Weszli do sali pełnej ludzi. Hermiona jeszcze nigdy w życiu nie była w takim klubie, zazwyczaj Ron zabierał ją na nudne bankiety i godzinami trwające kolacje biznesowe. Była pod wrażeniem tego, w jaki sposób ludzie się tam poruszali. Miejsce to było zupełnie pozbawione jakichkolwiek zasad moralnych. Ludzie nie zwracając uwagi na otaczający ich tłum, bez skrupułów obmacywali się i całowali. Magiczne trunki wciąż wychodziły spod ręki barmanów ubranych w świecące szaty.
Była gryfonki czuła na sobie spojrzenia grupki mężczyzn stojących nieopodal, oblała się rumieńcem. Straciła poczucie własnej wartości i seksapilu już dawno. Mężczyźni rzadko zwracali na nią uwagę a Ron bardzo rzadko prawił jej komplementy. Czasem podejrzewała, że go nawet nie pociąga. Zazdrościła kobietą, które wchodząc do pomieszczenia zawłaszczały sobie podziw i uwagę wszystkich obecnych, emanowała od nich pewność siebie i urok. Jej natomiast nigdy nikt nie zauważał, co prawda wychodząc z domu zazwyczaj wybierała niewiele odsłaniające kreacje w raczej stonowanych kolorach. Lekki makijaż i schludnie upięte włosy raczej też przyczyniały się do tego, że była tak mało zauważalna. Teraz, jednak poczuła, że jest tak bardzo kobieca, jak to tylko było możliwe. Dziś to na nią kobiety patrzyły z zazdrością i chęcią mordu, a w oczach mężczyzn iskrzyło się dzikie pożądanie.
Jej skąpa kreacja miała wycięte plecy, więc zrezygnowała z biustonosza, co potęgowało dyskomfort. Nagle poczuła ciepłą męską dłoń w okolicy tali. Wzdrygnęła się delikatnie, jednak powędrowała spojrzeniem do właściciela owej kończyny.
To był Malfoy. Nachylił się i szepnął jej do ucha.
- Dlaczego jesteś taka spięta?
- Ludzie się na nas patrzą- przyznała speszona.
- Oj nie. Patrzą się na ciebie. Ministerstwo wybrało idealną suknie, podkreśla wszystkie twoje atuty- Malfoy uśmiechnął się do niej zalotnie. Hermiona próbowała zrzucić rękę, którą wciąż ją obejmował. Jednak on trzymał ją sztywno.
- Musimy stwarzać pozory zapomniałaś? A poza tym niech wiedzą, że jesteś tu ze mną i łatwo Cię nie oddam- szepnął znów się do niej nachylając. - Tam przy barze. Mężczyzna w czarnym fraku, kojarzę go jest jednym z nich. Musimy go obserwować.
Minęła godzina, gdy do mężczyzny podeszło jeszcze trzech innych. Jeden coś mu powiedział, po czy wszyscy udali się do wyjścia. Hermiona i Draco oczywiście podążyli za nimi.
- Mam plan! - Powiedziała ciągnąc go za ramię.
- Słucham? - Chłopak stwierdził, że plan brunetki jest dobry i gdy wypali uda im się usłyszeć dużo więcej niż gdyby ich teraz schwytali.
Powiadomił ministerstwo o fakcie, że namierzyli pięciu Śmierciożerców i przyda im się wsparcie, po czym ukrył się w cieniu niedaleko złoczyńców.
Hermiona właśnie miała zrobić coś naprawdę niebezpiecznego, ale gra była warta świeczki a poza tym wiedziała, że gdyby jej plan nie wypalił Draco pośpieszy jej z pomocą.
Chwiejnym krokiem wyszła z klubu zmierzając w kierunku śmierciożerców. Musiała grać i musiała robić to najlepiej jak tylko potrafiła. Płaszcz pozostawiła rozpięty a włosy rozrzuciła po ramionach.
Stanęła przed grupką mężczyzn.
Chwilę udawała, że się zastanawia po czym zapytała bełkocząc.
- Ymmhm. Panowie nie wiecie, gdzie mogę znaleźć mężczyznę. - Znów zachwianie. - Który wreszcie zaspokoiłby moje potrzeby.
Dojrzała złowrogie spojrzenia jakimi obdarzyli siebie na wzajem. Przeszedł ją dreszcz. Jeden z mężczyzn pociągnął ją za rękę, przyciągając do siebie.
- Oczywiście, że się tobą zajmę maleńka, z wielką chęcią. Tylko załatwimy tu parę spraw, poczekasz?
- Hermiona poczuła obrzydzenie, jednak uśmiechnęła się i kiwnęła głową.
-Rick nikt nie może o tym wiedzieć. Co, jeśli ta mała wygada się komuś?
- Pierdolisz, myślisz, że jestem głupi?
Po wszystkim rzucę na nią oblivate, choć i tak jest tak pijana, że pewnie wszystko zapomni. Pyzatym patrz na to ciało mógłbym ją wydymać tu i teraz.
-Hermiona zamarła. Wiedziała jednak, że plan działa.
- Dobra, dobra! Więc pozyskaliśmy moc pozostałą po mrocznym panu. Stworzył coś na kształt pudełka do przechowywania mocy, tak jak horkruksy zawierały cząstkę jego duszy tak teraz zostawił nam jego sługom część swej potęgi, by kontynuować jego misję. Jest jednak haczyk...
- Hermiona dopiero po chwili zorientowała się, dlaczego przestali mówić.
Mężczyzna, przy którym stała rozwiązał jej maskę, która spadła na ziemię odsłaniając jej oblicze.
- To ta szlama z ministerstwa! Krzyknął, któryś nie zdążyli jednak nic zrobić, bo do akcji wkroczył Draco i aurorzy. Schwytali złoczyńców po czym teleportowali ich do Azkabanu.
Hermiona zdała jeszcze raport szefostwu po czym zostali we dwójkę ona i Draco.
- Dobra robota Granger!
Pochwalił ją przeciągnął się i kontynuował.
- Do północy jeszcze kilka godzin, podejrzewam, że nie masz ochoty wracać do środka. - Wskazał na klub. Miał rację nie chciała tam wracać to nie był jej klimat. - Więc może pójdziemy do mnie, napijemy się ognistej pogadamy. - Nie była pewna czy był to dobry pomysł, nie chciała przecież spędzać z nim czasu- nie byli przyjaciółmi. Jego wyraz twarzy się zmienił, oczy zabłysły. - Proszę, nie chcę spędzić kolejnego sylwestra samotnie. - Wyczuła w jego głosie desperację co ją bardzo zdziwiło.
Co prawda wiedziała, że Narcyza zmarła tuż po wojnie a Lucjusz siedział w Azkabanie, ale myślała, że wciąż imprezował miał mnóstwo znajomych i kobiet. Przecież to był Draco Malfoy cwaniak, idiota i arogant, który ma na pęczki fanek i szasta forsą na prawo i lewo.
Nigdy nie pomyślałaby o tym, że poprosi kogoś by spędził z nim sylwestra. Nigdy nie pomyślałaby, że schowa dumę do kieszeni i przyzna, że męczy go samotność, bardziej do niego podobne były kąśliwe żarty tuszujące uczucia i zimna obojętność.
- Zgoda, ale muszę się napić. Jest sylwester my siedzieliśmy jeszcze 10 minut temu w robocie.
Na jego twarz wpłynął ciepły uśmiech i szczerze się roześmiał.
Lubiła go takiego. Chciałaby by częściej się uśmiechał.
CZYTASZ
Dramione - Duchy przeszłości
FanfictionAkcja toczy się 3 lata po zakończeniu wojny. Wszystko powoli wraca do normy. Ale czy na pewno? Hermiona Granger czuje się stłamszona, ma dość bycia maskotką w rękach innych osób, ponadto śmierciożercy werbują ludzi do swoich szeregów, by znów zaatak...