- Co tam trzymasz? - spytałam Natashy, która wyglądała jakby zobaczyła ducha. Obok niej siedział Draco, tylko odrobinkę mniej przerażony od niej. Po prawej od nich siedział Blaise, niezbyt zainteresowany rozmową, raczej skupiony na pasztecikach dyniowych.

- Ja... Prorok Codzienny. Musisz to zobaczyć - wyjąkała Nat. Zmarszczyłam brwi. W ogóle nie poznawałam przyjaciółki, która lekko drżącą ręką podała mi gazetę.

Spojrzałam na nagłówek pierwszej strony i usiadłam z wrażenia. Na szczęście Blaise przesunął się kawałek, żebym mogła opaść na ławkę, nie krzywdząc go.

Masowa ucieczka z Azkabanu. 

Oczy zaszły mi łzami.

Moja matka była na wolności.

- Solette, będzie w porządku - Draco niepewnie położył mi dłoń na ramieniu. Zadrżałam. 

- Nic nie będzie w porządku. Ona... Co jeżeli ona zabije któregoś z was? Przecież ja tego nie przeżyję - wyszeptałam. 

Czułam się jakby otoczenie mnie przytłaczało. Uczniowie wokół rozmawiali, a ich głosy piszczały w moich uszach, mieszając się z krwią krążącą w mojej głowie. Serce zaczęło bić szybko, jakby miało wyskoczyć z mojej piersi. Powietrze stało się gęstsze i nie chciało wpływać do moich płuc. Próbowałam oddychać, jednak czułam się jak ryba wyrzucona przez kogoś na brzeg. Kilka łez spłynęło po moim policzku, gdy zamknęłam oczy. W głowie widziałam martwy wzrok mojego ojca, obojętne spojrzenie matki, ich krzyki wcześniej. Kłócili się o mnie.

Poczułam czyjąś dłoń pod moimi kolanami. Druga objęła moje plecy. Ktoś mnie podniósł. Słyszałam cichą dyskusję kilku osób i poczułam, jak się ruszam. Kiedy otworzyłam oczy, byłam poza Wielką Salą. Gdzieś z dala od ludzi. Przede mną stał Harry z wyrazem zmartwienia na twarzy. Usiadł obok mnie i objął ramieniem, po czym zaczął mówić kojące słowa do mojego ucha i podał mi dosyć duży kawałek czekolady, który kazał mi zjeść. Powiedział, że jemu to pomagało po starciu z dementorami, a mnie na pewno nie zaszkodzi. Miał rację. Kiedy mój oddech się unormował, opowiedziałam o mojej matce. 

Chłopak obiecał, że mnie ochroni, jednak wiedziałam, że w starciu z kimś tak chorym jak moja matka, nie miałby najmniejszych szans.

~*~

SUMy zbliżały się nieubłaganie. Wraz z nimi wiązały się sesje nauki, które urządzałam z Draco i Natashą, i na których w większości tylko ja byłam skupiona, bo pozostała dwójka zajęta była dogryzaniem sobie nawzajem. Tamtego dnia dołączyli do nas Harry, Ron i Hermiona. Nietrudno było się domyślić, że moi przyjaciele byli nastawieni do Gryfonów co najmniej sceptycznie, jednak Natasha po dłuższym czasie przekonała się do Hermiony, a Draco po prostu siedział cicho w książkach. Ja postanowiłam pomóc Potterowi w szukaniu informacji na następne spotkanie Gwardii Dumbledore'a. 

Chłopak zdradził mi, że będziemy przywoływać patronusy, na co zareagowałam ogromnym entuzjazmem. Od razu wiedziałam, jakiego rodzaju książki nam się przydadzą, więc kazałam mu przygotować dużo pergaminu, a sama poszłam po ogromne tomy. Kiedy odłożyłam pięć opasłych podręczników na stolik, miałam wrażenie, że ugiął się od ich rozmiaru. Brunet wziął pierwszą z nich i otworzył na rozdziale dotyczącym przygotowania do przywołania patronusa. Ja wyciągnęłam swoje notatki z zielarstwa i zaczęłam je powoli czytać. 

~*~

Kiedy Harry oznajmił wszystkim, co będziemy robić na spotkaniu, przez salę przeszły szepty podniecenia. Sama nie mogłam się doczekać poznania mojego patronusa. Oczywiście zaczęło się od teorii, którą pomogłam mu znaleźć. 

Angel Among Demons || H.J.PotterOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz