, że Dazai jeszcze tkwi przykuty do krzesła, warczy* Głuchy jesteś? Ruchy! Zaczynam robić się już głodny i zły!
Dazai: !
Chuuya: *widząc prawie natychmiast przed sobą partnera* O, jednak sam się uwolniłeś. Czyli potrafisz coś więcej niż tylko wykorzystywać ludzi dookoła...
Dazai: O jakiej kolacji mówisz, maluszku?
Chuuya:
Chuuya: Z bliska wyglądasz, jakbyś nadawał się tylko do baru albo właśnie z niego wychodził niż do miejsca, do którego mamy iść *przykłada Dazaiowi białą chusteczkę do zakrwawionej twarzy, prawie łamiąc mu nos* No, nic z tym nie zrobimy. Urodziłeś się debilem, umrzesz jako debil.
Dazai: Aua! *wyrywa mu chusteczkę* Dziękuję za tę barbarzyńską troskę, ale sam sobie poradzę ze swoją twarzą, nie uszkadzając jej przy okazji bardziej!
Chuuya: Szkoda, myślałem, że jak ją trochę poprzestawiam, to przestanie mi się tak upierdliwie podobać.
Dazai: Co?
Chuuya: *wymija go, idąc do swojego czerwonego auta* Nic.
CZYTASZ
SOUKOKU: headcanons
Fanfiction~ W TRAKCIE KOREKTY Przeczytacie, bo to Soukoku, a potem zamkniecie tę stronę oburzeni, a część z Was może nawet rozbawiona. Zapraszam ;)