Hermiona obudziła się w jakimś ciemnym i wilgotnym miejscu. Szumiało jej w głowie a w ustach czuła smak krwi. Rozejrzała się dokoła. Nogi miała przykute potężnym łańcuchem do kamiennej ściany. To musi być loch, bardzo zimny loch- pomyślała.
Nie wiedziała jak się tu znalazła, jedyne co pamiętała to wejście do lasu z Theo.
Usłyszała kroki i odruchowo przeszukała kieszenie, w poszukiwaniu różdżki, jednak nigdzie jej nie było.
Nagle kilka metrów od niej pojawiła się kobieta.
- Kim pani jest i co ja tu robię?
- Grozi ci ogromne niebezpieczeństwo dziecino. - powiedziała nieznajoma.
- Nie rozumiem, o czym Pani mówi. - Hermiona zaczynała być coraz bardziej przerażona. - O co tutaj na Merlina chodzi!
- Spokojnie Hermiono jestem przyjaciółką, nie wrogiem. Niestety, nie jestem w stanie, Cię stąd wyciągnąć, ale... - Nie skończyła, bo chwyciła mocno za ramiona brunetki.
Granger sparaliżowało, stała tak i patrzyła jak oczy kobiety stają się całkowicie białe a głowa odchyla się coraz bardziej do tyłu. Pamiętała jak w czasach Hogwartu podobnym zachowaniem odznaczała się Sybilla.
Więc ta kobieta musiała coś zobaczyć.
Nagle nieznajoma odsunęła się od niej tak gwałtownie, jak gdyby się oparzyła. Teraz patrzyła na brunetkę z przerażeniem i niedowierzaniem.
- To niemożliwe, jego klątwa...przecież go przeklęła... Tak dawno, to nie miało prawa się zdarzyć...To cud... - Majaczyła kobieta.
- Przeraża mnie Pani. Proszę powiedzieć o co chodzi? Co Pani zobaczyła?
Nieznajoma znowu podeszła do Granger i ujęła jej dłoń.
- Nie bój się Hermiono! Nie bój się!
Brunetka chciała coś powiedzieć, ale kobieta znów zaczęła szeptać.
- Praesidio insignis. Fianto Duri.
W pomieszczeniu rozbłysło niebieskie światło a Granger znów straciła przytomność.
Kolejne kroki i otwieranie krat wybudziły Hermionę ze stanu nieświadomości. Tym razem w lochu nie było tajemniczej postaci a Theodor Nott we własnej osobie.
- O proszę królewna wreszcie się obudziła. - Parsknął pogardliwie śmiechem.
Granger dopiero teraz rozgryzła tę sprawę.
- Po co mnie tu zamknąłeś? I o co Ci do cholery chodzi, przyprowadziłeś mnie tutaj! -Wrzasnęła.
Czarnowłosy podszedł do niej i chwycił kosmyk jej włosów po czym zaciągnął się ich zapachem.
- Sam nie wiem może pomyślałem sobie, że moglibyśmy miło pospędzać czas tak jak robiłaś to z Malfoyem.
- Gwałtownie złapał ją za podbródek i trzymał go sztywno. - Uwierz dam Ci o wiele lepszą rozkosz niż on.
Hermiona tylko syknęła i plunęła mu prosto w twarz.
- Po moim trupie! - Wysyczała.
Mężczyzna ją spoliczkował, po czym wstał, odpiął łańcuchy i szarpnął ją w stronę wyjścia.
- Ty wredna szlamo! - Mówił mocno pchając ją do przodu co spowodowało, że kobieta upadła. - Będziesz tego żałować!
Nott rzucił nią prosto na marmurową posadzkę, kiedy uniosła wzrok, ogarnęło nią przerażenie.
- Lucjusz... - Wydukała z niedowierzaniem. A więc Nott pracował dla niego, to wszystko zaczynało mieć coraz większy sens, ale do czego była im potrzebna ona?
Ta myśl nie opuszczała jej głowy.
- Witam Panno Granger. Jakże miłe spotkanie. - Powiedział ironicznie a po chwili jego twarz spoważniała. - Byłoby jeszcze milsze, gdyby nie spoufalała się Panna z moim synem, bo jak wszystkim wiadomo nasz ród jest powszechnie szanowany w gronie magicznych i brzydzi się brudną krwią, której Panna jest właścicielką.
- Jest Pan okropnym człowiekiem. Dziwi mnie tylko, jak taki potwór może mieć tak wspaniałego syna jakim jest Draco.
- Coś ty powiedziała szlamo? - Stary Malfoy poderwał się na równe nogi. - Czy zarzucasz mi, że jestem złym ojcem, że nie wychowałem syna jak należy! Jak śmiesz tak mówić! - Chwycił za różdżkę i wypowiedział: "Crucio". - Choć może masz rację powinienem traktować go surowiej i mu tak nie pobłażać, może wtedy nie postradałby zmysłów i nie zadawałby się z nic nie wartą szlamą. - Syczał Lucjusz patrząc, jak kobieta wije się z bólu.
- Czy katowanie syna i znęcanie się nad żoną sprawiało Ci przyjemność?
- Chrypiała Hermiona. Choć odczuwała ogromny ból, niemalże w całym ciele nadal się nie poddawała.
- Przegrałeś Lucjuszu! - Jęknęła, gdy mężczyzna wzmocnił zaklęcie. - Nie udało Ci się go złamać!
Widząc, że nawet tortury jej nie złamią, podszedł jeszcze bliżej i uderzył ją laską w głowę.
Kobieta osunęła się z łomotem na posadzkę.
Lucjusz kopnął ją jeszcze na odchodne sycząc pod nosem.
- I tak długo nie pożyjesz cholerna szlamo.
Śmierciożercy patrzący na to przedstawienie uśmiechali się chytrze, jedynie starszy mężczyzna o posiwiałych włosach obserwował wszystko ze współczuciem i politowaniem.
Malfoyowie od zawsze kierowali się chorymi ideami, jedynym wyjątkiem był panicz Dracon. Mężczyzna nie raz patrzył jak kilkuletni a potem kilkunastoletni chłopak przyjmował na siebie liczne kary ojca, aby tylko chronić matkę. Młodzieniec często leżał nieprzytomny w wyniku zaznanych obrażeń, jednak był silny i choć nie raz otarł się o śmierć, zawsze zdołał się wylizać. Mężczyzna nie miał pojęcia skąd w tak młodym człowieku było tyle odwagi i determinacji.
Patrząc na zachowanie starego Lucjusza, coraz bardziej dostrzegał w nim chore ambicje Voldemorta i to go przerażało. Musiał być wierny rodowi Malfoyów, jednak w głębi serca wiedział, że jedyną osobą, którą szanował i był jej zupełnie oddany był młody panicz Dracon.
CZYTASZ
Dramione - Duchy przeszłości
FanfictionAkcja toczy się 3 lata po zakończeniu wojny. Wszystko powoli wraca do normy. Ale czy na pewno? Hermiona Granger czuje się stłamszona, ma dość bycia maskotką w rękach innych osób, ponadto śmierciożercy werbują ludzi do swoich szeregów, by znów zaatak...