Z chwili na chwilę opowieść Łucji coraz bardziej przypominała... cóż, rzeczywistość. Mówiła o tym z takim zaangażowaniem, że Seth nie do końca rozumiał, jak ktoś może tak cieszyć się z faktu, że krowa z kopytami wielkości wanny robi magiczne mleko. I że istnieją takie wredoty jak Muriel (tak, o niej też czytała!) czy Dzwon.
Chwilka.
Jedna.
Mała.
Chwilka.
Sethowi znowu zaszumiało w uszach, ale był pewien, że przed chwilą Łucja zajęła się kolejnym wątkiem, tłumacząc Arthurowi szczegółowo istotę dzwonu.
Pomijając już tę całą historię, która może być tylko p o do b n a do tego, jaki jest Baśniobór, to skąd ona wie tyle o Dzwonie?! Babcia Ruth i dziadek Stan nie mieli o nim zielonego pojęcia, pomimo iż od lat opiekowali się magicznym rezerwatem, a ona, zwariowana wolontariuszka w szpitalu prowadziła tu właśnie wykład na temat... jak go powstrzymać?!
- Łucja? - przerwał jej nieco ostro.
- Tak? - odwróciła się prędko, mierząc go od razu uważnym i troskliwym spojrzeniem – Ibuprom działa?
- Nie. To znaczy tak, ale to nie jest ważne – gorączkował się Seth – Vanessa. Vanessa musi cię poznać. Jest tu jedna las...pani, która przyprowadziła mnie do izby przyjęć?
- Zaraz sprawdzę – dziewczyna wypadła z sali, nie zauważając pełnego żalu spojrzenia Arthura.
Chłopcy siedzieli w milczeniu, dopóki wolontariuszka nie wróciła.
- Wyszła, ma przyjść do ciebie jutro – powiedziała zadyszana. Musiała nieźle biec, bo zaczerwieniła się na twarzy i ciężko usiadła na łóżku Arthura.
- Cooo? - wytrzeszczył oczy Seth – Kto tak powiedział?
- Taką wiadomość dostałam w portierni, podobno tak właśnie powiedziała twoja mama – wyjaśniła Łucja.
- Jaka mama? Vanessa nie jest moją matką!
- Przepraszam – nieco niefrasobliwie przeprosiła Łucja.
- Kiedy przyjdzie do mnie p r a w d z i w y lekarz? - zapytał Seth.
- Nie wiem dokładnie, noo... za jakąś dłuższą chwilę – spojrzała na nadgarstek, gdzie tkwił zielony zegarek – Większość je teraz obiad, a jako iż ja tu jestem, to nie muszą się śpieszyć – wyszczerzyła zęby.
- Super – westchnął i posunął się do argumentu stricte praktycznego i prawdopodobnie bardzo motywującego – Jak mam zrobić siku z tym wszystkim? - wskazał na unieruchomione kończyny.
- Jakiej natury jest to pytanie? - usłyszał to, czego się spodziewał.
- Czysto hipotetycznej - uspokoił dziewczynę.
Łucja odetchnęła z ulgą.
- Okej, widzę że bardzo mnie tu nie chcecie, pójdę po pana Janka – i tyle ją widzieli. Arthur oklapł w łóżku, i z obojętną miną zaczął bawić się telefonem, który do tej pory leżał na stoliku obok jego posłania.
Tym razem nie wracała dłużej, dlatego Seth zaczął się nudzić.
- Arthur? - zwrócił uwagę chłopca, aby ten podniósł na niego znudzone oczy – Co ci jest? W sensie, co robisz w szpitalu.
Chłopiec nieco ordynarnie (i bardzo dziecinnie) wywalił na niego język.
Dopiero po chwili Seth zrozumiał, że to jest odpowiedź: język był napuchnięty i fioletowy, widać było co najmniej dwa świeże ślady szwów. Zaklinacz Cieni mógł się mylić, ale wydało mu się, że zobaczył odrobinę ropy. Całość przedstawiała się obrzydliwie.
- I rozważają mi amputacje nogi – dodał z miną znudzonego mopsa. Teraz Seth już nie dziwił się jego godnej pożałowania dykcji.
- Chłopie, jak ty to zrobiłeś?
- Miałem wypadek na skuterze.
W pewnym sensie Seth był pod wrażeniem. To się nazywa życie! Skuter, efektywne wypadki, pełen podziwu wzrok starszych kolegów, siedzenie godzinami na telefonie. To robią normalni nastolatkowie.
A nie uganiają się za tajemnicami i fantastycznymi stworami.
Chociaż, to też jest niezłe.
Kiedy są smoki.
Ale nie można się tym pochwalić!
- A ty? - zapytał Arthur, chociaż wpatrywał się już znów w ekran smartfona.
- Chyba... zepchnięto mnie ze schodów? Tak, coś takiego – przyznał się Seth.
- Aha – odparł Arthur, zajmując się swoim telefonem.
- Kiedy Łucja przyprowadzi tego lekarza? - niecierpliwił się chłopak.
Tym razem pacjent spojrzał na niego z wrogością.
- A ty co tak o niej myślisz?
- Że co?! Ja o niej nie myślę! Ja chcę tylko wyjść z tego szpitala!
- Aha – powtórzył, ciągle nieco zdenerwowany. Wrócił jednak do swojego telefonu i przestał się awanturować.
Po chwili, którą Seth spędził pogrążony w czarnych myślach do sali wszedł niski mężczyzna poprawiający kołnierzyk kitla, o okrągłej twarzy i czarnych, przerzedzonych już nieco loczkach na głowie. Pozdrowił Arthura ruchem dłoni, po czym podszedł do drugiego łóżka.
- Dzień dobry – powiedział, rozglądając się za krzesłem, którego z jakiegoś powodu w pokoju nie było – Seth Sorenson? Ja jestem Jonathan Westfield.
- Dzień dobry – odpowiedział Seth, w nadziei, że trafił na osobę kompetentną – proszę pana, mógłby pan powiedzieć, co mi jest?
- Co ci jest? - zaśmiał się lekarz, ciągle stojąc – Cóż, najogólniej mówiąc, złamałeś rękę i nogę, miałeś również lekkie wstrząśnienie mózgu.
Arthur gwizdnął.
- No, to żeś spadł z tych schodów – skomentował, nie odrywając wzroku od ekranu.
- A w takim razie ile będę musiał tu spędzić? - zapytał się chłopiec, puszczając mimo uszu słowa Arthura. Sytuacja przedstawiała się nieciekawie.
- Przez pierwsze trzy dni będziesz leżał w łóżku, później... w zależności od decyzji twoich rodziców albo pozostaniesz w szpitalu, albo będzie siedział w domu i do nas przyjeżdżał na rehabilitacje.
Tym Seth powstrzymał wybuch „ŻECOTONIEMOŻLIWEJAMUSZĘLECIEĆRATOWAĆŚWIAT" i odezwał się spokojnie (sam się sobie dziwiąc).
- A dałoby się jakoś... no, przyspieszyć cały ten proces?
- Nieszczególnie, ale pomyślę – powiedział dobrotliwie lekarz – Chcemy ci zrobić kolejne prześwietlenie, ale musimy jeszcze chwilę poczekać. Większość badań wykonaliśmy, kiedy byłeś nieprzytomny... mógłbyś mi teraz opowiedzieć, jak się czujesz?
Seth czuł się beznadziejnie.
- Doskonale! - zawołał energicznie – Czuję się normalnie jak nowo narodzony! - wyszczerzył zęby, mając nadzieje, że perspektywa wyjścia z tego dziwacznego szpitala chociaż odrobinę się przybliżyła.
Jego zachowanie mogłoby świadczyć, że ma w sobie odrobinę poczucia obowiązku, a kłamstwo, do którego się uciekł ukazuje, że Zaklinacz Cieni troszczy się o swoich najbliższych.
Nic bardziej mylnego.
Mu po prostu nudziło się w tym szpitalu, i wiedział, że znowu ominie go najlepsza przygoda. Kendra zgarnie wszystkie laury, a on pozostanie zapomniany w mrokach dziejów. Trochę jak... Adira.
Lekarz zaśmiał się i zaczął zadawać kolejne pytania dotyczące stanu Setha.
Tego dnia Łucja już nie wróciła.
CZYTASZ
Kendro, Masz Gościa! [Fableheaven FanFiction]
FanficKontynuacja Baśnioboru po szóstej części (zaczęłam pisać przed wydaniem "Smoczej Straży"). Jeśli szukasz heheszków Tanu oraz Warrena, Brackendry oraz zawikłanej fabuły - dotarłeś pod właściwe drzwi. okładka autorstwa cudownej @-fern--