Integracja międzygatunkowa

357 23 11
                                    

Wreeeeszcie!



Z lasu nadchodziły kolejne stworzenia.

Ponad czubkami drzew przefruwały dziwaczne ptaki z nastroszonymi, lśniącymi piórami, spomiędzy sosen wyskakiwały dziki o błękitnych kłach, które wyglądały jak trąbki i łanie z płetwami na bokach. Przebiegały przed nią stworzenia fantastyczne, o których nigdy w życiu nie słyszała – miała dziwne przeczucie, jakoby były to te najstarsze rasy, ukrywające się tak dobrze przed ludźmi, że nieopisane w żadnych książkach.

I każda istota wskakiwała do wody.

Kendra nie bała się już z ich strony ataku, ponieważ wydawały się całkowicie skupione na tym, co robią. Wolała zająć się sprawą spotkania z dziadkami.

Teren Baśnioboru jest tak olbrzymi, że nie sposób się w nim odnaleźć. Dziewczynka mogła co prawda obejść jezioro, żeby odnaleźć jakieś znajome miejsce, ale to by zajęło strasznie dużo czasu. W dodatku, po drodze mogła spotkać inne potwory, które mogły jej zrobić krzywdę. Chociażby wyglądały niewinnie.

No, i najady. Wnuczka opiekunów rezerwatu wciąż czuła nieznośne pieczenie i wolała trzymać się od tych stworzeń z daleka. Nie żeby wcześniej jakoś szczególnie się z nimi kontaktowała.

Czy jest jakieś inne wyjście?

Jej wzrok przykuło kilka kiwających się na boki gnomów. Krokiem kaczuszek podchodzili do jeziora. Takim samym, mechanicznym chodem zanurzyli się w wodzie, schodząc coraz głębiej, aż nagle dno usunęło się im spod nóg, a ich brunatne kapelusiki zniknęły pod powierzchnią wody, by zacząć unosić się swobodnie na tafli królestwa najad. Nie zobaczyła ich więcej; nie potrafiła stwierdzić, czy zanurkowali, czy też wodne nimfy ich porwały.

Zaczęła ją jednak zastanawiać pewna kwestia, a mianowicie: skąd pochodzą te monstra? Czy wszystkie pochodzą z rezerwatu? Młoda Sorenson zauważyła, że potwory wychodzą również z innych miejsc w lasku, aby zanurzyć się w jeziorze. Teraz czuła się w kropce, zewsząd otoczona tymi obrzydliwymi stworami. No dobrze, może niektóre były całkiem milutkie, ale i tak teraz wydawały się będące w jakimś transie albo pod hipnozą, więc lepiej nie oceniać ich na podstawie teraźniejszego zachowania. Kendra zrezygnowana przysiadła na plaży, obserwując fantastyczne istoty. Może gdy fala przejdzie i zrobi się luźniej, łatwiej będzie dotrzeć do domku Dziadków? - pomyślała, wpatrując się w coraz to nowe postacie zmierzające by potaplać się w królestwie najad.

Will szedł sprężystym krokiem u boku Paprota. Był jednocześnie podekscytowany i spokojny, pewny każdego ruchu. Widzieli się po raz pierwszy, ale czuli się w swoim towarzystwie bardzo swobodnie.

- To gdzie najpierw? - zapytał pół elf, pół chłopiec.

- Ktoś chyba wspominał coś o kapliczce królowej wróżek? - upewnił się jednorożec – Ale nie wiem, czy powinniśmy tam iść. Myślę, że Kendra już dawno temu przestała rozmawiać z królową, i albo ma kłopoty, albo... ma kłopoty.

- W takim razie może zapytajmy się kogoś? Wróżek? - wskazał na trzy, które z rozanielonymi minami wpatrywały się w Paprota – O, albo najad!

Jego towarzysz nie mógł powstrzymać uśmiechu, na którego widok wróżki westchnęły z rozkoszą.

- W gruncie rzeczy, to nie taki zły pomysł – chłopak o zielonych włosach pokraśniał z dumy jak dzieciak pochwalony za poprawnie zawiązane sznurowadła – Ale zacznijmy od wróżek. Dziewczyny? - zwrócił się do jego trzech latających fanek, które momentalnie podfrunęły bliżej.

Kendro, Masz Gościa! [Fableheaven FanFiction]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz