- Heej, stary! - krzyknął Tanu, wypuszczając Willa z kleszczowatych objęć. Zaraz zanim suszył ząbki Warren – jeszcze nigdy tak się nie ucieszyłem na czyjś widok.
- Ja chyba też – chłopiec przełknąć ślinę, czując, jak ze strachu kołacze mu serce – Co się stało? - zapytał, a w tym pytaniu zawarł milion innych. Wymieniać? Chociażby: jak się mają dziadkowie, gdzie się podziała Vanessa, czy Quentin zrobił coś gorszego niż do tej pory, czy Seth w ogóle jeszcze żyje (szczególnie zastanawiająca kwestia, nieprawdaż?), czy atakowały ich zahipnotyzowane potwory i... - to pytanie wleciało mu do głowy dopiero po dłuższej chwili – Dlaczego dzwon urządził sobie tak długą przerwę? Od pewnego czasu przecież w ogóle go nie było słychać.
- Wyszliśmy z domu, bo stwierdziliśmy, że głupio tam sterczymy, zostawiliśmy dla was list i w pewnym sensie uciekliśmy przed takim dziwnym jajem, które zostawił na nas Quentin – zrelacjonował przebieg ich historii Warren – Na dworze odbyliśmy spacerek po ogrodzie, formułując iście genialny plan działania – dodał z obiecującym uśmiechem, po czym schylił się do Samoańczyka – Tanu, jak się zaczynał ten plan? Wyleciało mi z głowy...
- Najpierw powinniśmy skontaktować się z Vanessą – zaczął tłumaczyć mistrz eliksirów – Sprawdzić, co u Setha. Następnie: sprawdzić, czy można wejść do domu, i jeśli tak, to wziąć nieco broni (zapomnieliśmy wcześniej). Wtedy oczywiście, zebrać się wszyscy (razem z Paprotem i – mam nadzieję – Kendrą, jeśli ją znaleźliście) – w tym momencie Will pokiwał głową – I przedyskutować dalsze kroki.
- Dobra, mała modyfikacja – odważnie wtrącił się w pół-elf, chociaż nie był pewien, czy rycerze świtu pozwolą mu wyrazić jakąkolwiek krytykę. Ze zdziwieniem zauważył, że patrzą na niego z zainteresowaniem – Proponuję zamiast na broni skupić się na zabraniu Dzienników Adiry. Nie wiem, czy to będzie możliwe. Jeśli nie, to chyba trzeba będzie wrócić tu z Kendrą.
- A o czym mowa? - Warren spojrzał podejrzliwie na resztę obrońców Baśnioboru – Czy już mi to tłumaczono, a ja zapomniałem?
- Nie wiem, czy wam to już mówiono czy nie, ale chodzi o wyniki badań nad zjawiskiem dzwonu siostry Pattona – streścił trzy tomy Will – Myślę, że są kluczowe... jeśli chodzi o dalsze działania – starał się mówić jak najpoważniej, żeby dwaj „profesjonaliści" traktowali go serio.
- Nie ma opcji, żeby Kendra wchodziła do domu – powiedział Tanu – Quentin właśnie tego pragnie.
- Może odwrotnie: nie ma opcji, ażeby Kendra nie weszła do domku dziadków Sorensonów? - zasugerował Will.
- Za dużo „opcji" i partykuły „nie" - Warren złapał się za głowę.
- Ty wiesz, co to jest partykuła? - nagle odezwała się ruda dziewczynka, wciąż spokojnie siedząca na wprost drzwi do mieszkania.
Tanu na dźwięk jej głosu podskoczył ze strachu, aż zadzwoniły jego wypełnione różnymi dziwnymi rzeczami kieszenie (Will z trudem stłumił chichot. Z drugiej strony, ucieszył się, że mężczyźnie też widzą i słyszą podejrzaną strażniczkę; nigdy nie miał pewności, czy coś nie jest wytworem jego wyobraźni, skłonnej do naginania rzeczywistości).
- Nie – wzruszył ramionami zapytany – Ale wiem, że jest nią „nie" i lubię się tym chwalić.
- Szczerość przede wszystkim – mruknął Dufu.
- A kim ty właściwie jesteś? - zgrabnie zmienił temat jasnowłosy nieuk.
- Yyy, sobą? - uniosła brwi, wzruszając kościstymi ramionami – Mam jeszcze przed sobą całe to określenie tożsamości psychospołecznej, nie muszę odpowiadać na tak trudne pytania.
CZYTASZ
Kendro, Masz Gościa! [Fableheaven FanFiction]
FanfictionKontynuacja Baśnioboru po szóstej części (zaczęłam pisać przed wydaniem "Smoczej Straży"). Jeśli szukasz heheszków Tanu oraz Warrena, Brackendry oraz zawikłanej fabuły - dotarłeś pod właściwe drzwi. okładka autorstwa cudownej @-fern--