29.

11 0 0
                                    

Kiedy Draco wyprowadzał nas z gabinetu Umbridge, zarówno Ron, jak i jego znajomi wyglądali na bardzo zdziwionych. Draco przewrócił oczami i stanął w drzwiach. 

- Serio, Weasley, chcesz tu stać wieczność? Dalej, przecież cię nie zabiję - po słowach Draco mój towarzysz ruszył się i wybiegł za nami z pomieszczenia. 

Po raz kolejny tego dnia zbiegałam po schodach i błądziłam po korytarzach. Tym razem jednak nie byłam sama. Draco biegł przede mną z różdżką w pogotowiu. Wcześniej podał mi różdżkę Harry'ego, którą od razu schowałam do kieszeni. Czułam w sobie narastające napięcie. Wiedziałam, że nasze plany nie mogły skończyć się dobrze, a jednak biegłam, by ocalić Syriusza, którego tortury mogły być jedną wielką fikcją. 

Wbiegliśmy szybko do szatni na stadionie quidditcha należącej do slytherinu, z której blondyn wyciągnął cztery miotły używane przez ich drużynę. Ron patrzył na niego osłupiały, gdy wręczył nam po dwie i wyjaśnił, że tak właściwie były kupione przez jego ojca, więc chyba ma prawo je pożyczyć. 

Naszych przyjaciół spotkaliśmy przed zamkiem. Zanim dobiegłam do nich, Draco zatrzymał mnie gwałtownie, po czym mocno przytulił. Miotły wypadły mi z dłoni.

- Uważaj tak na siebie, okej? Nie po to remontowałem twój dom, żeby tak po prostu ci się coś stało - po jego słowach cicho się zaśmiałam i odwzajemniłam uścisk. 

- W razie czego chrońcie się nawzajem z Natashą przed tą wariatką - powtórzyłam, gdy już się od siebie odsunęliśmy. - Lepiej wracaj do zamku, bo wpadniesz w kłopoty. 

Obserwowałam sylwetkę oddalającego się kuzyna, gdy podnosiłam miotły. Potem pobiegłam w stronę trójki Gryfonów, którzy już na mnie czekali. Podałam Harry'emu różdżkę i miotłę, jednak on oddał je Hermionie i również mocno mnie przytulił. 

- Jesteś pewna, że chcesz lecieć? To niebezpieczne - powiedział w moje włosy. 

- Oczywiście, że tak. Dnia beze mnie nie przeżyjesz - uśmiechnęliśmy się do siebie, po czym całą czwórką wsiedliśmy na miotły. 

Już po chwili byliśmy w powietrzu. 

~*~

W Ministerstwie było cicho. Miotły ukryliśmy w krzakach przy wejściu, jednocześnie wiedząc, że i tak prawdopodobnie nie zabierzemy ich ze sobą w drodze powrotnej. Przemierzaliśmy gorączkowo labirynty budynku aż w końcu dotarliśmy do windy. Kiedy kobiecy głos powiedział 'Departament Tajemnic', poczułam jak mój żołądek wiąże się w supeł. Po krótkiej chwili odnaleźliśmy mosiężne drzwi, które Harry rzekomo widywał w swoich snach. Jakoś udało się je nam otworzyć i weszliśmy do korytarza. 

Pomieszczenie to wyglądało na nieskończenie wielkie. Otaczały nas setki tysięcy regałów, które, gdyby nie pomoc magii, na bank by się już zawaliły. Na półkach stały białe kulki, a pod nimi złote tabliczki z wygrawerowanymi słowami, zapewne czyimiś nazwiskami. Każdy rząd był podpisany numerem. Liczby ciągnęły się w nieskończoność. Całe pomieszczenie sprawiało, że czułam się okropnie malutka. Górowały nade mną miliony kulek, które mogły się rozbić na mojej głowie. 

Harry popędził resztę i zaczął biec do przodu, uważnie studiując numery rzędów. Zaczęłam go gonić, jednocześnie przewidując najgorsze. Przecież nikogo w tym pokoju nie było. Gdyby ktokolwiek był tu torturowany, na pewno już byśmy to słyszeli. Samo pomieszczenie wydawało się zaskakująco puste. Postanowiłam jednak wierzyć przyjacielowi i udałam się za nim. 

W końcu Potter się zatrzymał. Rozejrzał się i spojrzał na nas skonfundowany.

- On... powinien tu być - powiedział cicho. 

Angel Among Demons || H.J.PotterOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz