Multiplikacja

248 17 7
                                    

W pokoju Ruth i Stana panował półmrok – firanki były zasłonięte, ale na dywanie płonęło zielone ognisko niczym skóra żaby. Co ciekawe, nie rozświetlało ono bynajmniej pomieszczenia, dlatego nie od razu Kendra dostrzegła leżącą na dywanie babcię i siedzącą obok niej drobną dziewczynkę.

- Babciu? - zapytała wróżkokrewna, czując nieokreślony lęk przed przekroczeniem progu. Zwierzęce oczy dziewczynki zalśniły nagle w świetle płomieni, gdy odwróciła głowę.

Dopiero gdy usłyszała za sobą kroki Paprota weszła do środka.

W tej samej chwili szmaragdowy ogień buchnął aż pod sufit.

Okazało się jednak, że to nie z jej powodu; dziewczynka wrzuciła do ognia jakiś ciemny, prostokątny przedmiot.

- Pani Sorenson? - zawołał nieco głośniej jednorożec.

- Nie teraz – syknęła istota rozpalająca ogień.

- Dziadku, pójdź proszę po Tanu! - krzyknęła Kendra, mając nadzieję, że ktoś przerwie tą niezręczną sytuacje i zorientuje się, czym jest ogień i co zrobić z dziewczynką w sypialni dziadków. Może mistrz eliksirów będzie wiedział, co oznacza nietypowy kolor płomieni?

- Co zrobiłaś pani Sorenson? - poważnie rzekł Paprot. W jego głosie słychać było zapowiedź groźby i Kendra ze zdziwieniem uświadomiła sobie, jak groźnym przeciwnikiem w walce mógłby być jednorożec – silny, nieugięty, perfekcyjnie obeznany z zasadami świata magii. Jak dobrze, że jest po jej stronie.

Zamiast odpowiedzi dziewczynka wyjęła z kieszeni zakrzywiony na końcu nóż, przypominający nieco piracki kordelas i przyłożyła go do szyi nieprzytomnej kobiety.

„Wykrakałeś" - miała na końcu języka wróżkokrewna. Jeszcze chwila, a przedziwna istota zacznie im stawiać warunki.

Nie chodzi o to, że widok jej babci krok od śmierci wcale nie poruszył dziewczynką; po prostu już tyle razy jej rodzina ocierała się o śmierć, że jej mózg zamiast tryb: emocje włączał tryb: działanie.

Jednak dziadek z Tanu, Warrenem i Willem jeszcze się nie pojawili, a to oni byli kluczowym elementem wszelkich tworzonych po drodze planu. Prócz trzaskania zielonkawych płomieni w całym domu panowała złowroga cisza.  

- Nie rób jej krzywdy – nakazała, bo nic innego nie przyszło jej do głowy. Rudowłosa dziewczynka mimo wszystko wydawała się nieco bezbronna, chociaż oczywiście pozory mylą. Zawsze, jeśli chodzi o magiczne istoty.

- Muszę was zabić – powiedziała suchym głosem bez wyrazu.

Jasne, szczerość przede wszystkim.

- W takim razie dlaczego... no – Kendra wskazała dłonią na nóż przy krtani Babci Ruth. Milimetry dzieliły jego ostrze od tętnicy, ale dziewczynka nie pozwała, aby ta świadomość odebrała jej jasność myślenia.

- Czego od nas żądasz? – walną prosto z mostu jednorożec.

Jego pytanie zostało zupełnie olane – z jedną ręką zaciśniętą na rękojeści noża rudowłosa wyrywała chyba kartki z jakiejś książki, pomagając sobie stopą. Strzępki papieru wrzucała do ognia, które łapczywie pochłaniały każdy jego skrawek, strzelając wokół złocistymi iskrami.

Kendra uważniej przyjrzała się książce, którą z takim zacięciem niszczyła istotka.

- To są dzienniki Adiry! - wrzasnęła – A ja jeszcze nie skończyłam ich czytać –to znaczy, tylko dzięki nim dowiemy się, jak pokonać dzwon! - wytłumaczyła nieco niezorientowanemu Paprotowi.

- Przestań, stop! - krzyknęła na dziewczynkę Kendra, robiąc krok na przód, wtedy jednak wydało jej się, że zakrzywione ostrze noża nieco mocniej naparło na szyję babci Sorenson – Paprocie, potrzebujemy pomocy! - rzekła nerwowo wróżkokrewna – Krzyknij ze mną... Paprocie?

Jednorożec nie zareagował na jej słowa, w dodatku zacisnął wargi i wytrzeszczył zaszklone oczy.

- Co się stało? Słyszysz mnie? - próbowała dotrzeć do przyjaciela w jakikolwiek sposób z ograniczoną możliwością ruchów – tajemnicza dziewczynka, chociaż teraz nieruchoma, dokładnie obserwowała ją, w dodatku przez chwilę młoda Sorenson odniosła wrażenie, że pod ostrzem noża pojawiła się ciemna kropla – Paprot! Paprocie... - głos ugrzązł jej w krtani, kiedy nie otrzymała żadnej reakcji od jednorożca.

- Co mu zrobiłaś?! - wrzasnęła z wściekłością na drobną osóbkę. Zaraz jednak oprzytomniała i zaczęła wzywać na pomoc Tanu, Warrena a także dziadka.

Nikt jednak nie przychodził.

Kendra była sama.


//tak, będę próbować dobić do brzegu tego ciągnącego się jak obozowy makaron fanfiku. Nie żebym narzekała na na nadmiar czasu, ale myślę, że urlop pomoże mi w osiągnięciu tego celu.

Kendro, Masz Gościa! [Fableheaven FanFiction]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz