Rozdział 30

194 12 0
                                    

Rozsądek podpowiada mi, że nie powinnam wchodzić do środka. Uświadomiłam to sobie przez Alec'a. To on zachowuje spokój i rozsądek. Jest osobą, która wszystko analizuje z każdego punktu widzenia. Trochę jak drugi Christopher, ale on nie da się zgubić emocjom, bo to nie jego syn został porwany.

~ Zaufaj mi i nie idź sama. Wejdziemy tam razem. - ponownie głos bruneta rozbrzmiewał w mojej głowie. On ma rację. Zapach, który czuję może być specjalnie podstawiony, by mnie zwabić.

~ Gdzie jest Chris? - zapytałam, po czym powróciłam do walki, pomagając tym samym Olivii.

~ On musiał iść sam. - powiedział, co mnie mocno zmartwiło.

~ Alec, masz mi w tej chwili powiedzieć, gdzie jest alfa!

~ Poszedł stoczyć walkę z Martinem, o wszystko.

To wszystko wyjaśnia. Mają pojedynek, z którego tylko jeden z nich wyjdzie żywy i to on wygra wszystko.

Cholera... A co jeśli coś mu się stanie...?

Ja nie mogę go stracić!

Zestresowana ustałam w miejscu i nie potrafiłam skupić się na tym, co dzieje się dookoła. Jakbym na chwilę się wyłączyła.

Zdałam sobie sprawę, że mogę w tej chwili stracić cały mój świat. Wszystko co mam. Moje szczęście.

Poczułam ból w kręgosłupie. Ktoś zawisł na moim grzbiecie. Prąd przeszedł przez całe moje ciało, na co głośno zawyłam.

Zostałam zaatakowana przez swoją nieuwagę i roztrzepanie. Nie powinnam do czegoś takiego doprowadzić.

Vivianne, skup się.

Poczułam jak ktoś odpycha ze mnie wygnańca. Moim wybawcą był Alec. Mam wrażenie, że Chris wyznaczył go do pilnowania mnie. Jest wszędzie, gdzie jestem ja.

~ Vivianne! Ogarnij się i skup! Christopher jest bardzo silnym osobnikiem i poradzi sobie, a takim zachowaniem mu nie pomożesz! - usłyszałam jego głos, kiedy kończył z samcem, który mnie zaatakował.

Christopher Pov'

Znajduję się już w umówionym miejscu. Nad rzeką dzieląca nasze tereny. Słyszę zbliżające się w moją stronę kroki i już po chwili ukazuje mi się osoba, którą mam ochotę rozszarpać na strzępy.

- Witaj Davies. - powiedział rozśmieszony blondyn.

- Martin. - odpowiedziałem niechętnie.

- Miło cię zobaczyć. - powiedział stając z założonymi rękami przede mną.

- Gdzie jest Connor? - zapytałem oschle robiąc krok w przód.

- Z dziadkiem. - zaśmiał się.

- Ty skończony skurwysynie - powiedziałem zły. Chciałem przemienić się w wilka, kiedy ktoś złapał mnie od tyłu. To ludzie Martina. On to wszystko wymyślił. Chciał bym był sam, bo nikt nie zauważy jak bardzo niehonorowy jest - jeszcze pożałujesz swojego niehonorowego zachowania. Powinieneś ze mną walczyć, a jesteś zwykłą, słabą pizdą, bo wiesz że walcząc ze mną wszystko stracisz! - krzyknąłem wściekły. Nie na siebie, bo zachowałem się z godnością i dumą dla swoiego pochodzenia, ale dlatego że ten skurwiel dodatkowo beszta nasze zasady.

- Christopher, spokojnie. Już niedługo zobaczysz swojego synka. Po to chyba przyszedłeś, czyż nie?

- Spróbuj mu zrobić krzywdę, a jeszcze będziesz błagał mnie o litość. - powiedziałem przez zaciśnięte zęby.

Odzyskam Cię, Skarbie (Część Druga)[ZAKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz