Wraz z Natashą weszłyśmy do komnaty, w której, jak zwykle, uderzył nas duszący zapach perfum i różnych kadziełek stosowanych przez profesor Trelawney. Moja przyjaciółka tamtego dnia związała włosy gumką z trupią czaszką tak, by nie wpadały jej do oczu. Ja swoje pozostawiłam rozpuszczone, jednak wpięłam w nie kilka spinek z białymi kwiatkami, które przyjemnie kontrastowały z czernią moich włosów.

Poczułam na sobie czyiś wzrok. Rozejrzałam się po sali i zobaczyłam, że Potter się na mnie patrzy. Uniosłam brew, a on szybko odwrócił wzrok. 

Usiadłyśmy przy jedynym wolnym stoliku w komnacie - za Potterem i Weasleyem - a profesor Trelawney weszła do pomieszczenia.

Ledwo zdążyliśmy się przywitać, a ona zaczęła przepowiadać wszystkim wokół śmierć.

- Coś cię dręczy, mój drogi - zwróciła się do Pottera. - Moje wewnętrzne oko zagląda do twojej udręczonej duszy. Masz się czym niepokoić. Przed tobą same trudności, i to ogromne... stanie się coś strasznego - zniżyła głos do szeptu - może szybciej niż myślisz...

Parsknęłam śmiechem, który próbowałam zamaskować udawanym kaszlem. Nauczycielka spojrzała na mnie z zainteresowaniem, jakby faktycznie zaglądała głęboko w moją duszę, jednak po chwili odpuściła.

- Uwielbiam wróżbiarstwo - odezwała się do mnie cicho Nat. - Możesz grozić komuś śmiercią i nie ponosić za to żadnych konsekwencji. 

Zaśmiałam się cicho i szturchnęłam ją, by skupiła się na lekcji.

Okazało się, że tamtego dnia mieliśmy zacząć czytanie z ruchu gwiazd, planet i innych takich rzeczy. Trelawney wytłumaczyła, jak poruszają się gwiazdy i przypomniała nam o księżycach różnych planet.

- Każdy z was jest spod znaku innej planety - pokazała nam małą makietę Układu Słonecznego i wskazała, oczywiście myślącego o czymś innym, Pottera. - Harry na przykład jest oczywiście spod znaku Saturna. Prawda, chłopcze?

Ron szturchnął bruneta, wybudzając go gwałtownie ze snu. 

- Mówiłam właśnie, że jesteś spod zgubnego znaku Saturna - powiedziała nauczycielka z nutą zawodu w głosie. - Oznacza to, że podczas twoich narodzin Saturn był w pozycji górującej na niebie. Świadczą o tym twoja drobna postawa... czarne włosy... urodziłeś się w środku zimy, prawda chłopcze?

- Właściwie to urodziłem się w lipcu - odrzekł Harry, na co Trelawney zamilkła ze zdziwioną miną i zaczęła przeglądać notatki. Razem z Natashą spojrzałyśmy na siebie, próbując powstrzymać śmiech.

Obie zapisałyśmy się na wróżbiarstwo ze względu na mugolskie przesądy, o których opowiadała mi moja przyjaciółka. Stwierdziłyśmy, że to może być niezła zabawa, a już na bank lepsza, od numerologii czy run, na które chodził prawie cały mój dom. Od czasu pierwszej lekcji przedmiot ten był dla nas odskocznią od innych trudnych zajęć. Zawsze wymyślałyśmy wróżby, które kończyły się czyjąś śmiercią, udając głos Trelawney. Natasha powiedziała mi nawet, że kiedyś przestraszyła jakieś dziecko wymyśloną wróżbą śmierci, by się od niej odczepiło na wakacjach - oczywiście uwierzyło jej, bo przebrała się za złą czarownicę.

- Dobra, podczas moich narodzin, w sierpniu, górował Pluton - zapisałam na pergaminie.

- Czyli niewątpliwie umrzesz - odparła Natasha. - Mi wyszedł Mars. Czy to znaczy, że umrę?

- Zdecydowanie - zaśmiałyśmy się i wróciłyśmy do opisywania zmyślonych obliczeń.

Na początku próbowałyśmy liczyć coś naprawdę, jednak niedługo później okazało się, że zmyślone obliczenia zdecydowanie bardzej zadowalały profesor Trelawney, a my nie chciałyśmy sprawić jej zawodu. Poza tym, wymyślone rzeczy są przecież dużo ciekawsze niż te prawdziwe. 

Angel Among Demons || H.J.PotterOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz