Oto, co się dzieje w godzinach szczytu przy Kapliczce

397 22 11
                                    

Kendra nie mogła się zdecydować, czy uwierzyć quasi-Paprotowi, i to niezdecydowanie wypalało jej mózg. Jedno pytanie, a sprawiało, że w jej głowie wybuchały wojny pomiędzy myślami, system wartości chwiał się w posadach, które zawsze wydawały jej się tak silne. Myślała, że budowała na skale. Najwidoczniej myliła się. Znowu.

Ale była jedna osoba, która może zrozumieć jej cierpienie, albo wręcz powiedzieć, czy jest rzeczywiście uzasadnione. Dziewczyna szybkim marszem pokierowała się za basen, aby przekroczyć granicę ogrodu. Nie mogła się jednak powstrzymać: po chwili zaczęła biec, aby wiatr wysuszył łzy z jej oczu, aby szybciej, prędzej, żeby już wiedzieć, żeby już nie czuć tego ucisku w krtani, żeby już było powiedziane.

Biegła, aby zapytać się Królowej Wróżek.

Warren i Tanu obeszli nieco staw, mając nadzieję, że w tym miejscu będzie mniej najad. Czekała tam już na nich czarna łódka z napisem „Jutro" - była to pewnie jej imię - którą zainstalował w tym miejscu dziadek, kiedy odbudowano kapliczkę. W ty miejscu było coś w rodzaju kamienistej plaży, z tu i tam rosnącą kłującą trawą. Will chwycił wiosła, uśmiechnął się po raz ostatni do Tanu i Warrena, którzy wypchnęli stateczek na wodę. Chłopiec poczuł uczucie podekscytowanie w brzuchu. Zaczął nieco nieumiejętnie używać wioseł, machając rękami jak kołowrotkami. Najpierw w ogóle nie myślał o najadach, ale potem, kiedy zaczął dostrzegać jakieś bąbelki i kotłowanie pod wodą, a czyjeś paznokcie (lub... może coś innego?) przesunęły ze zgrzytem po kadłubie łodzi, zaczął zanurzać jak najmniejszą część wioseł, przez co trochę zwolnił. Zaczął zastanawiać się, co się dzieje pod wodą. Jakie niesamowite rzeczy, jak wspaniały świat kryje się pod turkusową, mętną powierzchnią. Przecież tam mogą zachodzić jakieś nieznane ludzkości reakcje chemiczne! Może najady zmieniają wodę, w której żyją, w coś magicznego – cudowny, uzdrawiający eliksir? Chociaż bardziej pasowałaby trucizna, sądząc po ich sposobie życia. Jakie rośliny muszą być pod wodą! Nagle stwierdził, że nie ma pojęcia, jak głęboko sięga jeziorko. Może kryją się tam, oprócz najad, jakiejś inne stwory?

Jakieś wielkie, prastare potwory, śpiące cichutko przykryte mułem, na wpół wkopane w muł, czekające, aż nadejdzie ich czas przebudzenia...

Will zupełnie zatracił się w swoich wyobrażeniach. Zaczął sam bać się tego, co pojawiło się w jego głowie, bo wiedział, co się zaraz wydarzy. To nie była pierwszyzna, dlaczego ciągle nie nauczył się, że nie może tak po prostu zaczynać marzyć? Kiedy da radę wziąć w ryzy swoje własne myśli?

Ale teraz było już za późno.

Nagle z wody tuż przed nim wyłoniła się ogromna głowa z szerokim pyskiem i wydętymi nozdrzami wielkości jego głosy. Łuski były w kolorze brudnej, zakrzepłej krwi, wysoko umieszczone oczy zasłaniały niemal zupełnie opuszczone powieki.

„Nie wierz w to" - przypomniał sobie - „Nie ma. Nie ma go"

Zaczęło się, kiedy mamy i taty nie było już tydzień w domu. Nigdy nie opuszczali go na tak długo, najwyżej jedno z nich, nigdy oboje. Skończyła się ulubiona pasta do chleba Willa, chleba zresztą też już dawno nie było. Chłopiec kolejny dzień siedział owinięty w kocyk tuż przed progiem. I wyobrażał sobie, jak rodzice wracają. Słyszy dźwięk obracanego klucza w zamku i drzwi otwierają, mama dokładnie wyciera sobie buty o wycieraczkę, wchodzi, ale zanim przywita się z Willem, przez próg przeciska się tata i chwyta go w ramiona, a mama krzyczy, że tym razem to ona chciała być pierwsza.

I to się właśnie stało.

Tyle, że rodzice nie otworzyli drzwi, ale przeszli przez nie. Nie przytulili go też i nie pozwolili mu się przytulić, ale uśmiechali się i rozmawiali z nim, ale mówili tylko to, co Will wiedział, albo o czym myślał. Nie potrafili odpowiedzieć na pytanie, ile mają lat. Chłopiec wiedział, że coś jest nie tak.

Kendro, Masz Gościa! [Fableheaven FanFiction]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz