Pół elf-pół chłopiec szedł równym krokiem zapamiętaną trasą do domku opiekunów rezerwatu. Był pod wrażeniem tego, jakim okazał się ten prawdziwy Paprot. Autorytetami Will'a byli rodzice, dopóki nie zorientował się, że niczego o nich nie wiedział. Teraz, widząc Paprota, tak szybkiego w działaniu, skoncentrowanego na celu i oddanego mu zupełnie, czuł do niego ogromny szacunek. Jednorożec potrafił ostro postawić na swoim i troskliwie zaopiekować się kimś, kto przed chwilą rzucił się na niego z zębami i paznokciami!
Czy Will'owi to imponowało?
I to jak.
Czy był gotowy podążać za Paprotem i mu zaufać?
O nie, nie tym razem. Nigdy więcej.
Och, kopać zaufanie!
Chociaż teraz w sumie mu zaufał – wykonuje jego polecenie potulnie jak baranek. Z drugiej strony, to był jego pomysł żeby się rozdzielić.
Chłopiec wszedł na teren ogrodu. Było tu teraz pusto i nieco złowrogo – zwłaszcza, że gdzieniegdzie potwory stratowały kwiaty i inne roślinki. Domek stał taki sam jak zwykle. Na werandzie leżały jakieś fiolki z eliksirami Tanu i porzucona koperta (może jakieś rachunki Dziadka Sorensona?). Jednak kiedy Will podszedł bliżej, zobaczył siedzącą na schodkach drobną dziewczynę o rudych, skręconych w długie sprężynki włosach i dużych, nieco wyłupiastych oczach w kolorze bagnistego bajorka. Ubrana w białą koszulę i czerwoną spódnicę przewiązaną brązowym pasem, opierała głowę na piąstce i patrzyła w ziemie.
- Cześć – odezwał się pierwszy.
- Cześć – odparła dziewczynka, podnosząc wzrok i wygładzając spódniczkę – Czego tu szukasz?
- Chciałem tylko sprawdzić, co tam u... reszty ekipy. To znaczy... no, po prostu jak się wszyscy mają w tych trudnych czasach. Czy coś ruszyło do przodu.
Z jakiegoś powodu elf odniósł wrażenie, że w obecności tajemniczej dziewczynki jego poziom elokwencji zdecydowanie opadł.
- No to sprawdzaj – wzruszyła ramionami.
- Ale siedzisz mi na drodze – zwrócił jej uwagę Will.
- Ojeju, no! - jęknęła dziewczynka – Nie mam ochoty wstawać. Z jakiegoś powodu te drzwi mają szybkę, nie?
- Nic przez nią nie widać! To jest matowa szybka.
- Dobra – nagle dziewczynka spoważniała. Jej jasne brwi spotkały się, gdy zmarszczyła czoło – Sprawa jest taka, że nie mogę cię przepuścić. Muszę tu siedzieć i nie wpuszczać nikogo.
- Dlaczego? Ktoś cię zatrudnił? - zapytał chłopiec, siadając naprzeciwko niej, na brukowanej ścieżce.
- W pewnym sensie. Ale pragnie pozostać anonimowy.
- Jeju, przecież doskonale wiem, kto to jest! - spróbował blefować Will, jednak twarz rudej strażniczki nie zdradziła, czy mu wierzy czy też nie – My się znamy. Chcę tylko sprawdzić, co tam u Warrena, Setha, Vanessy i Tanu.
- Przestań tracić swój czas – nagle dziewczynka zrobiła się bardziej nerwowa. Co chwila uciekała wzrokiem na barierkę werandy, gdzie stały fiolki z eliksirami Tanu – Wpuszczę do domu tylko Kendrę. I tego jednorożca. Miał na imię... Paprotka? Takie dostałam wytyczne.
Will zlustrował raz jeszcze swoją przeszkodę wzrokiem. Zwykle, gdy trudność objawia nam się jako coś małego, okazuje się nie do przeskoczenia. Zwłaszcza, gdy jest istotą fantastyczną. Chłopiec był pewien, że wystarczy jeden nieuważny ruch, aby dziewczynka zamieniła się we wściekłego, dwumetrowego goblina (czy gobliny mogą być dwumetrowe?) i dała mu nieźle popalić.
CZYTASZ
Kendro, Masz Gościa! [Fableheaven FanFiction]
FanfictionKontynuacja Baśnioboru po szóstej części (zaczęłam pisać przed wydaniem "Smoczej Straży"). Jeśli szukasz heheszków Tanu oraz Warrena, Brackendry oraz zawikłanej fabuły - dotarłeś pod właściwe drzwi. okładka autorstwa cudownej @-fern--