Okrążył ogród, dostrzegając, że w basenie jest woda – ale tylko odrobinę, na dnie. Willa, Dale'a i Kendrę odnalazł przy domku Warrena. Ich śmiechy słychać było już z daleka. Ganiali się jak małe dzieci, Dale coś wykrzykiwał, a obok nich leżały porzucone grabie i łopaty. Ich zabawę przerwała kolejna solówka dzwonu. Seth jęknął i zasłonił sobie uszy rękami, zaciskając powieki (jeszcze nie znalazł skuteczniejszego sposobu na przetrwanie tych sygnałów). Podobnie zachował się Dale, ale Will tylko zadrżał i objął się ramionami. Kendra patrzyła na nich wszystkich z mieszanką współczucia i żalu.
- KEEENDRA! - krzyknął Seth, podbiegając do trójki – Wszyscy w domu zasnęli.
- Ale jak to? - poderwała się Kendra, jakby usłyszała coś strasznego.
- No normalnie. Zorganizowali spontaniczną, zbiorową drzemkę.
Dziewczynka odetchnęła. Czyli nie zostali otruci, ogłuszeni ani zaczarowani.
- Co robiliście, zanim przyszedłem? - spytał Seth.
- Nic takiego – odparł Dale – Will ćwiczył znikanie, my przygotowywaliśmy ziemię, bo chcemy zasadzić pole, więc przy okazji gadaliśmy o magicznych roślinach.
- Dale wie o nich wszystko! - zawołał Will – mógłby napisać książkę „Encyklopedia magicznych ziółek". Będzie bestsellerem.
Dale spuścił oczy i uśmiechnął się, a Kendra wybuchnęła śmiechem. Seth również nie mógł powstrzymać uśmiechu; dlaczego? Przecież to nie było śmieszne, nawet trochę głupie, bo taka wydana książka od razu weszłaby między bajki i nikt by z niej nie skorzystał (oprócz psychofanów świata magii. A to mogłoby się źle skończyć).
- Dobra, spróbuję ostatni raz, a potem przekopmy wreszcie tą ziemię – zarządził Will.
- Raz... dwa... trzy! - zawołali Dale i Kendra a wtedy nastolatka rzucił się na chłopca jakby chciała go objąć albo złapać, a ten... zniknął. To znaczy, nie całkiem. Na ziemi pozostały jego stopy w adidasach i ręka do łokcia, którą zdołała złapać Kendra.
- Ech, muszę jeszcze dużo poćwiczyć – rozległ się optymistyczny głos chłopaka, który po chwili zaczął się pojawiać, trochę jak kot z Alicji Czarów (tyle, że tamten znikał). Pojawiała się zielona czupryna, roześmiane oczy – i już chłopak szedł po łopatę, by rozpocząć pracę.
Jego entuzjazm udzielił się wszystkim. Już po chwili przekopali połowę ziemi w obszarze wyznaczonym wcześniej przez płotek. Dale rozgadał się jak nigdy – wszystko przez Willa, który wypytywał go o dosłownie wszystko. Błagał nawet o etymologię niektórych wyrazów, co – ku zdziwieniu rodzeństwa Sorenson – ogrodnik też potrafił mu zdradzić. Sam chyba też był zaskoczony ogromem swojej wiedzy, a Will chłonął każde jego słowo.
Zachowanie chłopca zupełnie nie przypominało Sethowi sposobu myślenia szkolnego kujona, za którego przez małą chwilę go uważał. On po prostu był zafascynowany.
- A co to? - zapytała nagle Kendra, zatrzymując się w pół ruchu.
Pozostała trójka wytężyła wzrok. Szli do nich Tanu, Warren i dziadek Stan. Maszerowali szybko, jakby mieli do przekazania coś ważnego, ale nie musieli biec.
- Chodźmy do nich! - zawołał Will, i porzucając łopatę, poleciał w dół pagórka, krzycząc radośnie.
- Zaraz się wywali – powiedział z przekonaniem Seth – Kiedyś kiedy mi się nudziło, zakopałem tu kilka rzeczy, żeby się śmieszniej zbiegało. W sensie, niebezpieczniej.
Rodzeństwo i Dale dołączyli zaczęli schodzić nieco stateczniej.
Jednak kiedy Will (po dwóch wywrotkach, które zostały zignorowane przez społeczeństwo) dobiegł do Stana, zamiast ważnej dla świata wiadomości, dostał mocnym kopniakiem w brzuch. Podczas gdy chłopiec powstrzymywał mdłości, dziadek kucnął, ignorując serię trzaśnięć dobiegających z okolicy kolan i zaczął gmerać mu w kieszeniach bluzy.
- Co... DZIADKU! - krzyknęła zdezorientowana Kendra, zrywając się do biegu, ale zaraz się przewróciła, dostrzegając już na ziemi cienką linkę rozwieszoną na dwóch małych patyczkach.
- Seth! - warknęła ze złością.
- Sorry – chłopiec beztrosko przeskakiwał wszystkie przeszkadzajki – bardzo mi się nudziło.
Kiedy znaleźli się bliżej, dostrzegli, że trzej mężczyźni mieli puste spojrzenia i mechaniczne ruchy. Stan w końcu wydobył coś z kiszeni Willa i zamknął to w pięści, tak, że nikt nie zobaczył, co mu zabrał. Will jednak wyglądał na ogromnie przerażonego, i po chwili zaczął wymiotować na trawę. Tanu natomiast podszedł do Dale'a (wyglądał na bardziej zdziwionego niż przestraszonego, jakby po prostu nie spodziewał się, że to nim ktoś się zainteresuje) i wręczył mu kartkę. Zaraz po tym wraz z Warrenem wyruszyli w powrotną drogę do domku.
- Warren! Tanu! Co się stało?! - krzyknęła Kendra, doganiając ich. Ich zachowanie kojarzyło im się, ale nie mogła sobie przypomnieć, z czym. Jakieś urywki wspomnień z przeszłości... walka ze smokiem...
I nagle sobie przypomniała.
Bliksy.
Vanessa.
CZYTASZ
Kendro, Masz Gościa! [Fableheaven FanFiction]
FanficKontynuacja Baśnioboru po szóstej części (zaczęłam pisać przed wydaniem "Smoczej Straży"). Jeśli szukasz heheszków Tanu oraz Warrena, Brackendry oraz zawikłanej fabuły - dotarłeś pod właściwe drzwi. okładka autorstwa cudownej @-fern--