Rozdział 13

309 27 4
                                    

- Hej! Zapomniałam! Miałeś mi dziś coś pokazać! - krzyknęłam zadowolona, kiedy podczas obiadu przypomniałam sobie o wczorajszych słowach Chris'a.

- Potem kochanie. - powiedział kontynuując jedzenie.

- No dobrze. Mam jeszcze jedno pytanie. - powiedziałam kręcąc widelcem kółka po talerzu.

- Tak? - zapytał.

I w tym właśnie momencie mam zamiar wcielić swój plan w życie. Ostatnio bałam się wejść do jego gabinetu, ale muszę to zrobić, by dowiedzieć się prawdy, a żeby się tak stało, dowiem się kilku rzeczy, które pomogą mi w mojej misji.

- Czy w twoim gabinecie są kamery? - zapytałam kilka razy mrugając. Chłopak zmarszczył brwi i po krótkim namyśle zaczął mówić.

- Nie, ale skąd to pytanie? - zapytał.

- Um, kiedy cię nie było, zauważyłam że w naszych dokumentach są naprawdę cenne i tajne informacje. Muszą być dobrze zabezpieczone. Kamery były by pomocne. A masz może chociaż dodatkowy zamek? - znowu zapytałam.

- Tak w sumie to nie - powiedział - dodatkowo klucz do drzwi Twojego gabinetu pasuje do drzwi mojego gabinetu. - powiedział szeptem.

Uśmiechnęłam się w duchu. Sam się wkopał. Mój wewnętrzny diabeł uaktywnia się.

- To nie dobrze. Może powinniśmy zastanowić się nad urządzeniami do ochrony? - zapytałam. Powiedziałam to, by nie domyślił się, że to ja próbuję tam wtargnąć.

- Hm, faktycznie. Masz rację. Porozmawiam o tym z Alec'em. Bardzo dobrze, że martwisz się o prywatność stada. - złożył buziaka na moim policzku i wyszedł z jadalni.

To, co chcę uczynić nie jest dobrym zachowaniem, ale skoro on nie chce powiedzieć mi o co chodzi i kto nam zagraża, to sama się dowiem. Nie ma innego wyjścia. Muszę wiedzieć o co chodzi i jestem pewna, że jestem jedyna, której o tym nie mówią. Po co Luna ma wiedzieć o prześladowcach...? Przecież to są dla mnie zbędne informacje.

Czujecie ten sarkazm?

Po skończonym posiłku odeszłam od stołu i ruszyłam do skrzydła szpitalnego. Chcę sprawdzić czy żaden z pacjentów niczego nie potrzebuje.

Podążając korytarzem oddziału położniczego i porodówki, zauważyłam zestresowanego mężczyznę siedzącego na krześle. Postanowiłam zapytać i upewnić się, że wszystko z nim w porządku.

- Hej, dobrze się czujesz? - zapytałam, po czym rozejrzałam się dookoła, by zobaczyć czy nie ma w pobliżu nikogo innego.

- Witaj Luno - zdziwił się widząc mnie, po chwili otrząsnął się i lekko ukłonił głowę - moja żona właśnie rodzi, nastąpiły komplikacje i zostałem wyproszony. Nikt nie chce powiedzieć mi, co się dzieje. - spojrzał na mnie, kiedy ujrzałam jego lśniące od łez oczy, zrobiło mi się go szkoda.

- Nie martw się. Zaraz wszystkiego się dowiem. - powiedziałam. Lekko pogłaskałam jego ramię. Być może nie powinnam tego robić, ale wilki bardzo dobrze reagują na dotyk luny. Zauważyłam jak jego wyraz twarzy stał się spokojniejszy. Jestem szczęśliwa, że potrafię kogoś uspokoić.

Odeszłam w poszukiwaniu pokoju pielęgniarek. Może nie jestem rodziną tego chłopaka, ale będąc luną mam spore przywileje i dowiem się, co dzieje się z jego żoną.

Zapukałam do drzwi, słysząc ciche "proszę", chwyciłam za klamkę i weszłam do pomieszczenia.

- Dzień dobry, muszę się czegoś dowiedzieć. - powiedziałam zamykając za sobą drzwi.

- Oh Luno. Nie spodziewałam się ciebie tutaj. Przepraszam, powinniśmy przygotować się lepiej na twoją wizytę. - skłoniła się niska brunetka, ubrana w różowy komplet ciuchów, białe trampki. Na jej glowie znajdowała się biała opaska.

- Spokojnie - uśmiechnęłam się lekko, co uspokoiło lekko spanikowaną kobietę - chcę tylko dowiedzieć się, co dzieje się z żoną pana siedzącego na korytarzu.

- Nie wiem czy mogę udzielać lunie takie informacje. - powiedziała zmieszana.

- On bardzo się martwi. Ma prawo wiedzieć, co dzieje się z jego przeznaczoną i dzieckiem. - odpowiedziałam.

- No dobrze. - westchnęła. Kobieta wyszła z pomieszczenia, a ja za nią. Już po chwili zauważyłam jak mężczyzna z nią rozmawia. Widzę ulgę na jego twarzy. W końcu wymienia się ze mną dziękującym spojrzeniem.

Odchodzę i w dalszym ciągu zajmuję się pacjentami. Niektórym z nich doniosłam wodę i owoce.

***

Christopher zasłonił mi oczy i wyprowadził na podwórko. Przez kilka minut prowadził mnie za rękę w nieznane mi dotychczas miejsce.

- Jesteś gotowa? - zapytał chłopak.

- Jak najbardziej. - uśmiechnęłam się.

W tym momencie poczułam jak materiał, którym miałam zasłonięte oczy luzuje się. W końcu odsłonił mi widok na to, co znajduje się przede mną.

Kiedy otworzyłam oczy zauważyłam sporych rozmiarów dom. Jest szary z ciemnymi wstawkami i dużymi narożnymi oknami. Z przodu znajduje spory balkon. Na schodach prowadzących do wejścia stoją piękne kwiaty. Cholera, jest tu cudownie.

Rozejrzałam się dookoła i wymieniłam spojrzenie z moim przeznaczonym. Uśmiecha się on szeroko, po czym oplata mnie rękami wokół talii i przytula od tyłu, co pozwala mi na dalsze przyglądanie się budynku.

- Podoba ci się? - zapytał układając głowę na moim ramieniu.

- Jasne, kogo to dom? - zapytałam, bo tak właściwie to po co stoję i patrzę się na czyjś dobytek?

- Nasz kochanie. - zaśmiał się.

- Jak to nasz? - zdezorientowana odwróciłam się przodem do chłopaka i w będąc w lekkim szoku przeczesałam włosy palcami, co raz zerkając na chłopaka i dom.

Widziałam uśmiech na jego twarzy. Ciągle to robi. Jest szczęśliwy. Cholera, co tu się dzieje.

- Ten dom stał tu już jakiś czas. Kiedyś ktoś zaczął go budować, ale w końcu tu nie zamieszkał. Stwierdziłem, że odświeżę go i będzie dla nas idealny. Znajduje się w bezpiecznym miejscu, niezbyt daleko od domu głównego, ale na tyle byśmy mieli swoją prywatność. Drzwi są antywłamaniowe, okna w razie niebezpieczeństwa zasuwają metalowe płyty. Brama otwiera się na kod. Wiem, że może nie ochroni nas to przed stadem obcych wilkołaków, ale będzie w stanie dać nam czas na obmyślenie planów. - powiedział powoli zmierzając do drzwi.

- Brakuje tylko podziemnych tuneli. - zażartowałam.

- Tak właściwie to są. - powiedział, czym zszokował mnie tak bardzo, że niekontrolowanie otworzyłam buzię.

- Czy jest potrzebna nam aż taka ochrona? - zapytałam.

- Nie zawsze będę mógł być z tobą, a nie pozwolę by ktoś coś ci zrobił. - złapał mnie za rękę i ruszył do środka.

Szczęście ogarnęło całe moje ciało. Mam ochotę krzyczeć i skakać jak małe dziecko, któremu mama kupi lody. Różnica jest taka, że zamiast zmrożonego sorbetu dostałam dom. Cholerny dom.

***
Po tak długim czasie nieobecnośc chcę Was przeprosić. Nie powinnam się tłumaczyć, ale chcę żebyście wiedzieli, co przyczyniło się do ciszy tutaj.
Często w wolnym czasie czytam książki innych twórców, przyczyniło się to ostatnio do tego, że zaczęłam porównywać swój styl pisania do stylu pisania innych twórców i mój wydaje się mi słaby, prosty i dziecinny. Po prostu gorszy. Miałam z tego powodu niechęć do pisania, ale odstawiłam wattpadda na spory okres czasu i moje chęci powoli powracają. Chcę skończyć tą książkę.
Cholernie zachęciła mnie do tego wasza aktywność pod pierwszą jak i drugą częścią książki!
Kiedy kilka minut temu zobaczyłam, że pierwsza część ma 52 tysiące wyświetleń miałam ochotę skakać ze szczęścia! Dziękuję, że jesteście i czytacie moje nieprofesjonalne wypociny! ❤️❤️



Odzyskam Cię, Skarbie (Część Druga)[ZAKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz