Tej nocy Seth ledwo zasnął. Chyba ciągle czekał, aby Vanessa albo Warren wślizgnęli się przez okno do salki i syknęli coś w rodzaju „Wstawaj Seth, potrzebujemy cię!".
Ale jak widać, wcale go nie potrzebowali.
Albo – nie wiedzieli, jak bardzo go potrzebowali!
W końcu Łucja musiała być w posiadaniu książki, która mogła im się przydać. Skoro siostra Pattona była takim gryzipiórkiem, to czemu nie miałaby spisać swoich badań nad Dzwonem w fabularnej formie? Mimo wszystko opis tajnego rezerwatu w rękach normalnej śmiertelniczki wydawał się... nieodpowiedni.
Jego wybawienie nadeszło około ósmej, kiedy po wizycie lekarza pozwolono mu zjeść skromne śniadanie. Vanessy ciągle nie było, a Arthur nie był dobrym towarzyszem, ponieważ przez cały czas głównie gapił się bez sensu w ścianie. Seth raz zapytał go, o czym myśli, ale ten tylko odmruknął coś, po czym udał, że zasypia.
Ale Zaklinacz Cieni nie należał do osób, które potrafią tak spędzić cały dzień. Spróbował rozmontować urządzenie podtrzymujące mu nogę, ale kiedy udało mu się je opuścić (AŁA!), ale nie mógł go podnieść z powrotem, pożałował swojej ciekawości. Zaczął więc rzucać kuleczkami z papieru w okno. Dzwon odezwał się kilka razy, odwiedziły też go dwie pielęgniarki, poza tym - żadnych atrkacji.
Tak spędził czas do trzynastej, kiedy pojawiła się Łucja.
- ZWOLNIONO MNIE Z FIZYKI!! - wydarła się, wpadając do ich sali. Miała przy sobie kolorową torbę zszytą z różnych kawałków materiałów, a do piersi przyciskała książkę Adiry – I, i, posłuchajcie! To jest absolutnie genialne! Uwaga: tu jest o zakochanej śmiertelniczce i jednorożcu, którzy muszą wspólnie splamić Dzwon krwią osoby, która go uruchomiła, a wtedy jego moc zniknie! Kto wpada na tak odjechane pomysły?!
- Powiem ci, jak oddasz mi tę książkę – zareagował błyskawicznie Seth.
Dziewczynka zmarszczyła brwi, odrywając się od wietrzenia pokoju i rzucaniu na stoliczek nocny Arthura pliku komiksów.
- Co masz na myśli? - zapytała.
- Mógłbym ją od ciebie odkupić, gdybym miał pieniądze. Ale nie mam ich, a ty masz dobre serce, więc może mi ją oddasz? - wyszczerzył się nieco fałszywie.
- Nawet jej nie skończyłam, więc nie ma takiej opcji! - zawołała, kładąc obok niego bloczek z karteczkami samoprzylepnymi i długopisem – Napisz, jakie komiksy mam ci wypożyczyć z biblioteki. Albo porysuj sobie. Albo cokolwiek. Zaraz do was wrócę, mam coś jeszcze do zrobienia – i już jej nie było. Po chwili jednak drzwi otworzyły się ponownie i do sali weszła Vanessa.
- Jesteś wreszcie! - krzyknął Seth.
- No. I zupełnie bezsensu tu przyszłam – westchnęła bliksa, patrząc na wymizerowaną twarz chłopca – Widać, że trochę tu poleżysz. Muszę wezwać twoich rodziców i wracać do dziadków.
Krótko, treściwie i dołująco.
Czyli znowu zostanie odsunięty od... wszystkiego. Sytuacja wydała mu się tak przejmująco denna, w dodatku tak bolała go noga, że poczuł zbierające się w krtani łzy.
- Poczekaj – przełknął je szybko – Tylko ja wiem, jak zniszczyć Dzwon.
- Taa, jasne, a Kendra nie jest zabujana w Paprocie – odparła Vanessa, poszukując w swoich kieszeniach telefonu.
- Mówię całkowicie serio. Jeśli zabierzesz mnie ze szpitala, to ci powiem.
Kobieta przyjrzała się mu badawczo.
- Czemu ty mnie szantażujesz?
- A mam wybór?
- Masz. Po prostu odpuść – poradziła mu, szukając w kontaktach rodziców Kendry i Setha.
Seth zacisnął zęby.
Wtedy w drzwiach stanęła Łucja.
- A ty tu co? - warknęła na nią Vanessa. Wolontariuszka w odpowiedzi pokazała jej swoją legitymację.
- Dobra, nie mam ochoty się z tobą użerać, zadzwonię na korytarzu – powiedziała po czym wyszła, podzwaniając przypiętym do spodni łańcuchem.
Cóż, jej opryskliwe zachowanie mogło być powodowane Dzwonem, ale n o b e z p r z e s a d y.
- Łucja! - zawołał do dziewczyny, która już zabierała się do kolejnego monologu o książce od jej dziadka – Podejdź tu.
Dziewczynka podskoczyła do jego łóżka. Seth błyskawicznie złapał ją za włosy tak jak to robił podczas bójek z Kendrą i przyciągnął jej twarz, aby szepnąć:
- Musisz mnie wyciągnąć z tego szpitala. Od tego zależy los ludzkości.
- Przenieść cię do psychiatryka? - wystękała z imponującym spokojem Łini, krzywiąc się z bólu.
- Co jest?! - Arhutr chyba dopiero po chwili zorientował się, co się wydarzyło – Puść ją!
- To, co jest w tej książce, to wszystko prawda – szeptał dalej Seth, ignorując całą resztę świata – Rozumiesz? Wróżki, trolle, wiedźmy – one wszystkie chcą zniszczyć ludzkość.
- Zaraz pójdę po pana Janka – głos Łucji chyba miał być kojący, ale drżał z przerażenia.
- NIE! Już lepiej zabarykaduj drzwi. Powierzam ci właśnie ogromną tajemnicę!! - chłopiec zaczął się denerwować.
- Arthur, łap! - zawołała dziewczyna, rzucając pacjentowi książkę.
Podczas gdy Seth przyglądał się lecącej opowieści, Łucji udało się uwolnić.
- Co to miało być?! - krzyknęła, gdy tylko odsunęła się na bezpieczną odległość. Jej głos zrobił się piskliwy.
- Tak właśnie wygląda działanie Dzwonu – wyjąkał zaklinacz, zdając sobie sprawę z tego, co właśnie zrobił – Tak... to właśnie robi Dzwon! Nie chciałem... przepraszam – powiedział w końcu to, od czego powinien zacząć.
- Nie chciałeś?! - prychnął Arthur.
- A ty się nie odzywaj – Sethowi wrócił rezon – Muszę opuścić ten szpital jak najszybciej. Czuję się naprawdę OK – spojrzał błagalnie na Łucję.
- Posłuchaj – wolontariuszka westchnęła – To nie jest sytuacja, którą mieliśmy na kursach przygotowujących, dlatego musisz powiedzieć dokładnie, o co ci chodzi. Od początku do końca. Wtedy, może będę mogła ci pomóc. I nie dotykaj mnie więcej.
Drastyczna zmiana w tonie Łucji sprawiła, że Seth podporządkował się i nie zwracając uwagi na Arthura, zaczął opowiadać.
CZYTASZ
Kendro, Masz Gościa! [Fableheaven FanFiction]
FanficKontynuacja Baśnioboru po szóstej części (zaczęłam pisać przed wydaniem "Smoczej Straży"). Jeśli szukasz heheszków Tanu oraz Warrena, Brackendry oraz zawikłanej fabuły - dotarłeś pod właściwe drzwi. okładka autorstwa cudownej @-fern--