Koniec Złudzeń

3K 93 6
                                    

Owinięta szczelnie długim czarnym płaszczem, stała w drzwiach rezydencji wypatrując Wesleya. Odczuwała ogromną złość zmieszaną z lękiem.

Śmierciożercy powrócili.

Aż nazbyt dobrze pamiętała czasy walki z Voldemortem. Po wojnie myślała, że wszystko się skończyło, że już nigdy nie będzie musiała do tego wracać.

Przecież sama omal nie zginęła.

Ta myśl spowodowała, że po jej karku przebiegł niemiły, zimny dreszcz.

"Na dodatek będzie musiała pracować z Malfoyem." - Westchnęła zrezygnowana w myślach.

Tak, na ironię, dokładnie tym samym Malfoyem, którego nienawidziła od początku szkoły.

Były śmierciożerca, człowiek pozbawiony uczuć, szydzący z niej przez wszystkie lata nauki w Hogwarcie. Brzydziła się nim, jak można było popierać Voldemorta, jego i jego chore idee.

Zdziwił ją fakt, że Harry poparł wniosek o ułaskawienie Malfoya tuż po wojnie, wydawało jej się to podejrzane. Nie rozumiała co takiego zrobił jasnowłosy, że Harry w mgnieniu oka zmienił do niego podejście.

Odgoniła od siebie niepotrzebne myśli. Zaczęło robić się naprawdę późno a ona nigdzie nie widziała swojego chłopaka. Wyszła z rezydencji. Pusto. Miała już ponownie wracać do środka, gdy usłyszała delikatny kobiecy śmiech. Może to intuicja a może ciekawość kazały jej sprawdzić źródło dźwięku.

Na jednym z balkoników dostrzegła kobietę w niebieskiej sukni i długich blond włosach. Widocznie rozbawioną tym co przed chwilą powiedział jej rozmówca. A owym rozmówcą był nie kto inny jak Ronald Wesley.

Byłaby to niewinna konwersacja, gdyby tylko rudzielec nie obejmował jej w tali i nie rozbierał jej wzrokiem.

Hermiona poczuła ukłucie w sercu, na nią już dawno tak nie patrzył.

Nie pamiętała, kiedy ostatni raz powiedział, że jest piękna albo seksowna. W tym właśnie momencie podjęła decyzję, nad którą tak naprawdę zastanawiała się od dłuższego czasu.

- Ronaldzie Wesley! Czy mógłbyś zaszczycić mnie na chwilę swoim towarzystwem? - Warknęła w jego stronę. Dopiero teraz ją zauważył, pobladł jak ściana, kiedy stała z iście morderczym spojrzeniem i rękoma skrzyżowanymi na piersi.

Momentalnie odsunął się od blondynki i podbiegł do Hermiony.

- Kochanie to nie tak jak myślisz. - Próbował się tłumaczyć rudy.

Kobieta tylko westchnęła, po czym dodała.

- Nie, Ron to jest dokładnie to o czym myślę. - Wesley widocznie chciał się wytłumaczyć, obronić. Już otwierał usta, ale ona nie dała dojść mu do słowa. - Czekaj aż skończę. Ron nasz związek sypie się od dłuższego czasu i byłbyś głupcem, gdybyś też tego nie zauważył. Wina leży po obydwu stronach, oddaliliśmy się od siebie i nie widzę sensu ciągnięcia tego dalej. Dzisiejsza sytuacja tylko uświadomiła mnie w moich przeczuciach, sposób w jaki patrzyłeś na tę kobietę, Ron...

- Na jej twarz wkradł się smutek.

- Ale ja Cię kocham Hermiono! - Powiedział drżącym głosem rudy.

- Wiem. Ja Ciebie też, ale to nie jest ten rodzaj miłości.

Może kiedyś nim był, ale z czasem zaczął zanikać, aż przepadł całkowicie. Darzę cię ogromnym uczuciem Ron, ale coś się wypaliło.

Przyciągnął ją do piersi i pocałował w czoło.

- Ciężko mi to mówić, ale myślę, że masz rację. Bałem się do tego przyznać przed samym sobą. Bałem się, że cię stracę.

- Nigdy mnie nie stracisz zawsze jest dla Ciebie miejsce w moim sercu.

Poczuła lekką ulgę. Jeden ciężar opuścił jej barki, doskwierał jej lekki smutek, bo w pewnym sensie straciła kolejną ważną osobę, ale wiedziała, że postąpiła słusznie. Nie da się przecież żyć z klapkami na oczach w wyimaginowanym świecie wyobraźni, czasem trzeba zmierzyć się z realiami egzystencji i zacząć wszystko od nowa.

Dramione - Duchy przeszłościOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz