Olloch Żarłoczny

841 47 9
                                    

Kondra chodziła w kółko po pokoju ze szklanką soku pomarańczowego w dłoni. Zaraz po przyjściu pobiegła do łazienki, aby się doprowadzić do porządku.

- A teraz... - powiedział Seth, siadając bez zginania kolan na kanapę - ... możecie mi opowiedzieć wszystko od początku.

- Wiem, że się denerwujesz - Kendra wskazała na niego oskarżycielsko palcem - udajesz,  że jesteś taki wyluzowany, spokojny, że niby wszystko jest takie super zabawne, a tak na prawdę trzęsiesz portkami...

- Dziewczyno, przystopuj trochę! - zaoponował chłopak, wcianając się siostrze w zdanie - Może i się denerwuję, ale widzę, że ty również, więc spocznij koło nas i przyjmij ten napar z łagodzącej emocje mięty - to mówięc Seth włożył Kendrze do szklanki kilka uprzednio umytych listków mięty.

Dziewczyna spojrzała na niego z rozczarowaniem w oczach i cieżko usiadła na kanapie.

- Przecież wiesz, że nie lubię mięty - zauważyła.

- Mhm. Tak samo jak ja! - przytaknął radośnie chłopak, wsypując do swojej szklanki listki soczyściezielonej rośliny - Ale to nieźle zabrzmiało, przyznasz!

Tanu patrzył raz na jedno, raz na drugie, nie mogąc powstrzymać uśmiechu.

- No to gadajcie. Co się ogólnie stało - powiedział Seth. Coś w środku napędzało go, aby dowiedział się jak najwięcej.

Nie było to takie uczucie, jak na tych "Urodzinowych Niespodziankach" które kiedyś przygotowywała mu mama czy przy uczeniu się na sprawdzian z obiecaną nagrodą, jeżeli ocena będzie dobra. To jakaś nieznana siła chciała, aby dowiedział się o tajemniczym głosie jak najwięcej, zdobył wszelkie informacje na temat niesmaowitego pojawienia się Ollocha... chciał wszystko zapamiętać, zamknąć w sobie tę wiedzę.

Nie wiedział, dlaczego.

- Poszłam do biblioteki - zaczęła relacjonować Kendra - miałam już gotową listę książek do wypożyczenia, dlatego szybko z niej wróciłam. Przed wejściem czekał na mnie Tanu - powiedział, że to jego zmiana i ma za zadanie mnie pilnować. Zdziwiłam się, ponieważ ochrona stała się... ekhem... - Kendra zawahała się. Nie lubiła rozmawiać o tym, jak dziadek i jego przyjaciele chcą chronić ją i jego brata. Czuła się wyjątkowa... zbyt wyjątkowa. Cała sytuacja wyjątkowow ją peszyła i bardzo się ucieszyła, kiedy okazało się, że przyjazdy przyjaciół w celu chodzenia za rodzeństwem krok w krok nie będą takie częste.

Wszystkim wydawało się, że jednak nic się nie dzieje.

Aż do teraz.

- Mniej... ważna, z tego co zauważyłam. Zagadaliśmy się...

-... dokładnie. Zero skupienia - wciął się Tanu - Mogę kontynuować opowieść? - spojrzał prosząco na Kendre. Dziewczyna spojrzała na sufit, nie chcąc po raz kolejny przewracać oczami - Od razu opowieść... - zaczęła, ale Samoańczyk uśmiechnął się do niej, przerywając wypowiedź dziewczyny - mhm, dzięki, Kendro. Tak więc zagadani, szliśmy powoli przez miasto, nie patrząc na boki ani za nas...

Głos mężczyzny nabrał złowrogiego tonu. Tanu oparł przedramienia na udach i splótł palce, a Seth zbliżył się do niego, spijając z jego warg każde słowo. Nie wiedział, skąd to pożądanie wiedzy - wiedział tylko, że chciał wiedzieć. Jak najwięcej.

Kendra opadła zrezygnowana na kanapę.

- Pamiętaj, że ludzie wciąż byli na ulicy, samochody jeździły i trąbiły na siebie nawzajem, gdy usłyszałem czyjś oddech, a coś oślizgłego smagnęło mnie po karku...

Seth, Kendra, a nawet Tanu wzdrygnęli się.

- W następnej milisekundzie oboje odwróciliśmy się, aby zobaczyć ogromnego Ollocha Żarłocznego. Wyglądał, jakby obżerał się przez miesiąc! Ludzie nawet się nie obejrzeli, gdy potwór wysuwał po nas swoje macki. Razem z Kendrą rzuciliśmy się do waszego domu - Kendra prowadziła - a Olloch popędził za nami, rozwalając wszystko, co było przed nim. Pare razy przebiegliśmy na czerwonym świetle, skubaniec prawie mnie złapał! Na szczęście Kendra znała jakąś brudną uliczkę, dzięki czemu dostaliśmy się tu szybciej. Ollocha jednak to nie zniechęciło. Udało nam się uciec chyba wyłącznie dzięki temu gongu - potwó nagle zagapił się i zawahał, gdy usłyszał jego głos. Pewnie zrobiłbym to samo, gdyby nie Kendra, która pociągnęła mnie do domu. Te sekundy okazały się zbawcze. Właśnie, Kendro - mężczyzna odwrócił się twarzą do dziewczyny - Czemu nie przystanęłaś?

- Jestem odporna na dzwon - odpowiedziała Kendra, odkładając pustą szklankę na stół.

- Co za fart... - mruknął Tanu.

- Ale czemu Olloch miał was gonić! - nie rozumiał Seth. On również odłożył szklankę, jednak nawet nie tkną swojego napoju - Przecież nikt z was go nie karmił... prawda? - przyjrzał się badawczo siostrze i przyjacielowi. Oboje pokręcili głowami.

- Pokażcie swoje palce - zażądał chłopec.

Kendra i Tanu wyciągnęli swoje dłonie, wewnętrzną częścią do góry. Dłoś Samoańczyka była duża, brązowa i ciepła, natomiast Kendry - mała, z krótkimi i chudymi palcami, wyglądająca jak skóra naciągnięta na szkielet. Seth pochylił się tak nisko, że nosem prawie dotykał palców Samoańczyka.

- Nie smarkaj mi na dłoń! - zaśmiał się mężczyzna.

Nie, czekoladowa dłoń Tanu była jak najbardziej w porządku. Jasne, było tu parę zadrapań, ale nie przypominały w żadnym stopniu małych dziurek na czubku palca, jak u Setha.

Natomiast ręka Kendry, miała dwie, małe jak dziurki od spinacza,  na serdecznym palcu.

- Ale ja nie... - wyszeptała i po raz kolejny opadła z bezsilności na kanapę.

Kendro, Masz Gościa! [Fableheaven FanFiction]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz