Rozdział 20

274 21 2
                                    

Christopher POV'

- Kto was tu przysłał? - zapytałem chwilę po tym, jak wraz z betą obcego stada przemieniliśmy się w ludzką postać. Reszta wilków jak i moja przeznaczona czuwały w wilczym wcieleniu.

- To nie jest ważne - westchnął lekko uśmiechnięty mężczyzna - przyszedłem tylko przekazać ci informację.

- Mów i opuść mój teren. - warknąłem zły. Nie wiem w co oni pogrywają, ale z każdą chwilą grozi im większe niebezpieczeństwo. Nie żebym się nimi martwił z tego powodu, tak tylko mówię. Zrobię wszystko, żeby ochronić Vivianne.

- Nie denerwuj się tak. - podszedł bliżej mnie. Ja nie drgnąłem nawet na milimetr, by nadal swoim ciałem zasłaniać moją mate.

- Masz pół minuty. - powiedziałem. Ośmiu moich ludzi znalazło się za mną, jeszcze bardziej osłaniając lunę, a dwudziestu kolejnych otoczyło naszych gości.

- Niedługo zacznie się rzeźnia - roześmiał się - przyjdziemy po to, co było nam obiecane. - powiedział, na co nie wytrzymałem, złapałem go za koszulkę i pociągnąłem do góry.

- Zabiję każdego, kto spróbuje ją tknąć. - powiedziałem przez zaciśnięte zęby, po czym z hukiem upuściłem go na ziemię. Wilki z jego stada zaczęły wyć, a już po chwili w obronie swojego bety zaczęły atakować moje stado.

~ Zabierzcie stąd Vivianne. - przekazałem wiadomość do mojej watahy, a już po chwili widziałem jak cztery wilki, osłaniając swoją lunę wycofały się z pola walki.

Vivianne POV'

Po dzisiejszym incydencie do naszego więzienia trafiło kolejne dziewięć wilków, w tym beta wrogiej watahy. Dwóch z nich poległo w walce. Prócz tego śmierć poniosło naszych dwóch strażników, którzy próbowali zapobiec wtargnięciu wrogów na nasz teren.

Po czterech godzinach w trybie pilnym, dotarli nasi dwoje sojusznicy. Jesteśmy właśnie w trakcie narady. Jest ona dość mała, bo składa się z dziewięciu osób - przywódców watahy i ich bet.

Chris, Alec oraz nasi sojusznicy są bardzo skupieni na tym, co robią. Rozważają każdą możliwą opcję.

A ja?

Ja siedzę bezczynnie wpatrując się w blat stołu z rękami założonymi na klatce piersiowej. Wyłączyłam się. Nie wiem jak, ale zwyczajnie przestałam myśleć oraz słuchać, co mówią moi towarzysze. Tkwię w nicości. Tak jest lepiej.

Jedyne co czuję, to mdłości i ból brzucha, które po raz kolejny wywołał stres. Psychicznie nie czuję nic, a to w moim przypadku może mocno zdziwić.

- A ty co na to Vivianne? - usłyszałam w końcu głos Alfy Dylan'a, kierujący się w moją stronę. Otrząsnełam się i spojrzałam na wszystkich w pomieszczeniu. Każda para oczu skupiona była na mnie, a ja nawet nie wiedziałam, o co mnie pytają.

- Um, przepraszam najmocniej. Możecie powtórzyć? - zapytałam. Chris głośno westchnął, po czym zaczął mówić. Zdecydowanie nie lubię być w centrum uwagi.

- Atakujemy. Jutro. - oznajmił, a dłonią zaczął gładzić moje udo, by dodać mi otuchy.

- W porządku. - odpowiedziałam i słabo się uśmiechnęłam. W ten sposób chcę ukryć swoje emocje.

Zebranie zakończyło się. Nasi sojusznicy zostali u nas na noc. Nie opłaca im się wracać. Jutro rano dotrą do nas ich wojska.

Opadłam na łóżko, po czym głośno wypuściłam powietrze z płuc. Złapałam poduszkę, przycisnęłam do twarzy i krzyknęłam. Musiałam dyskretnie wyrzucić z siebie emocje.

Na moje nieszczęście w trakcie mojego "wyrzucania emocji" w pokoju znalazł się mój mate.

Szybko ściągnęłam poduszkę z twarzy i spojrzałam na zdezorientowaną minę Christopher'a. Pokręcił głową i zaczął iść w moją stronę. Jego ciemne włosy i trzydniowy zarost, podkreślają ciemne wory pod oczami. Jest zmęczony.

Usiadł na łóżku obok mnie i wpatrywał się w moją twarz.

- Musisz odpocząć. - powiedziałam po krótkiej ciszy.

- Ty też kochanie. - odpowiedział i złapał moją dłoń, po czym złożył buziaka na jej wierzchu. Lekko się uśmiechnęłam, ale kiedy mocne mdłości wróciły, uśmiech zszedł z mojej twarzy.

- Chris, bardzo źle się czuję. - powiedziałam słabo.

- Viv, co się dzieje? - zapytał zmartwiony i zdezorientowany.

- Ja muszę.. - podniosłam się do siadu - do łazienki. - szybko wstałam z miejsca i biegiem ruszyłam do toalety, gdzie już po chwili zwróciłam wszystko, co zjadłam.

Spuściłam wodę i ostatnimi siłami podniosłam się z ziemi. Opłukałam buzię oraz zaczęłam myć zęby. Christopher patrzy na mnie zmartwiony, ale staram się uciekać od jego przeszywającego wzroku. Przymknęłam oczy, a jedną dłoń oparłam o blat.

- Zabieram cię do lekarza. - powiedział mój przeznaczony.

- Nie, nie trzeba. - pokręciłam głową.

- Trzeba. - odpowiedział stanowczo.

- Miałam po prostu ciężki dzień i tyle. - nie dawałam za wygraną.

- Masz dwie minuty. - powiedział i wyszedł z pomieszczenia. Wiedziałam, że nie wygram z tym uparciuchem, więc wytarłam twarz i poszłam w ślady mojego mate.

Mój przeznaczony czekał na mnie przy drzwiach. Kiedy zobaczył, że idę w jego stronę, otworzył je i razem wyszliśmy na korytarz. Złapał mnie za dłoń i uśmiechnął się, by dodać mi otuchy.

Po kilku minutach znaleźliśmy się w części szpitalnej. Byłam tu już, ale nie jako pacjent. Nie żebym bała się badania, po prostu nie znam tych ludzi. Wiem, że na pewno nic mi nie jest, wszystko powoduje stres. Ostatnio jest go naprawdę dużo. Codziennie się coś dzieje, a to, że jutro idziemy na wojnę, jeszcze bardziej pogarsza sytuację.

Podczas, gdy siedzieliśmy w poczekalni mogłam skupić się na ciszy tu panującej, w sumie nic dziwnego. Większość wilków już śpi, a mój przeznaczony postanawia przyprowadzić mnie na badania.

Po dwóch minutach czekania weszłam do gabinetu lekarskiego. Wolałam, by Christopher poczekał na zewnątrz. Nie chcę, żeby urządzał jakieś sceny zazdrości, bo podczas badań będzie dotykał mnie inny wilk.

Doktor pobrał mi krew oraz zrobił USG brzucha.

Po badaniach znowu wyszłam do poczekalni i musiałam czekać 20 minut na wyniki.

- Jak się czujesz? - zapytał mój mate.

- Jest okej. - odpowiedziałam bez zastanowienia. Fizycznie jest w miarę okej, ale nie dotyczy to mojej psychiki.

- Kocham cię najmocniej. - powiedział, po czym przyciągnął mnie bliżej siebie i pocałował w czoło.

- A ja kocham ciebie.

Odzyskam Cię, Skarbie (Część Druga)[ZAKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz