Gra

450 29 12
                                    

Wszyscy zasiedli w gabinecie, mając w pamięci waniliowy budyń oblany syropem klonowym, który był na deser. Babcia przez chwilę krzątała się po pokoju, ale potem wyszła, mówiąc, że ma coś do zrobienia i nie uśmiecha jej się uczestniczyć w długich wywodach dziadka na temat tego, o czym nie ma pojęcia.

Chyba się pokłócili.

- No, to o co chodzi z tym ugryzieniem? - zapytał dziadek, mierząc swoją wnuczkę przenikliwym spojrzeniem. Nikt nie musiał mu przypominać o sprawie, którą złośliwie poruszył Seth.

- Wygląda na to, że, nie wiedząc o tym ani nie planując ani w ogóle nie mając świadomości tego, co robię – Kendra chciała dać do zrozumienia, że zbudzenie potwora to nie jej wina. Wzięła głęboki oddech i dokończyła - ... nakarmiłam Ollocha Żarłocznego.

Dziadek ukrył twarz w dłoniach.

Po czym zaniósł się rozdzierającym szlochem.

Rodzeństwo gapiło się na niego osłupiałe, pierwszy raz widząc Stana w takim stanie.

- Proszę bardzo! - wyjęczał rozdzierającym głosem mężczyzna, pociągając nosem – Jak wszystko można łatwo zepsuć! Jak łatwo...

Wtedy do gabinetu weszła babcia i wyprowadziła z pokoju chlipiącego dziadka, po czym zasiadła na jego miejscu.

- C-co się stało dziadkowi? - zapytał oszołomiony Seth.

Kobieta wzruszyła ramionami, wzdychając.

- Od pewnego czasu ma takie napady emocji. Nie wiem, czemu. Starość nie radość – popatrzyła na swoje pomarszczone dłonie.

Kendra zawsze myślała, że jej dziadek, Stan Sorenson, jest skałą – opoką; jego nigdy nic nie złamie ani nie dotknie. Wydawał się odporny na wszelkie katastrofy, które los posyłał mu często i chętnie – w końcu był strażnikiem magicznego rezerwatu. Przyjmował nieprzyjemne wiadomości ze spokojem, a potem od razu zastanawiał się nad rozwiązaniem problemu.

A teraz?

- Słyszałam wszystko przez drzwi – porzuciła temat swojego męża Ruth – To dziwne, Kendro. Ale może poradzisz sobie z tym, tak jak to zrobił Seth?

Dziewczynka wzdrygnęła się.

- Och, tak, może – odpowiedziała niechętnie. Co było gorsze: śmierć czy nauka o przewodzie pokarmowym potwora od środka, gdy siedzisz w ciasnym kokonie?

- Jednak to nie jest nasz największy problem.

- No nie, zaczyna się – jęknął Seth.

- A myślałam, że właśnie to lubisz – zdziwiła się sztucznie Kendra.

Chłopiec przewrócił oczami.

- Naszym największym problemem jest Paprot.

- Niby dlaczego? - nastroszyła się Kendra.

- Znika na całe dnie, nic nie je i gada od rzeczy – wyjaśniła babcia.

- To ma być takie straszne? - Seth uniósł brwi. Ruth rzeczywiście wyglądała na bardzo przejętą.

- Może jest chory? - zastanawiała się dziewczynka myśląc o informacjach, które będzie mogła dodać na wikipedii pod hasłem JEDNOROŻEC.

- Może ma kryzys wieku średniego? - zgadywał Seth, żeby trochę rozbawić zmartwioną babcię – A może znalazł sobie dzie... znaczy, kumpla?

Kobieta jednak była tak samo zaniepokojona.

- Mam wrażenie, że wszystko się zmienia – wyznała, patrząc Sethowi i Kendrze w oczy – Ale tak niezauważalnie. My również. I z tym wszystkim ma związek Paprot.

Po tym przypuszczeniu okazało się, że babcia jest zmęczona i musi się położyć (od kiedy babcia robiła sobie drzemki?!), więc rodzeństwo przyszło do dużego pokoju, aby porozmawiać ze swoimi przyjaciółmi. Tanu, Warren i Vanessa siedzieli przy stole, grając w grę karcianą. Dale zniknął gdzieś z Willem, którego Kendra miała nadzieję zobaczyć.

- Co to za gra? - zapytał Seth.

- Sami ją stworzyliśmy – powiedział z dumą Tanu – Nazywa się: wygrana demonów. Demony wyszły z Zzyxu i opanowały świat, ale została garstka śmiertelników, którzy muszą się przed nimi bronić. Ja i Warren jesteśmy demonami, a Vanessa śmiertelnikami.

- I ja wygrywam – zauważyła Vanessa.

- ... co jest nie zgodne z zasadami, bo człowiecy muszą przegrać, a demony wygrać.

Kendra wzdrygnęła się. Niby Tanu mówił o zasadach gry, ale ona wciąż nie potrafiła traktować tej sprawy tak na luzie. Może miała zbyt mało dystansu z rzeczywistością?

- Mówi się ludzie – poprawiła tylko.

- Jaja sobie robicie – chłopiec oparł się łokciami na stole – Ale jeśli to na pieniądze, to gram. Nawet jeśli karty są do makao.

- Ale przerobione! - zauważył Tanu, pokazując koślawe rysuneczki, podczas wznoszonych przez Warrena okrzyków radości.

Kendra pokręciła głową. Ta trójka chyba musiała się bardzo nudzić, skoro wspólnie stworzyła (bezsensowną) grę. A jak można się nudzić w Baśnioborze? Tutaj każdy zawsze ma coś do zrobienia, przemyślenia, nauczenia, sprawdzenia. Seth miał racje; jak tu przyjeżdżają, wiele się dzieje – ktoś przyjeżdża, trzeba zakończyć panowanie jakiegoś demona albo ocalić świat od zagłady. A teraz? Dziewczynka uświadomiła sobie, że właściwie to nie ma teraz nic do roboty. Wypakowała się już i właściwie mogłaby usiąść i zagrać z nimi...

- Nie – powiedziała na głos – Idę szukać Dale i Willa.

Oni byli tak zajęci grą, że nawet nie zauważyli jak wyszła. Setha też wciągnęła ta bezsensowna rozgrywka, polegająca właściwie głównie na kopniakach wymierzanych pod stołem. Po chwili zorientował się, że kiedy patrzy na zegarek, to zawsze od ostatniego zerknięcia mijała godzina. Kiedy próbował patrzeć co minutę, stało się tak samo.

- Hej, czy wy...? - chciał zapytać chłopiec, ale Tanu mu przerwał.

- Tak – powiedział bezbarwnym głosem. Karty wypadły mu z ręki i rozsypały się po stole – Czas mija.

Po chwili cała trójka grających spała, opierając głowy na oparciach krzeseł, na stole bądź sobie nawzajem. Seth też poczuł narastającą senność, więc szybko wstał i wybiegł z domu.

Gdzie jest Kendra?!


/Robi się trochę dziwnie, być może czytacie ostatnie rozdziały z frustracją na twarzy, ale nie martwcie się; Rodzeństwo Rozwalaczy Sorenson (Kendra byłaby na mnie zła) czuje to samo.

Ja: Dzisiaj wstanę wcześnie i będę pisać, żeby przegonić resztę ludzkości!

Świat: *nie śpi całą noc*

Ja: No dobra. Myślicie, że jesteście lepsi?

Ja: *nie śpi całą noc*

Ja: *prawie traci funkcje życiowe (ale musi napisać rozdział, więc nie umiera)*  

Świat: *nie śpi i żyje*

Janka

Kendro, Masz Gościa! [Fableheaven FanFiction]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz