2

1.9K 56 17
                                    

~Tydzień później~

    Spacerowałam ścieżkami w parku, w tym samym co ostatnio podziwiałam początek zachodu słońca. Teraz w całym parku bawią się dzieci. Każde z nich ma czerwony nosy jak i policzki. Zimno to im chyba nie przeszkadza. Parę razy nawet przypadkiem któreś z dzieciaków trafiło mnie śnieżką. Przez co moja bluza jest teraz trochę mokra. W niektórych miejscach parku można było nawet zobaczyć bałwanki.

   Doszłam na jeziorko, na którego zamarzniętej tafli chodziło kilka dzieci. Miałam już przejść dalej, ale coś kazało mi się zatrzymać i patrzeć na dzieci. Chodzenie po lodzie, chyba nie było najbardziej bezpiecznym pomysłem. Może to przez to postanowiłam zostać, w tym miejscu. Patrząc czy abyś na pewno żadne z nich nie wpada do wody, z powodu pęknięcia lodu.
  
   Po jakimś czasie, zauważyłam jak kolejne dwie osoby, zaczęły przyglądać się dla dzieciaków. Mogę tylko stwierdzić, że jedne z nich to postawny wysoki mężczyzna, druga nisza nawet sporo od niego kobieta. Sylwetkę kobiety zaburza gruba kurtka, nagle zrobiło mi się dużo chłodniej. Patrząc na to jak gruba była ona ubrana, a jak ja m Wcisnęłam ręce głębiej w kieszeń bluzy licząc, że to mnie ogrzeje. Kontem oka widzę, jak dwója dorosłych zaczęła się przyglądać dla mojej osoby. Kolejny ciekawscy ludzie i tyle, nie ma co się nimi przejmować. Nie wydają się stanowić zagrożenia. Choć pozory lubią mylić.

   Niespodziewanie z pola widzenia zniknęło mi jedno z dzieci, na jego miejscu gdzie stało pojawiła się dziura w powierzchni lodu. Dzieci które był najbliżej tego zdarzenia odsunęły się, by same nie podzielić losu kolegi. Tym szybciej pobiegłam do brzegu jezioro, potem ostrożnie przemierzałam lodowa powierzchnię. Chodź mimo ostrożności nadal robiłam to dość szybko. Ludzie który wcześniej mi się przyglądali też ruszyli by pomóc. Choć to ja pierwsza dotarłam do pęknięcia, położyłam się na locie. Złapałam za ręce chłopca, który walczył z utrzymaniem się nad poziomem wody. Zaraz obok mnie pojawił się mężczyzna, pomagając mi wciągnąć dziecko.

  Kiedy chłopczyk został tylko wyciągnięty, kobieta zdjęła z siebie swoją kurde ubierając ją na chłopaka. Choć wcześniej zdjęła z niego, tą jego przemoczoną. Widziałam jak się trzęsie z zmiana, po chwili dostałam nawet drugą suchą czapkę od mężczyzny. Teraz dopiero mogłam mu się przyjrzeć, krótkie blond włosy, piękne niebieskie oczy. Wydaje mi się, że go kojarzę, może kiedyś go gdzieś widziałam. Wraz z dzieckiem ruszyliśmy w kierunku  brzegu. nie chcąc ryzykować kolejnego zarwania się lodu. Słyszałam tylko jak chłopczyk co raz powtarzał pod nosem dziękuję. Chodź teraz zastanawiam się, gdzie są rodzice chłopca i jak wiele dzieci jest tu teraz samych. Ich opiekunowie do najbardziej odpowiedzialnych chyba nie należą.

- Proszę.- odwróciłam się w stronę głosu, stał tam blondyn z wyciągając w moją stronę swoją kurtkę

- Dzięki za propozycje, ale muszę podziękować.- nie zamierzałam niczego od niego brać

-Wydaje mi się, że tobie bardziej się ona przyda.- nadal chciał mi wręczyć nakrycie wierzchnie

- Muszę poprzeć kolegę, ma pani cała mokrą bluzę, musi być pani naprawdę zimno. Ja staję dopiero chwilę i to w suchej, a już robię za sopel.- pani na to miano jest za młoda i to zdecydowanie

- Jeśli ją wezmę, to pani kolega, znajomy czy kim wy tam dla siebie jesteście. Może zachorować. - nie zamierzam dać się przekonać

- O mnie pani martwić się nie musisz, naprawdę nic mi nie będzie.- chciał nałożyć kurtkę na moje ramiona

- Jak tak bardzo chcesz dać komuś kurtkę, to dla niej.- tu wskazałam na dziewczynę

- Ja sobie poradzę bez niej, a ty już się cała dygoczesz z zimna.- po czym nałożyła mi sama nakrycie na ramiona

Kocham Cię! || Wanda Maximoff ||Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz