Położenie beznadziejne

312 22 8
                                    

- Po pierwsze: potrzebuję tej wróżkokrewnej dziewczynki, po drugie – krwi jednorożca, pod którego się podszywałem, po trzecie – właściwie całego rezerwatu. A wy jesteście... no, nie chcę, żebyście nabawili się kompleksów, ale... zbędni?

- Nie oddamy Baśnioboru bez walki, wiesz o tym? - wycedziła Vanessa. Warren przewrócił oczami, słysząc te patetyczne słowa.

- Dlatego właśnie zajmę się wami na początku – stwierdził tajemniczy stwór z piętra – Potrzebuję jednak wiedzieć: co zrobiliście z dziewczyną?

Tanu wymienił spojrzenia zresztą swoich towarzyszy. Jednak nie byli zupełnie zbędni – mieli informacje, czyli mogli się targować.

Chociaż, oni też wiele by oddali aby wiedzieć gdzie naprawdę jest Kendra.

- Nie powiemy Ci, dopóki nie oddasz dziadków Kendry i Setha – oświadczyła bliksa.

- W takim razie się nie dogadamy - warknął szantażysta i coś potoczyło się po schodach, aby zatrzymać się przy stole w salonie. Teraz o nogę mebla opierała się czarna kula w fluorescencyjne, żółte kropki, które widać było pod powiekami nawet po zamknięciu oczu.

- Czy to... - Vanessa zbladła i zrobiła krok do tyłu. Na jej czole sperlił się pot – Czy to...

- O czym ty mówisz? - zapytał Warren. Nie rozpoznawał przedmiotu, Tanu zresztą też nie. Jednorożec zajmował się Sethem, chyba nastawiał mu kości i wydawał się być doskonale skupiony; jakby cały świat poza pacjentem przestał istnieć.

- Tak, wampirzyco – tym razem kobieta nawet nie zareagowała na to pogardliwe określenie – To jajo Bastijusów. Lepiej, abyście opuścili ten dom w ciągu kilku sekund.

- Ale to niemożliwe! - Vanessa wytrzeszczyła oczy z niedowierzaniem.

- Uwierz w to, co masz przed sobą! - szczeknął głos.

- Co to niby jest? - spytał nerwowo Tanu, zwracając się do Vanessy.

- Z tego jajka wyklują się zdolne opętać nas niewidzialne stworzenia – wyrzuciła z siebie, ale nie wszyscy zrozumieli o co chodzi – Ludzie, jak to wybuchnie, to...to... równie dobrze może wybuchnąć bomba.

- Czyli ten na górze też dostanie? - zapytał ze szczątkami nadziei w głosie Warren.

Odpowiedziało mu szydercze prychnięcie z piętra.

Vanessa najciszej jak mogła podeszła do drzwi i otworzyła je bez trudu.

- Dobrze, można i tak – jak nieznajomy z góry mógł dowiedzieć się, że otworzyli drzwi? - ale pamiętajcie, że jak raz wyjdziecie, nie będzie opcji powrotu.

- Jesteś nieco gołosłowny, jeśli wolno mi zauważyć, Quentinie – powiedział nagle Paprot, a jego ciepły, spokojny głos sprawił, że we wszystkich wstąpiła otucha. Tego właśnie brakowało w głosie ich wroga, łudząco do niego podobnym.

- Znasz go? - syknął Warren.

- Trudno to nazwać znajomością – odparł szeptem jednorożec.

- Posłuchaj, zróbmy tak: - odezwał się Tanu – oddasz nam babcię i dziadka Sorensonów, a wtedy odejdziemy stąd. I, jak sam powiedziałeś, nie będziemy mogli wrócić.

- Tylko, jeśli dacie mi Wróżkokrewną i krew jednorożca.

- A po licho Ci Kendra i krew Paprota?! - zapytał.

- Nie pojmiesz tego – głos Quentina nagle zupełnie przestał brzmieć jak Paprota, jego sposób mówienia przypominał teraz bardziej melorecytacje – Kiedy koniec świata nadejdzie, księżyc ze słońcem się zejdzie, harmonia objawi się cała, w czarne szaty ubrana! - słowa te jednak wzbudziły tylko konsternacje w trójce przyjaciół Baśnioboru. Jedynie Paprot wydawał się poruszony.

- Śmieszna rymowanka – skomentował Samoańczyk.

- To nie jest moc na wasze umysły, śmiertelnicy! - prychnął Quentin – I nie pozwolę wam wyjść, dopóki nie dostanę tego, co chcę. I właściwie... teraz też was nie wypuszczę – Vanessie opadły ze zrezygnowania ramiona – Lepiej, żebyście byli moimi więźniami.

- Zależy dla kogo – burknęła Vanessa, kiedy drzwi zatrzasnęły się, chociaż nikt ich nie dotknął.

- Z resztą, co to ma być! Człowieku, zdecyduj się wreszcie! Nie możesz tak ciągle zmieniać zdania! - krzyknął Warren.

Nikt mu nie odpowiedział. Być może Quentin stwierdził, że nie warto gadać dłużej z nędznymi śmiertelnikami.

Jednak w tej samej chwili Paprot uśmiechnął się szeroko, położył palec na ustach Setha, który gwałtownie zamrugał i skrzywił się, a drugą ręką pomachał do kogoś zza okna.  

Kendro, Masz Gościa! [Fableheaven FanFiction]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz