Rozdział 14

315 26 3
                                    

Płakałam pisząc to, ale mimo wszystko, uważam że ten rozdział jest sztosem! 🔥🔥
Miłego czytania!
***********************

Jest 5:58, a ja udaję, że jeszcze śpię. Mój mate poszedł biegać. Postanowiłam wprowadzić swój plan w życie dziś, póki nikt nie zamontował żadnych kamer. Jak teraz tego nie zrobię, to nigdy więcej nie będę miała okazji. Muszę dowiedzieć się, o co chodzi.

Szybko narzuciłam na siebie bluzę mojego mate i założyłam kaptur na głowę. Dzięki temu mój przeznaczony nie będzie czuł mojego zapachu w gabinecie. Przynajmniej nie będzie on taki mocny.

Wyjrzałam przez okno i zobaczyłam jak wszyscy biegną w stronę lasu. Kiedy zniknęli między drzewami, wyszłam ze swojego pokoju i szybkim krokiem ruszyłam do gabinetu, na szczęście wszyscy lub chociaż większość poszła na trening, więc po domu o tej godzinie nie chodzi nikt.

Kiedy dotarłam do drzwi gabinetu, głośno przełknęłam ślinę i rozejrzałam się na boki. Moje serce bije jakby miało rozerwać klatkę piersiową. Dłonie trzęsą się jak oszalałe. Biję się z myślami. Biorę głęboki wdech i wkładam klucz w drzwi. Łapię za klamkę i wchodzę do środka. Szybko zamykam za sobą drewnianą powłokę i  lekko się o nią opieram, zastanawiając się od czego zacząć. Cicho westchnęłam i założyłam za ucho wystający spod kaptura kosmyk włosów.

Szybkim krokiem ruszylam do regału po prawej stronie, na którym stały segregatory. Na moje szczęście są one podpisane więc może być łatwiej.

W co ty brniesz kobieto...

Przeskanowałam wzrokiem wszystkie napisy. Opłaty, rada watahy, członkowie, straż, pracownicy, więzienie...

Mamy to.

Chwyciłam ostatni z zauważonych segregatorów i szybko otworzyłam go. Przekładałam koszulki z dokumentami, aż w końcu trafiłam na kartotekę. Są tu nawet zdjęcia więźniów. Wzrokiem wyłapałam znaną mi twarz. To on.

To osoba, której szukałam.

Wyciągnęłam smartfon z kieszeni i zrobiłam zdjęcie znalezionej kartki. W pośpiechu odłożyłam dokumenty na miejsce i ruszyłam do drzwi. Powoli je otworzyłam, upewniając się, że nikogo nie ma na korytarzu. Wyszłam z pomieszczenia zamykając je na klucz.

Po kilkunastu sekundach ponownie znalazłam się w moim pokoju. Odłożyłam bluzę Chris'a na miejsce i usiadłam na fotelu w rogu pokoju. Drżącymi palcami odszukałam interesującą mnie fotografię w galerii zdjęć telefonu i zaczęłam czytać informacje zawarte w dokumencie.

"Louise Black
Raport:
Podejrzany w sprawie ataków, w celu zdobycia Luny.
Prawdopodobieństwo pochodzenia z watahy Paul'a Martin'a.
Mimo tortur nie udziela żadnych informacji. Zachowanie wskazuje na to, że zna się z innym osadzonym powiązanym ze sprawą. W jego ubraniu znaleziono kamerę z mikrofonem. "

Poczułam jak robi mi się słabo, nie mogę złapać oddechu. Drżącą dłonią blokuję telefon i zrzucam go na puchaty dywan leżący pod moimi stopami.
Zaciskając dłonie na podłokietniku fotela opadam plecami na jego oparcie. Po chwili osuwam się z niego na podłogę czując gorące ścieżki łez na policzkach. Gdybym tylko mogła posmakować choć wdech powietrza, zaczelabym krzyczeć, ale nie mogę zrobić nic ze sobą, nie kontroluję ciała, a kurewsko kłujące myśli rozsadząją moją głowę.

Dlaczego nic nie powiedział. Zagrażam tylu ludziom. To moja wina. Nie powinnam istnieć.

W końcu głośny krzyk wydobył się z mojego gardła, kolejna dawka łez zalała twarz, ale już po chwili mroczki zawitały przed moimi oczami. Ostatnimi siłami pociągnęłam za swoje włosy, ale już za chwilę nic nie czułam, nie widziałam, a w moim ciele zapanował przyjemny spokój.

***

- Kochanie, obudź się - usłyszałam cichy głos mojego mate. Lekko ścisnęłam powieki, po czym powoli je otworzyłam. Spojrzałam na zdezorientowaną i zmartwioną twarz mojego mate, po czym rozejrzałam się dookoła. Trzyma mnie na swoich kolanach i lekko gładzi ramię. Znajdujemy się na podłodze w miejscu, w którym straciłam świadomość. Właśnie przypomniałam sobie, co się stało. Na chwilę przestałam oddychać, po czym przełknęłam gulę, która zatrzymała się w moim gardle - Leo usłyszał, że krzyczałaś, przywołał mnie, a kiedy tu wszedłem leżałaś nieprzytomna na podłodze. Co się stało?

- Dlaczego? - to jedyne co na ten moment byłam w stanie z siebie wydusić. Chłopak zmarszczył brwi, jakby nie rozumiał, co do niego mówię.

- O co chodzi Viv? - zapytał dokładnie lustrując moja twarz.

- Dlaczego nic nie powiedziałeś? - wydusiłam z siebie bardziej odważnie.

- O czym ty mówisz?

- Wiem, że te ataki są przeze mnie. To ja jestem głównym celem. - poczułam przepływające przez moje ciało dreszcze i łzy zbierające się w kąciku oka.

Widziałam jak bardzo zdezorientowany był słysząc moje słowa. Zdziwił się, bo przecież nie miałam prawa się o tym dowiedzieć. Wszyscy okłamywali mnie na jego rozkaz, więc jak mogłam poznać prawdę.

Szybko otarłam łzy i na chwiejnych nogach wstałam z podłogi.

- Jak mogłeś mi to zrobić?! Cały czas nieświadomie narażałam wszystkich na niebezpieczeństwo! Dlaczego to ukrywałeś?! Wiesz jak się teraz czuję? - przystopowałam swoją wypowiedź na chwilę czekając na jego reakcję, ale on tylko w ciszy mnie obserwował, nie odezwał się słowem - czuję się jak tykającą bomba. Jeden niewłaściwy ruch, a coś mnie podpali i wybuchnę generując wojnę i śmierć wielu wilkołaków.

Nie przejmowałam się już nawet łzami płynącymi po mojej skorze, ani tym jak okropnie właśnie wyglądam.

Bezsilnie odpadłam na łóżko, a z moich ust wydobył się desperacki jęk.
Najgorsza jest bezsilność. Nie jestem w stanie nic zrobić, a mam wrażenie, że coś za chwilę rozsadzi mi głowę.

Usłyszałam, że mój mate wstał i cicho pociągnął nosem, również płakał, ale starał się to ukryć. Jak na ten moment, jestem w tak okropnej rozsypce, że mój rozum nie reaguje na to, co dzieje się wokół mnie.

- Miałem nadzieję, że to się wyjaśni. Nie chciałem mówić Ci nic póki nie miałem żadnych pewnych informacji. Ja sam jeszcze nie wiem, o co chodzi, kim są ci ludzie i czego chcą. Wolałem trzymać to w sobie, byś nie musiała się zamartwiać. - powiedział siadając obok mnie.

- Nie chciałem doprowadzić Cię do właśnie takiego stanu. Przepraszam skarbie. - spuścił głowę niepewnie łapiąc mnie za rękę.

Przez kilka minut nie zmieniliśmy swojej pozycji, nie odzywaliśmy się, ani nie patrzyliśmy się na siebie.

Potrzebowałam takiej chwili ciszy. Spokoju na przemyślenia. Atak paniki, który miał miejsce kilka minut temu, opuścił moją głowę i ustąpił miejce dla logicznego myślenia. To że Chris złapał mnie za rękę, załagodził stres, uspokoiło mnie. Dodatkowo jego zachowanie i to, że na siłę nie chciał mnie do siebie zbliżać, zapewniło mi komfort. Potrzebowałam, by przedstawił mi to ze swojego punktu widzenia, ale nie robił nic na siłę. Potrzebowałam jego obecności. Potrzebowałam, by nie był nachalny i nie wykorzystywał naszej więzi. Tak się stało. Do mojego ciała, napłynęło racjonalne myślenie.

Delikatnie usiadłam okrakiem na kolanach mojego mate i wtuliłam się w jego tors, układając głowę na jego ramieniu. Wciągnęłam jego piękny, uspokajający zapach, a on złożył delikatny pocałunek na czubku mojej głowy i mocno przytulił.

I tak razem toneliśmy w smutku, rozczarowaniu i miłości.

****

A Wam podoba się rozdział?

Odzyskam Cię, Skarbie (Część Druga)[ZAKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz