Rozdział 31

214 13 2
                                    

~ Chris, Connor jest bezpieczny... gdzie ty jesteś? Odezwij się, proszę. - przekazałam telepatycznie, ale odpowiedziała mi cisza.

Szłam ocierając łzy, ale nie poddam się, póki go nie znajdę. Nie wrócę bez niego, nie ma takiej opcji.

Czuję, że on żyje, ale co jeśli on mu zrobi krzywdę? Stado musi mieć alfę, luna nie wystarczy. Ja sobie bez niego nie poradzę.

Błagam w myślach, żeby on dał jakiś znak. Niech ktoś po mnie przyjdzie, zostanę tu, ale niech go wypuszczą. Pociesza mnie tylko fakt, że nie mają oni już wojsk. Większość poległa lub jest niezdatna do walki. Jedynie kilka osobników może być z nim. Pilnować go i Paula.

Podążam za Alec'iem. Wszędzie jest dziwnie pusto. Nikt już nie walczy. Nasze wojska zabierają rannych, a inni zwyczajnie pilnują terenów i mnie. Na ziemi leżą ciała, kilka ciał. Na szczęście nie widzę tam nikogo z naszych.

Na horyzoncie pojawia się Dylan i Jake. Idą w moim kierunku, a ich twarze są zdezorientowane.

- Gdzie Chris? - zapytał Dylan, na co z moich oczu wyleciały kolejne łzy.

- Nie wiem, ale nigdzie bez niego nie pójdę. - powiedziałam łamiącym się głosem.

- To była pułapka. - powiedział Alec, czym zwrócił na siebie uwagę alf i moją.

- O czym mówisz? - odezwał się Jake.

- Kazał mu przyjść nad rzekę mieli walczyć, sami. Nikt miał nie wiedzieć, bo miało być sprawiedliwie, a teraz straciliśmy z nim kontakt. Kurwa, to od początku było podejrzane. - zezłościł się Alec.

- Znajdziemy go. Celem głównym jesteś ty, Vivianne a więc musimy jakoś tu Paula zwabić. - powiedział Dylan, na co wszyscy spojrzeliśmy po sobie.

- O czym mówisz? - zapytałam z nadzieją, że ma on jakiś dobry plan.

- Mówię o tym, że Paul zrobi wszystko, by mieć ciebie, a wtedy Chris nie będzie mu już potrzebny - rozejrzał się dookoła - jego wojska się rozpłynęły, on ich prawie nie ma. Mamy ogromną przewagę. Rozstawimy się wszędzie, a ty będziesz przynętą, bo to jedyny sposób na dowiedzenie się gdzie jest Chris. Musimy działać.

Jak powiedział tak też się stało. Musiałam jak gdyby nigdy nic wejść do środka sama i szukać mojego przeznaczonego. Oczywiście uprzednio sprawdziliśmy wszystkie tereny, ale go nie ma, więc musi być tam. W lochach.

Zrobię wszystko, by go znaleźć.
Wojsko rozstawione jest dosłownie wszędzie. Obserwują każdy mój ruch, po to by dorwać Martin'a.

Powoli weszłam do środka i zaczęłam węszyć. Czuję wiele zapachów na dole, w lochach. Mieszają się i ciężko jest mi stwierdzić do kogo one należą. Nie chcę się łudzić, że jest tam mój mate. Nie robię zgubnej nadziei.

Zawarczałam głośno, co miało zwrócić czyjąś uwagę. Usłyszałam kroki. Ktoś schodzi po schodach. Pożałowałam swojej decyzji, kiedy ujrzałam twarz zbliżającej się do mnie osoby.

- Czego chcesz, suko? - warknęła Julia.

- Zawołaj tu Martina. - powiedziałam stanowczo, wysuwając pazury w geście obronnym.

- Huh, skoro tak bardzo tego chcesz. - wzruszyła ramionami i zeszła schodami do lochów. Już po chwili poczułam nieznany mi wcześniej zapach. Był ohydny. Obrzydzał mnie. Doszły do tego odruchy wymiotne, kiedy przede mną stał gruby, obleśny, rudowłosy facet.

Tak wygląda ta osoba, która uprzykrzała mi życie?

- Cześć kochanie, czekałem. - uśmiechnął się obrzydliwie, przez co naprawdę miałam ochotę zwrócić zawartość swojego żołądka.

Odzyskam Cię, Skarbie (Część Druga)[ZAKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz