Kiedy weszłam na dworzec w Hogsmeade, czułam jakby od września minęło dobre kilka lat. Tyle się zdarzyło w zaledwie jeden dzień, że dla mnie cały świat zatrzymał się w miejscu. Jakaś część mnie nie potrafiła uwierzyć, że gdy przeżywałam rozpacz, świat podążał dalej. Irytowały mnie wszystkie ptaki, które śpiewały wesoło, żartujące między sobą dzieciaki i pogwizdujący pociąg.
Harry nie odzywał się do nikogo. Patrzył pusto w przestrzeń i nie odpowiadał na żadne pytania - ani Ron, ani Hermiona, ani ja nie mogliśmy do niego dotrzeć. Po prostu odwracał od nas głowę i milczał. Czułam się okropnie, jednak wiedziałam, że każdy przeżywa żałobę na swój sposób. Jego sytuacji nie polepszali dziennikarze, którzy stali przed wejściem do pociągu, żeby wyciągnąć z niego jak najwięcej informacji. Odczepili się dopiero, gdy zagroziłam ugodzeniem ich zaklęciem.
Całą drogę próbowałam z nim porozmawiać, by powiedział chociaż cokolwiek, jednak on po prostu mnie olewał. Ron i Hermiona próbowali rozluźnić sytuację żartami o Umbridge, jednak to ani trochę nie pomagało. Zastanawiałam się, co działo się w głowie Harry'ego, który wpatrywał się w widok za oknem jakby nigdy w życiu nie widział czegoś tak pasjonującego. W końcu po prostu odpuściłam i, również milcząca, usiadłam naprzeciwko, by popatrzeć na widok za oknem. W końcu jednak spojrzałam na niego.
Jego okulary były przekrzywione, jakby nie miał siły ich poprawić. Włosy były rozczochrane. Oczy nie wyrażały żadnych emocji. Na policzkach widać było zaczątki zarostu. Potter wyglądał jak wrak człowieka. Jakby nic się już dla niego nie liczyło.
Wydawał się pokonany.
Jego ramiona ponownie opadły, jakby musiał trzymać na nich ciążący mu głaz. Kiedy wstał, by wysiąść z pociągu, powłóczył nogami i niechętnie wziął z półki swoją walizkę, po czym wyszedł na peron 9 i 3/4. Kiedy ja również wyszłam, zauważyłam, że go nie było.
Czułam jak w piersi serce ściska mi się z żalu, a płuca jakby się zacisnęły. Zamrugałam szybko, by powstrzymać łzy i pożegnałam się zdawkowo z Ronem i Hermioną, po czym przeszłam przez ścianę.
W Błędnym Rycerzu powitał mnie, jak zwykle wesoły, Stan Shunpike. Przez głowę mi przeszło, że jego niezręczne żarty były jedyną rzeczą, która tego roku się nie zmieniło. Nawet mnie rozbawiły. W autobusie spotkałam moją sąsiadkę, która zaczęła narzekać na ministerstwo i głupotę polityków.
- Ja bym im nawet mojego ogródka do opieki nie dała - oznajmiła poważnie, jednak przestała warczeć, gdy zobaczyła, że jej nastrój absolutnie mi się nie udziela.
W końcu dotarłam do domu. Kwiaty na ganku wydawały się nietknięte i zadbane, jakbym podlała je zaledwie wczoraj. Zanotowałam sobie w pamięci, by podziękować jakoś mojemu sąsiadowi, panu Sallow, który zajmował się moim mieszkaniem przez cały rok szkolny.
Kiedy weszłam przez frontowe drzwi, poczułam... ulgę.
Nikt na mnie nie patrzył, nie oceniał. Przestąpiłam próg domu i upadłam na ziemię, nie zwracając uwagi na huk spowodowany upadkiem mojego kufra. Z moich oczu popłynęły łzy smutku, frustracji, bezsilności. Miałam ochotę coś zniszczyć. Rozwalić o ścianę, patrzeć na rozpadające się kawałki, by chociaż trochę sobie ulżyć. Panowała niezmącona cisza. Nikt mnie nie oceniał, jednak nie było również nikogo, kto by mnie przytulił. Wyobraziłam sobie świat, w którym miałam normalną rodzinę. Co by się wtedy stało? Pewnie ktoś zszedłby ze schodów, by zobaczyć, co to za hałasy. Zobaczyłby mnie, bezsilną, zranioną. Może nawet dałby mi ciastka, zaprowadził do salonu i porozmawiał o wydarzeniach z tego roku. Z moich ust wydobył się żałosny szloch, który na pewno można było usłyszeć w całym domu.
CZYTASZ
Angel Among Demons || H.J.Potter
Fanfiction"𝚃𝚘 𝚑𝚊𝚟𝚎 𝚋𝚎𝚎𝚗 𝚕𝚘𝚟𝚎𝚍 𝚜𝚘 𝚍𝚎𝚎𝚙𝚕𝚢, 𝚎𝚟𝚎𝚗 𝚝𝚑𝚘𝚞𝚐𝚑 𝚝𝚑𝚎 𝚙𝚎𝚛𝚜𝚘𝚗 𝚠𝚑𝚘 𝚕𝚘𝚟𝚎𝚍 𝚞𝚜 𝚒𝚜 𝚐𝚘𝚗𝚎, 𝚠𝚒𝚕𝚕 𝚐𝚒𝚟𝚎 𝚞𝚜 𝚜𝚘𝚖𝚎 𝚙𝚛𝚘𝚝𝚎𝚌𝚝𝚒𝚘𝚗 𝚏𝚘𝚛𝚎𝚟𝚎𝚛" ~ 𝙰.𝙿.𝚆.𝙱.𝙳𝚞𝚖𝚋𝚕𝚎𝚍𝚘𝚛𝚎 𝕃𝕆𝕍𝔼 ⁿᵒ...