Zapukałam do drzwi gabinetu ojca. Kiedy usłyszałam słowo 'wchodź' z jego ust, chwyciłam za klamkę i znalazłam się w środku. Spojrzałam na tatę i tak w sumie to wygląda jak zawsze. Przerażająco.
- Spodziewałem się tutaj ciebie. - powiedział i wskazał ręką na fotel przed jego biurkiem, na którym już po chwili posadziłam swój tyłek.
- Wiedziałeś, że przyjadę.
- Wiedziałem, że w końcu domyślisz się, iż to wszystko dotyczy ciebie. Pewnie nie daje ci to już spokoju, zgadłem? - uniósł prawą brew i czekał na moją odpowiedź.
- Dokładnie tak. Proszę powiedz mi cokolwiek.
- Cóż, jeśli ci powiem to prawdopodobnie będę w większym niebezpieczeństwie niż ty. - zaczął bawić się długopisem, leżącym na jego biurku.
- Czego oni chcą? - zapytałam.
- To proste - zaśmiał się - ciebie. - spojrzał na mnie. Zrobiło mi się słabo.
- Czyli jeśli się im oddam to dadzą wszystkim spokój? - zająknęłam się lekko.
- Powinni. - powiedział spokojnie.
- Powiesz mi chociaż, co jest przyczyną prześladowania mnie? - zacisnęłam dłonie w pięści i wbiłam paznokcie w skórę.
- Ja - zaśmiał się przerażająco - założyłem się o ciebie i przegrałem - westchnął - ale cóż, nie chciałem cię oddać. Obiecałem twojej mamie, że będę cię chronić.
- Dlaczego więc miałam być nagrodą w jakimś zakładzie? - zapytałam ze łzami w oczach.
- Zaproponowali ciebie, byłem pewien, że wygram. Gdyby nie to, że kochałem twoją matkę, już cztery miesiące temu, by cię tu nie było! - krzyknął - a teraz możesz już opuścić to miejsce. Nie potrzebujemy cię. Jesteś chodzącym problemem, rozumiesz? Idź stąd już.
Jego słowa uderzyły we mnie z wielką siłą. Zrobiło mi się słabo, jak kilkanaście dni temu, gdy dowiedziałam się o tym wszystkim. W pośpiechu ruszyłam do drzwi, by tylko nie zemdleć w jego gabinecie. Zrobiłam kilka kroków za jego drzwiami i zrobiło mi się ciemno przed oczami. Oparłam się o ścianę i już za chwilę nic nie czułam.
Pov Olivia
Siedzieliśmy w salonie, rozmawiając z bratem Viv, kiedy naszą rozmowę przerwał krzyk dochodzący z gabinetu, w którym się ona znajduje. Słysząc to Nick, wstał z miejsca.
Potem wszystko stało się szybko. Otwierające się drzwi, szybkie kroki, łomot o ścianę i dźwięk osuwającego się po niej człowieka.
Wszyscy zerwaliśmy się i zaczęliśmy biec w miejsce, z którego dochodził dźwięk. Już po chwili ujrzałam Vivianne leżącą na ziemi. Jej twarz mokra jest od łez. Oddycha. Zemdlała. Nick wziął ją na ręce. Widząc jej bezwładne ciało, sama miałam ochotę zacząć płakać. Biedna dziewczyna.
- Musicie stąd odjechać - powiedział chłopak trzymający dziewczynę, po czym ruszył z nią w stronę wyjścia. Razem z moim mate ruszyliśmy za nim i doszliśmy do samochodu. Nick położył blondynkę na tylnich siedzeniach i ponownie się do nas zwrócił - powieszą mnie, ale muszę pomóc siostrze. To Paul Martin. Jego wataha nie jest tak duża jak wasza, ale jest on bardzo podstępnym i okrutnym człowiekiem. Nie wiecie tego ode mnie.
Nie zdążyliśmy się odezwać, bo chłopak zerwał się z miejsca i wszedł do domu.
Nie myśląc długo wsiedliśmy do samochodu. Matt usiadł do przodu obok kierowcy, a ja z tyłu, kładąc głowę dziewczyny na swoje kolana.
W momencie, gdy ruszyliśmy zadzwonił mój telefon. Spojrzałam na wyświetlacz, to Christopher. Bez zawahania wcisnęłam zieloną słuchawkę i przyłożyłam telefon do ucha.
- Co się stało? Czuję, że coś jest nie tak. - powiedział alfa.
- Wracamy już. Vivianne zemdlała, ale spokojnie. Zaraz się obudzi. Wszystko jest w porządku. - powiedziałam.
- Cholera. Wiedziałem, że to zły pomysł, by pozwolić jej tam jechać. - powiedział zdenerwowany.
- Nic jej nie jest. Chris, ona tego potrzebowała. Psychika kazała jej dowiedzieć się, o co chodzi. Każdy widział, że od ostatniego czasu nie potrafiła usiedzieć w miejscu, bo się o wszystkich martwiła. - przekonywałam go.
- Wiem, masz rację. Wracajcie ostrożnie i meldujcie się w każdej miejscowości jaką mijacie. Daj znać kiedy się obudzi. - powiedział trochę spokojniej.
- Jasne. Niedługo będziemy. - rozłączyłam się.
Spojrzałam na dziewczynę i kolejny raz sprawdziłam czy oddycha. Wolę na bieżąco monitorować czy wszystko z nią dobrze.
W końcu postanawiam odezwać się do mojego męża.
- Kochanie, jest mi jej tak strasznie szkoda. - pogłaskałam blondynkę po głowie.
- Mi też, miejsce w którym się wychowała jest okropne. To aż dziwne, że wyrosła na tak porządną dziewczynę. - westchnął Matt.
- Atmosfera tam jest strasznie dziwna, brakuje takiej miłości jaka panuje w naszym stadzie. - oparłam się o zagłówek i na chwilę zamknęłam oczy.
- Zdecydowanie. Chris wspominał kiedyś, że Vivianne nie ma dobrych stosunków z rodzeństwem, ale nie wiedziałem, że można mieć tak okropną siostrę.
- Ja też - westchnęłam - wiesz coś o tym Martin'ie? - zapytałam.
- Kiedyś nie wiedziałem o jego istnieniu, ale nasi śledczy doszli do śladu jego watahy. Domyślaliśmy się, że to może być on i zaczęliśmy dowiadywać się o nim czegoś więcej. Nie ma luny. Domyślam się po co może chcieć Vivianne dla siebie, ale wolę nie mówić tego głośno.
- Nie możemy pozwolić, by zrobił coś tej dziewczynie - powiedziałam, po czym poczułam jak dziewczyna zaczyna się ruszać. Kilka łez wylatuje z jej oczu, a po kilku sekundach je otwiera. Rozgląda się dookoła - zemdlałaś. Wracamy już do domu. Spokojnie.
Vivianne będąc w szoku podniosła się z moich kolan i usiadła.
- Nie powiedział mi nic szczególnego. Znam tylko przyczynę prześladowania. - powiedziała ocierając łzy.
- Opowiesz o wszystkim jak wrócimy do domu, dobrze? - zapytałam.
- Jasne, po to tam pojechałam. - westchnęła i w dalszym ciągu płakała. Lekko oparła się o moje ramię i zamknęła oczy.
Po kilku minutach ciszy, usłyszeliśmy pisk opon, a nasz samochód zaczął gwałtownie hamować.
Czy to nasz koniec?******
Przepraszam za ogromne opóźnienie, szkoła i praktyki zawodowe robią swoje i demotywują.
CZYTASZ
Odzyskam Cię, Skarbie (Część Druga)[ZAKOŃCZONE]
WerewolfDruga część opowieści "Odzyskam Cię, Skarbie" Po śmierci Taylor'a i Rose, ich syn Christopher przejmuje władzę nad watahą. Osiemnastolatek na swoich barkach nosi opiekę nad młodszym rodzeństwem oraz utrzymanie stada. Czy moment, w którym w jego życi...