***

301 22 5
                                    

Paprot pamiętał to miejsce, ale nie miał pojęcia skąd. Jednego był pewien: wydarzyło się tu coś bolesnego. I coś mu mówiło, że to nie był ostatni raz.

Trawa na której stał była ostra i sięgała jednorożcu ponad pęciny. Pęciny...? Tak, był teraz w postaci magicznego zwierzęcia, co było ostatecznym dowodem, że śni.

Zobaczył, gdzieś, dobry kawałek przed sobą jakiś szarawy kształt, ale nie potrafił rozpoznać, czy był to wyjątkowo karłowaty krzak, czy może coś żywego. Wszystko skrywała mlecznobiała mgła. W końcu kształt zaczął się zbliżać, i również okazał się jednorożcem – jego róg lśnił... czy może być coś takiego jak czarne światło? Nie, przecież on świecił na granatowo. A teraz emanował zgniłą zielenią. Jedyny kolorowy punkt w okolicy zdawał się bardzo niezdecydowany co do wyboru barwy. Zmieniając co chwila odcień sprawił, że Paprot w końcu stwierdził, iż nie może oderwać od niego wzroku.

Jednorożec podszedł do niego, a kiedy był już w odległości kilku kroków, przemienił się w człowieka. Górował nad Paprotem z pełną wyższości świadomością tego faktu.

- Zdecyduj się – powiedział jednorożec – Jesteś stworzeniem fantastycznym, czy człowiekiem? Musisz wybrać.

Paprot nie potrafił się odezwać. Wiele słów cisnęło mu się na ustach, ale wszystkie wydawały mu się głupie, argumenty takie... śmiertelne. Bezsensowne. Nietrwałe.

Rzeczywiście, zaczął kierować się uczuciami jak ludzie.

- Chodź za mną, zaufaj mi. Jestem Quentin. Jestem taki jak ty. Między-pomiędzy. Wybierzemy wspólnie.

Rozumieli się. Obaj wiedzieli, że nadchodzi chwila wielkich wyborów i zmian, bo przebudziła się pradawna siła. A tym, co najlepiej niszczy, jest czas.

Ale on również najlepiej tworzy.

Łagodny ton jednorożca sprawił, że Paprot zdołał rozchylić wargi.

- A Kendra? - zdołał zapytać.

Nie odpowiedział mu.

- Kendra? - wycharczał z wysiłkiem.

Ciągle cisza. Wtedy zdał sobie sprawę, że zamiast Quentina stoi przed nim cynowy posąg człowieka, który zaczął puchnąć i wydymać się, aż w końcu stał się dzwonem, zawieszonym w powietrzu.

Żeby tylko nie zaczął dzwonić"

Błagam, aby nie zaczął dzwonić"

Niech nie dzwoni"

Zrobię wszystko, żeby nie zadzwonił"

Wokół kopyt jednorożca zaczęła zbierać się mętna woda. Przybywało jej zdecydowanie za szybko, a on znowu nie mógł się poruszyć. Nie mógł nawet krzyknąć. Myśli Paprota wydawały mu się spowolnione. Jedyną pociechą był zapadający się w podmokłym gruncie dzwon.

Kiedy woda podeszła Paprotowi do pyska, obudził się.  



// korzystając z możliwości wattpada zaznaczę, że cofnęliśmy się odrobinę w czasie, jest to jeden z przeszłych snów Paprota. 

Kendro, Masz Gościa! [Fableheaven FanFiction]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz