Na kolejnej lekcji wróżbiarstwa powtarzaliśmy przyswojone już wiadomości. Później (przez kolejne pół lekcji) Trelawney zmodyfikowała lekko makietę układu słonecznego, stojącą na jej biurku i opowiadała nam o aktualnej pozycji Marsa wobec Saturna.

Oczywiście w przybliżeniu oznaczało to, że nas wszystkich, a w szczególności Pottera, czekała śmierć. Spojrzałam na chłopaka siedzącego przede mną. Nie rozmawialiśmy od sytuacji z pergaminem, jednak nie dało się nie zauważyć, że Potter od kilku dni chodził zestresowany i był w jeszcze gorszym nastroju niż po wyborze przez Czarę. Doszły mnie słuchy, że pokłócił się z Weasleyem, bo ten mu nie wierzył. Faktycznie, nie widziałam ich rozmawiających od dosyć długiego czasu. Tamtego dnia brunet siedział z głową opartą na dłoniach i przysłuchiwał się Trelawney z zauważalnym znudzeniem.

- Świetnie, znowu umrę - odpowiedział głośno. - Już chyba po raz piętnasty. Tylko tym razem fajnie by było, gdyby ta śmierć była szybka, żebym za bardzo nie cierpiał.

Zasłoniłam dłonią usta, które zaczęły wyginać się w uśmiechu. Natasha spojrzała na mnie rozbawiona, a Trelawney przestała przechadzać się po sali i stanęła jak wryta. Przez chwilę milczała, patrząc zdziwiona na Pottera, jednak potem przybrała współczujący wyraz twarzy.

- Oh, chłopcze - zaczęła swoim konspiracyjnym szeptem. - Wydaje mi się, że zachowywałbyś się nieco mniej... frywolnie, gdybyś zobaczył to, co ja wczoraj w mojej kryształowej kuli. Wiesz co zobaczyłam?

- Nietoperza w okularach? - mruknął Ron, a Natasha wytrzeszczyła oczy i zacisnęła wargi z rozbawionymi ognikami w oczach.

- Zobaczyłam śmierć - Trelawney jeszcze bardziej zniżyła głos. Kilka dziewcząt zasłoniło usta dłońmi, a nauczycielka pokiwała głową. - Śmierć nadchodzi, zbliża się, krąży nad nami jak sęp... coraz bliżej i bliżej...

- Może bym się przestraszył, gdyby nie przepowiedziała mi tego po raz osiemdziesiąty - powiedział Potter do Rona po lekcji. Najwyraźniej wspólne wyśmiewanie Trelawney zakopało ich topór wojenny, chociaż na chwilę.

- Ja mam wrażenie, że śmierć to jej ulubione słowo - szturchnęła mnie ramieniem Natasha.

- Tak, masz rację - zaśmiałam się. - Może ona powinna sobie wyczyścić okulary albo kupić nowe. Te już jej chyba nawalają.

~*~

Nadszedł dzień pierwszego zadania Turnieju Trójmagicznego. Wstałam wcześnie i ruszyłam na śniadanie. Ze zdziwieniem zauważyłam, że mimo porannej godziny w Wielkiej Sali siedziały już istne tłumy. W pomieszczeniu panowała gęsta atmosfera, w której mieszało się napięcie i podniecenie. Przechodząc między stołami, słyszałam uczniów, którzy obmyślali, na czym może polegać pierwsze zadanie i kto je wygra.

Potter siedział sam przy stole Gryffindoru, grzebiąc widelcem w swojej jajecznicy. Inni Gryfoni siedzieli w pewnym odstępie od niego, wesoło rozmawiając. Pewnie dalej mu nie wybaczyli, że jest w Turnieju, pomyślałam. Spojrzałam przelotem na stół Slytherinu i gdy nie zauważyłam tam Draco, wiedziona jakimś impulsem, usiadłam na ławce naprzeciwko bruneta.

Spojrzał na mnie znudzony i znowu spuścił wzrok na jajecznicę.

- Dlaczego siedzisz tu sam? - zapytałam, życząc sobie owsianki i kawy, które sekundę później pojawiły się przede mną. Brunet wzruszył ramionami.

- Najwyraźniej nie jestem już sam - mruknął w odpowiedzi.

- Jak się czujesz przed zadaniem? Wiesz, czego możesz się spodziewać?

- Słuchaj, nie to, że coś, ale dlaczego ty tu właściwie jesteś? Będziesz potem śmiać się ze mnie z Malfoy'em i jego dziewczyną? Po prostu zostaw mnie już w spokoju, tak jak wszyscy inni - spojrzał na mnie z ledwo zauważalnym bólem w oczach. Spuściłam wzrok i odetchnęłam, czując gulę narastającą w gardle.

Angel Among Demons || H.J.PotterOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz