Parę dni wcześniej Dumbledore ogłosił, że w piątek wieczorem w Wielkiej Sali odbędzie się lekcja tańca wolnego. Mimo że ja z Draco już kiedyś takie lekcje mieliśmy, w Malfoy Manor, postanowiliśmy, że pójdziemy, bo na bank stanie się coś zabawnego.

Ciotka Narcyza próbowała nas uczyć wszelkich tańców towarzyskich od kiedy nauczyliśmy się chodzić. Kiedy byłam mała tańczyłam walca angielskiego z tatą w salonie u nas w domu, gdy mamy, jak zwykle, nie było. Po jego śmierci jakiekolwiek przyjęcia, na których uroczyście tańczono, sprawiały mi ból, jednak po jakimś czasie zastąpiły go dobre wspomnienia.

Na przykład wymykanie się z balu z okazji urodzin Lucjusza i picie ukradkiem ognistej whisky, gdy mieliśmy jakieś trzynaście lat.

Najgorszy kac w moim życiu.

W piątek ostatnią lekcją były eliksiry. Miałam wrażenie, że Snape patrzył na nas z jeszcze większą pogardą niż zazwyczaj. Dał nam zadanie uwarzenia antidotum na popularne trucizny w parach. Harry spojrzał na mnie, gdy otworzyłam podręcznik i zaczęłam wyszukiwać przepisu w spisie treści.

- Solette, słuchaj, mam pytanie... - zaczął, a ja spojrzałam na niego i uśmiechnęłam się lekko.

- Bez rozmów, Potter - przerwał mu gwałtownie Snape. - Minus pięć punktów dla Gryffindoru.

Zmarszczyłam brwi i otworzyłam książkę na stronie z odpowiednim przepisem. Sięgnęłam po bezoar, by dodać go do moździerza. Nie zorientowałam się, że to samo próbował zrobić Harry i nasze dłonie się zetknęły. Przez moje ciało przeszło coś jakby prąd, a w dłoni poczułam przyjemne ciepło, które, nie wiadomo czemu, przemieściło się na moją twarz i spowodowało rumieniec. Szybko cofnęłam rękę, dając mu znak, żeby on go zmielił. Rozejrzałam się po sali, by upewnić się, że nikt nie widział mojej dziecinnej reakcji, jednak napotkałam wzrok Natashy, która zabawnie uniosła brwi. Zrobiłam do niej głupią minę i zabrałam się za odmierzanie, zmielonego już, bezoaru. Przy wsypywaniu proszku do miedzianego kociołka, czułam na sobie wzrok okularnika, który wyglądał jakby chciał coś powiedzieć, jednak się powstrzymywał.

~*~

Okazało się, że na Balu mieliśmy tańczyć klasycznego walca, który opanowałam w wieku jakiś pięciu lat. Kiedy weszłam do Wielkiej Sali, ubrana w zwykłe czarne jeansy i duży szary golf, od razu zobaczyłam Draco. Kuzyn spojrzał na mnie porozumiewawczo, więc postanowiłam do niego podejść.

- To będzie żenada - mruknął.

- Daj spokój, Draco, włącz pozytywne myślenie - dałam mu kuksańca w bok, na co ten tylko wywrócił oczami. Poczułam na sobie czyiś wzrok, więc rozejrzałam się po sali.

Uczniowie podzielili się na chłopców i dziewczyny - siedzieli grupami po dwóch stronach Wielkiej Sali na ławkach, które wcześniej odepchnięto pod ściany, pozostawiając środek wolny. Mój wzrok skierował się na jedną z grup Gryfonów, gdzie napotkałam zieleń oczu Pottera. Szybko odwróciłam wzrok, gdy jeden z jego przyjaciół odwrócił głowę w moją stronę.

Do pomieszczenia weszła McGonagall, uśmiechając się do nas promiennie i stanęła dumnie na środku. Przeleciała po nas wzrokiem i klasnęła w dłonie, by zwrócić na siebie uwagę. Wszelkie rozmowy ucichły, a nauczycielka ponownie się do nas uśmiechnęła. Obok niej stanął Filch i zaczął rozprawiać się z gramofonem.

Zaczęła opowiadać nam historię bali bożonarodzeniowych i samego tańca, który mieliśmy zatańczyć, jednak w połowie jej przemówienia, po prostu się wyłączyłam.

Zaczęłam się zastanawiać nad tym, co stało się po pierwszym zadaniu, kiedy ćwiczyłam moce. Od tamtego wieczoru nie zdarzyło mi się ułożyć z ognia twarzy Pottera, jednak to nie zmieniało faktu, że co najmniej kilka razy dziennie łapałam się na patrzeniu na okularnika. Zaczęłam zauważać małe rzeczy, które robił - to jak odgarniał sobie nerwowo włosy, gdy zdawał sobie sprawę, że ktoś na niego patrzy, to jak poprawiał okulary, gdy się na czymś skupiał albo chociażby to, jak marszczył brwi, gdy czytał jakąś książkę. Zastanawiałam się, co to mogło znaczyć i dlaczego na jego obecność reaguję jak cholerny dzieciak.

Angel Among Demons || H.J.PotterOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz