Voldemort był postawnym mężczyzną, z twarzy raczej przypominającym węża. Miał na sobie czarne szaty, które okalały całą jego sylwetkę, i które sprawiały, że wydawał się wyższy, jakby miał nad nami przewagę.
Kiedy Harry ocknął się z transu i pociągnął mnie w stronę ściany, pod którą znajdowały się kolumny. Zostawił mnie, osłupiałą, pod jedną z nich. Kiedy wychyliłam się zza ściany, zobaczyłam, że stanął na środku sali.
Gdzie jest Dumbledore?, przeszło mi przez myśl, jednak na odpowiedź nie musiałam długo czekać.
Z kominka buchnęły zielone promienie, z których wyłonił się dyrektor Hogwartu. Voldemortowi uśmiech spełzł z twarzy, gdy mężczyzna podszedł do niego i wyciągnął zza pazuchy różdżkę.
- Bardzo głupio postąpiłeś przychodząc tu tej nocy, Tom - powiedział cicho, jednak jego głos potoczył się po całej sali. Harry stał jak wryty w miejscu, wpatrując się z niedowierzaniem w Dumbledore'a. - Zakon tu zmierza. Ministerstwo również.
- Znajdą cię martwego - oznajmił Voldemort i uniósł różdżkę. Dyrektor jednak przewidział to od razu i również przygotował swoją.
Wystrzeliły dwa zaklęcia, równie potężne. Harry został odepchnięty pod ścianę, niedaleko mnie. Oboje, mocno osłupieni, patrzyliśmy na dalszy rozwój wydarzeń.
Wyglądało na to, że sytuacja między nimi była mocno wyrównana. Czerwony i zielony kolor spotykały się idealnie na środku, a wokół nich wytworzyła się jasna łuna. Obaj mężczyźni wkładali coraz więcej sił w zaklęcia, czekając aż ich przeciwnik osłabnie. Wiatr spowodowany zaklęciami, który panował już w całym pomieszczeniu, rozwiał moje włosy, które wpadły mi do ust. Odgarnęłam je do tyłu.
Voldemort odbił na kafelki w pokoju błyskawice, które rozbiły ściany. Odłamki poleciały w stronę Harry'ego. Chłopak okrył twarz rękami. Z krzykiem przywołałam do swoich żył ogień, który pokierowałam na kawałki, by je spalić, co z resztą mi wyszło. Pod stopy Pottera upadł proch, a na twarzy przeciwnika Dumbledore'a wymalowała się furia. Namierzył wzrokiem mnie i zrobił to samo, co próbował zrobić wcześniej, jednak i tym razem udało mi się obronić.
Dopiero wtedy poczułam koszty magii, której używałam już kilka razy. Nogi mi zwiotczały. Usiadłam zdezorientowana na ziemi, próbując przywołać tarczę, pierścień, cokolwiek co mogłoby ochronić mnie i Pottera. Jednak ogień w moich żyłach jakby zgasł, a ja zaczęłam robić się senna. Na jawie trzymały mnie tylko odgłosy walki i trzęsienia, które czasem trafiały w ściany blisko mnie. Okryłam głowę rękami i czekałam na koniec tego wszystkiego.
W pokoju zapadła cisza, a ja nagle poczułam gorąco. Kiedy otworzyłam oczy, zobaczyłam węża z ognia. Otworzyłam usta ze zdziwienia, gdy poczułam ogień w swoich żyłach. Wyglądało to jakby ten wąż wyzywał mnie na pojedynek. Wstałam, złożyłam ręce i przywołałam kulę ognia, którą wystrzeliłam w zwierzę, by przyciągnąć na siebie jego uwagę. Pysk zwrócił na mnie i kruka z ognia, którego tworzyłam. Również wzrok Voldemorta spoczął na mnie. Wąż skierował się ku mojemu krukowi, który otworzył dziób i wydał z siebie dźwięk skwierczenia. Pokierowałam go na szyję węża, którą rozerwał.
W pokoju rozległ się wybuch.
Krzyknęłam, gdy jego siła zwaliła mnie na kolana. Kiedy podniosłam wzrok, zobaczyłam Pottera wyciągającego do mnie dłoń. Złapałam ją i się podniosłam, jednocześnie czując otarcia na kolanach. Skrzywiłam się i poszłam za nim na środek pomieszczenia.
Voldemort był w... bańce. Dumbledore ją kontrolował i mógł zrobić z nim cokolwiek chciał. Posłał go na ziemię i skierował w niego zaklęcie, jednak jego przeciwnik odparł je. Wyczarował pole siłowe, które rozbiło wszystkie szyby, jakie znajdowały się w pokoju, i skierowały je w naszą stronę. Ogień wezbrał się w moich żyłach, gdy utworzyłam wokół nas pierścień, który zamienił szkło w pył.
CZYTASZ
Angel Among Demons || H.J.Potter
Fanfiction"𝚃𝚘 𝚑𝚊𝚟𝚎 𝚋𝚎𝚎𝚗 𝚕𝚘𝚟𝚎𝚍 𝚜𝚘 𝚍𝚎𝚎𝚙𝚕𝚢, 𝚎𝚟𝚎𝚗 𝚝𝚑𝚘𝚞𝚐𝚑 𝚝𝚑𝚎 𝚙𝚎𝚛𝚜𝚘𝚗 𝚠𝚑𝚘 𝚕𝚘𝚟𝚎𝚍 𝚞𝚜 𝚒𝚜 𝚐𝚘𝚗𝚎, 𝚠𝚒𝚕𝚕 𝚐𝚒𝚟𝚎 𝚞𝚜 𝚜𝚘𝚖𝚎 𝚙𝚛𝚘𝚝𝚎𝚌𝚝𝚒𝚘𝚗 𝚏𝚘𝚛𝚎𝚟𝚎𝚛" ~ 𝙰.𝙿.𝚆.𝙱.𝙳𝚞𝚖𝚋𝚕𝚎𝚍𝚘𝚛𝚎 𝕃𝕆𝕍𝔼 ⁿᵒ...