Genialny plan #2

146 9 11
                                    

Dziewczynka westchnęła ciężko. Musiała sama wyzwolić babcię i nie dać umrzeć jednorożcowi. 
- Czyli zniewoliłaś facetów, tak? Czas na jakieś babskie pogaduszki? - zapytała z przekąsem, nie ruszając się z miejsca.
Dziewczynka przerwała palenie książek, co utwierdziło Kendrę w przekonaniu, że uprzejma pogawędka nigdy nie jest złym wyjściem.

- Myśmy się chyba jeszcze nie poznały. Jestem Kendra, a Ci jak na imię? - zapytała.
Istota utkwiła w nastolatce wyłupiaste oczy; jej ręka zawisła nad dziennikiem Adiry.
- To nie jest teraz ważne - powiedziała cicho. Jej głos był niski i nieco matowy, przepełniony jakąś rezygnacją, zupełnie niepasującą do dziecinnej sylwetki postaci - Wszyscy tracimy imię, gdy poddajemy się Dzwonowi.

- Ale... wiesz, że nie poddajesz się Dzwonowi, w sensie samej idei zjednoczenia istot fantastycznych przeciwko ludzkości, tylko temu, kto obudził Dzwon?
- A czy to ma znaczenie? - dłoń istotki zbliżyła się do dziennika, a Kendra zadrżała; obca dziewczynka delikatnie pogłaskała okładkę.
- Dla nieśmertelnych może nie ma... - przyznała jej po części rację nastolatka.
- Ja nie jestem nieśmiertelna.

Zielony płomień nieco przygasł, a promienie popołudniowego słońca pojawiły się na dywanie pokoju. Włosy tajemniczej dziewczyny zabłysły rdzawym blaskiem, a Paprot westchnął nieco głośniej. Czyżby zaczął odzyskiwać świadomość i własną wolę?

- Przepraszam - Kendra nie wiedziała, czy popełniła właśnie jakiś duży nietakt, ale istoty fantastyczne nigdy szczególnie nie poraziły ją swoimi manierami - W każdym razie... to, w jaki sposób przeżyjemy ten czas na ziemi, to decyzja która powinna zależeć od nas, nie?
- Chyba tak... - mruknęła dziewczynka - Kochasz ją? - wskazała na babcię Ruth, leżącą bez przytomności na podłodze.
- O, tak - pomimo grozy sytuacji, na ustach nastolatki zabłąkał się półuśmiech, gdy przypomniała sobie jak poznała swoją babcię. 

Miłość jest zwariowana. Przecież nie można kochać za coś konkretnego - także Kendra nie mogła powiedzieć, że kocha swoją babcię za jej naleśniki, ciepły głos, który wspierał ją podczas podejmowania trudnych decyzji, nauki o magicznym świecie czy pełne otuchy spojrzenie. Przez długie lata nie miała okazji poznać swoich dziadków - a to przecież zupełnie zmieniło jej życie. 
Z drugiej strony - Kendra kochała babcię za coś... za to, że była.
- A ty kogoś kochasz? - zaryzykowała.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Will pomimo zapewnień Quentina (ach, jakże wydarzenie to wydawało się zamierzchłą przeszłością!) bez problemu wszedł do domu, by zastać dziadka Sorenson śpiącego na kanapie w salonie. Głowa opadła mu na klatkę piersiową, która unosiła się przy każdym oddechu. Chłopiec wolał nie budzić gospodarza; chociaż miał dobrą relację ze starszym panem, to miał wrażenie, że nagła pobudka nie jest dobrym pomysłem.
Chociaż, czy nie powinni być teraz wszyscy bardzo czujni, w ciągłej gotowości?
Kendra oraz Paprot nie wychodzili od dłuższego czasu. Tanu i Warren gdzieś zniknęli; Will nie miał nawet pojęcia, gdzie szukać tej dwójki i po kiego grzyba mieliby gdzieś teraz łazić. Wiedział jednak, że jest niedoinformowany, ponieważ nikt nie chce zaufać pół-chłopcu-pół-wróżce, którego odrzuciła królowa wróżek. Kto chce zadawać się z dmuchawcem?
Chłopiec pokręcił się chwilę po najbliższych pomieszczeniach, walcząc z pragnieniem nalania sobie soku z lodówki: w końcu nie czas na uleganie swoim zachciankom! Po chwili elf zdecydował jednak, że odwodnienie nie jest pożądanym stanem podczas decydującego starcia z siłami zła i sięgnął po szklankę.
Kiedy strumień soku jabłkowego wlewał się z obiecującym chlupotem do naczynia, powietrze przeszył ostry sygnał telefonu. Butelka z sokiem wymsknęła się Willowi z dłoni i wylądowała na podłodze, ochlapując blat stołu oraz spodnie chłopca, który popędził do aparatu.
- Halo, z tej strony Will w zastępie za państwa Sorenson, jak mogę pomóc? - te nerwowe słowa wystrzeliły z jego ust z prędkością karabinu maszynowego.
- Will? - w słuchawce rozległ się głos Setha. Słychać w nim było nutkę rozczarowania - A możesz podać słuchawkę komuś innemu?
- Oprócz mnie w domu są tylko Kendra i Paprot, którzy walczą teraz z elfką, która uwięziła babcię. Dziadek śpi, a przed chwilą był zupełnie pod działaniem Dzwo...
- Dobra, nieważne. Słuchaj, ja i moi znajomi jedziemy do rezerwatu z informacjami. Wiemy, jak zakończyć cały ten majdan! 
- W sensie... uciszyć Dzwon?!
- Nie chciałem tego mówić, bo telefon, nagrywanie i te sprawy, ale no. 
- To wspaniale! Jak to...
- Nieważne, Will, skup się! Musisz być przez cały czas pod telefonem, bo jedziemy autem i musisz otworzyć nam bramę tak, żebyśmy tylko my przez nią weszli, czaisz?
Szczerze mówiąc, Willowi zrobiło się nieco przykro, że Seth mówi to z takim pobłażaniem. Zwłaszcza, że zadanie "otwarcia bramy" wydawało się wręcz śmiesznie banalne.
- Mhm.
Młody Sorenson rozłączył się bez pożegnania.


Kendro, Masz Gościa! [Fableheaven FanFiction]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz