Zamieszkała w ciemności, a może sama była ciemnością. Nie wiedziała, czy była żywa, czy martwa. Została sama w nicości ze swoimi myślami. Przypomniała sobie Mistrza Polikarpa rozmawiającego ze szlachetną śmiercią. Śmierć roztacza przed człowiekiem obraz swej wszechmocy, rozpoczynając taniec, do którego porywa wszystkich ludzi.
Zastanawiała się czy porwała, także ją. Zaczął narastać w niej ogromny żal- Przecież nie tak miało być.
Czuła, że płacze choć nie płakała. Czuła, że się dusi, choć nawet nie oddychała.
W ciemności dostrzegła wreszcie małe nasionko, świecące niczym, ta pierwsza gwiazda pojawiająca się na niebie. Chciała je chwycić, dotknąć go, ale nie potrafiła, była nicością. Zdesperowana opadła z sił i zaczęła powoli, godzić się ze swoim losem.
- Jeszcze nie czas. - Powiedział głos, aż nazbyt jej znany.
Lęk i strach odchodziły a ich miejsce wypełniała miłość. Jego twarz, głos, dotyk, zapach. Wspomnienia zaczęły zalewać jej myśli a wokół nie było już ciemności. Otworzyła oczy. Stał przed nią, trzymając to lśniące ziarenko i patrzył na nią z miłością i troską.
- Musisz być odważna Hermiono, wszystko dopiero przed Tobą.
Wyszeptał jej do ucha, złożył pocałunek na jej policzku i wręczył ziarenko.
- Bądź silna.
Otworzyła oczy i gwałtownie nabrała powietrza w płuca. Rozejrzała się w około i w napadzie szału zaczęła krzyczeć.
- Draco!
Do sali natychmiast wbiegła pielęgniarka wraz z Ginny, Harrym, Ronem, Pansy i Blaisem.
- Hermionko uspokój się. Wszystko już dobrze. - Powiedziała Ginny siadając obok niej i gładząc ją po głowie.
- Gdzie jest Draco? - Zapytała przerażona.
Wszyscy obecni spojrzeli po sobie ze smętnymi minami.
- Podczas walki oberwał tym nieznanym zaklęciem, ale jeszcze żył... - Zaczął Harry. - Potem zobaczyłem, jak zabijasz Lucjusza i padasz na ziemię. Gdy sprawdziłem, czy żyjesz, chciałem teleportować was obydwoje tutaj, ale wtedy... - Harry posmutniał jeszcze bardziej.
Hermiona ze łzami w oczach zapytała.
- Co Harry? Co wtedy?
- Wtedy, jego już tam nie było. -Dokończył.
Hermiona zastygła w bezruchu.
Jej ukochany, któremu dopiero co wyznała swoje prawdziwe uczucia, odszedł.
- Nigdzie nie znaleziono jego ciała. Aurorzy podejrzewają,
że śmierciożercy zabrali jego ciało i je zdewastowali z zemsty... - Zaczął cicho Ron.
- Ale to nie musi być prawda Hermiono! - Powiedziała Pansy klękając przy szpitalnym łóżku.
Hermiona zaczęła miarowo oddychać a po jej policzkach pociekły łzy- Jej ukochany zginął.
- Panno Granger proszę się uspokoić, w Pani obecnym stanie nerwy są niewskazane. - Hermiona spojrzała ze zdziwieniem na pielęgniarkę.
- Spodziewa się Pani dziecka.
Wszyscy mieli szok wypisany na twarzach.
- Dziecka?! - Powtórzyła z niedowierzaniem Hermiona. - Przecież to nie możliwe, po torturach zadanych przez śmierciożerców, żadne dziecko by nie przeżyło, dziwię się, że ja wciąż żyję.
- Racja to bardzo dziwne, ale wykryliśmy silne zaklęcie ochrony płodu. To szokujące, że Pani nie wiedziała o dziecku a jednak zostało ono zabezpieczone tak silną magią, która podejrzewam uratowała też Panią.
Hermiona przypomniała sobie kobietę w celi. Teraz już dobrze wiedziała czego dotyczyła jej wizja- Miała być matką. Matką dziecka Dracona Malfoya.
CZYTASZ
Dramione - Duchy przeszłości
FanfictionAkcja toczy się 3 lata po zakończeniu wojny. Wszystko powoli wraca do normy. Ale czy na pewno? Hermiona Granger czuje się stłamszona, ma dość bycia maskotką w rękach innych osób, ponadto śmierciożercy werbują ludzi do swoich szeregów, by znów zaatak...