Dzwon - odkrycie roku

441 24 16
                                    

Cześć wszystkim!

Pomimo kwarantanny udało mi się wyfrunąć z domu, więc przez pewien czas nie będzie rozdziałów. Dzisiaj jednak postarałam się zaserwować wam dłuższą przygodę (chyba, że wolicie więcej krótkich kawałków, to wtedy poproszę .  aby mi to rozłożyła na części).

Trzymajta się!

Janka


- Siemka – zaklinacz cieni podszedł do płotu i pomachał ręką przed oczami jednej z wróżek – Ładna pogoda, co nie? Całe lata czekałem na te wyjątkowe chmurki! - wskazał szaro-bure obłoczki, leniwie człapiące w nieokreślonym kierunku.

Stwory wciąż gapiły się w przestrzeń, nie zwracając uwagi na chłopca zachowującego się bardzo, bardzo podejrzanie. I głupio.

- Dobra, nie nabraliście się. Wiedziałem, że jesteście zbyt mądrzy, aby mi uwierzyć – machnął ręką – No to co tam u was, chłopaki? I dziewczyny? Jak życie?

Jeden ze stojących tam (ukrył się za nogą ogra, dlatego chłopiec go nie zauważył) leprehaunów nagle poruszył się, co sprawiło że Seth odskoczył gwałtownie od płotu. Niski człowieczek w transie wykonał kilka kroków, aż znalazł się tak blisko płotu, że musiałby maszerować w miejscu.

Reszta wciąż tkwiła bez ruchu.

A nie był to satysfakcjonujący wynik eksperymentów dla kogoś takiego jak Seth Sorenson.

- A w sumie, to nie chcecie mnie zabić? - zapytał chłopiec kuszącym głosem – Bo teraz właściwie jestem taki bezbronny i samiutki – rozczulił się nad sobą, pragnąc dostać jakąkolwiek reakcje na swoje słowa - Wszyscy mnie opuścili... niby miałem dostać zadanie, ale Warren sobie gdzieś poszedł. Co za życie... myślę, że kto jak kto, ale to wy powinnyście je zakoń... - w tym momencie Warren zasłonił mu ręką usta.

- Najpierw myśl, potem rób – powiedziała surowo Vanessa, wraz z Warrenem stając przy chłopcu – Te stworzenia mogą być bardzo podatne na sugestie, a było ją słychać na drugim końcu Baśnioboru.

- Musimy pomóc Willowi – pospieszył ich Warren i wspólnie pobiegli do dzikiej plaży, na której czekał na nich Tanu.

Nie wpatrywał się w wodę, tylko w błotnisty piasek.

- Co z Willem? - zagaiła Vanessa dosyć ostrym tonem (Seth nie wiedział, jak to możliwe, ale zupełnie się nie zdyszała po biegu).

Mężczyzna potarł wielką, mięsistą dłonią czoło z westchnięciem.

- Królowa Wróżek go nie uznała za godnego wejścia do kapliczki.

Warren wymienił spojrzenia z Samoańczykiem i obaj spuścili głowy. Czuli się winni, bo to oni namówili Chłopca z Zielonymi Włosami na próbę audiencji u Królowej. Głupio posłali go – teraz widzieli to wyraźnie – na pewną śmierć.

Seth przez dłuższy czas uważał tego pół-elfa za jakąś dziwną anomalię życiową. Później okazał się bardziej ludzki, niż ktokolwiek mógłby przypuszczać, i... koniec.

To niesprawiedliwe.

Klasyczna minuta ciszy przerodziła się w pięć, a potem w dziesięć. Vanessa zaczęła przechadzać się po plaży, marszcząc brwi i myśląc o czymś intensywnie – więc chyba nie o Willu. Co jakiś czas zerkała w kierunku Kapliczki i popatrywała na gładką jak lustro taflę wody. Seth zaczął rysować patykiem na piasku tuż przy brzegu. Tanu i Warren smętnie usiedli obok siebie.

Współczynnik działania, myślenia o niebezpieczeństwach które nas dopadną i planowania wynosił 0 (tylko nie w przypadku Vanessy; ona zawsze musiała coś planować).

Kendro, Masz Gościa! [Fableheaven FanFiction]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz