Rozdział 2

617 48 0
                                    

Pov' Vivianne

Jesteśmy w drodze do domu watahy krwawych kłów. Jest to jakieś trzy godziny drogi. Jedziemy tam z betą mojego ojca. Siedzi on z przodu wraz z kierowcą, ja siedzę z tyłu z tatą. Samochodem przed nami i za nami jadą wilki, które w razie wypadku będą nas chronić. Normalnie nigdy tak nie jeździliśmy, sam alfa też tak nie jeździ. To dziwne, że ze względu na mnie jest ochrona. I to spora. Coraz bardziej przestaje mi się to podobać. Rozumiem, że są ataki, ale wszyscy poza mną prowadzą życie jak wcześniej.

Cicho westchnęłam mając wrażenie, że agresja innego stada związana jest w pewien sposób ze mną. Mam nadzieję, że to tylko wrażenie, a prawda jest inna. Spojrzałam za szybę i dokładnie obserwuję las, który aktualnie mijamy. Okropnie chciałabym w nim pobiegać, być może niedługo skończy się to wszystko i będę mogła wychodzić z domu. Szczerze w to wierzę.

Postanowiłam przeczytać książkę, którą zabrałam ze sobą do samochodu. Poleciła mi ją Tina, koleżanka ze szkoły. Cała droga zleciała mi na czytaniu. Wciągnęłam się w nią bardzo. Cicho westchnęłam, kiedy dojechaliśmy na miejsce, odłożyłam książkę na siedzenie, dokończę ją, gdy będziemy wracać. Delikatnie i z dumą wyszłam z pojazdu. Biała willa, do której zmierzamy wygląda jak z marzeń. My też mamy duży i bogaty dom, ale nie aż tak.

Weszliśmy po schodach, a ochrona została na zewnątrz pilnując wejścia. Przed drzwiami naszą trójkę przywitał Dylan, czyli alfa tutejszej watahy wraz z jego luną. Wyglądają na bardzo sympatycznych ludzi. Zaprowadzili nas do sali, w której zebrały się już wszystkie zaproszone osoby, dojechaliśmy ostatni. Stukanie moich szpilek o podłogę zwróciło uwagę wszystkich zgromadzonych osób. Jako ostatni odwrócił się wysoki szatyn. Kiedy nasze spojrzenia skrzyżowały się, po moim ciele przeszły gorące dreszcze, a wzrok skupił się na nim i tylko na nim. Dźwięki z otoczenia zamieniły się w szum, słyszę tylko bicie swojego serca, które niebezpiecznie przyśpieszyło. Zauważyłam, że jego reakcja była podobna, bo nie przestawał się na mnie patrzeć, ani na sekundę, a jego oczy zmieniły kolor na złoty. Zgaduję, że moje wyglądają podobnie.

To mój mate.

- Vivianne, słyszysz mnie? - szturchnął mnie mój ojciec, na co wybudziłam się z transu. Mam nadzieję, że nikt nie zauważył tego, co stało się między mną, a nieznajomym.

- Przepraszam ojcze. Zamyśliłam się. - powiedziałam okazując skruchę, po czym zajęłam swoje miejsce przy stole. Na moje nieszczęście jest ono naprzeciw szatyna. Dzielą nas na oko dwa metry odległości. Zrobiło mi się lekko słabo, ale nie chcę tego okazywać.

- Mam nadzieję, że to ostatni raz. - odpowiedział ojciec surowo, co zwróciło uwagę mojego mate i bruneta siedzącego obok niego. Zgaduję, że przekazał mu już w myślach, co zaszło między nami.

Poza mną w pomieszczeniu jest jeszcze około dwudziestu osób. Uwagę wszystkich skupił alfa Dylan, zaczynając swoją przemowę, jednak ja nawet na chwilę nie mogłam skupić się na tym, co mówi. Po dziesięciu minutach zaczęły się dyskusje na temat sojuszu czterech tu zebranych watah. Każdy z alf wyraził swoje zdanie na temat, jak jego zdaniem miałoby to wyglądać. Na koniec zapisany został pakt i umowa, którą każdy z osobna podpisał i zapieczętował swoją krwią. Jeśli ktoś ją zerwie zostanie ukarany.

O godzinie 19:30 odbyła się kolacja, podczas której miejsce miały luźne rozmowy. W pomieszczeniu rozbrzmiewała muzyka, a niektóre pary zaczęły ze sobą tańczyć. Dokładnie przeglądałam się osobom na parkiecie, kiedy poczułam, jak ktoś nade mną stoi. Spojrzałam w górę i ujrzałam najprzystojniejszego mężczyznę, jakiego kiedykolwiek widziałam. Uśmiechnął się, po czym wystawił dłoń w moją stronę.

- Czy ma Pani ochotę zatańczyć? - zapytał, a ja miałam ochotę rozpłynąć się pod wpływem jego głosu. Ułożyłam palce na jego dłoni, po czym poczułam jak delikatny prąd przepływa po tych miejscach. Wstałam z krzesła, a chłopak zaprowadził nas na środek parkietu. Drugą rękę położyłam na jego ramieniu, a on swoją na moich placach, przyciągając mnie do siebie.

Pov' Christopher

Oplotłem jej talię ręką. Jest cholernie drobna, idealna.

- Zabieram cię ze sobą. - powiedziałem jak najdelikatniej tylko mogłem. Nie chcę jej wystraszyć, ale nie możemy się rozstać. Już po paru godzinach będziemy osłabieni, a chciałbym tego uniknąć.

- Tak szybko...? - zapytała zaskoczona.

- Chyba nie wiesz za dużo o tej więzi, kochanie. - powiedziałem, po czym lekko uśmiechnąłem się.

- Ale mój ojciec - westchnęła - ja nie wiem jak on na to zareaguje. - zmartwiła się. Ma piękny głos, który jest dla mnie ukojeniem. Cała nim jest. Jej uśmiech, figura są idealne. Przede mną stoi najpiękniejsza kobieta na ziemi. Śmiesznie marszczy nos, kiedy czegoś nie rozumie.

- Na pewno to zrozumie. - powiedziałem.

- Nie wiesz jaki on jest naprawdę. - spuściła głowę.

- To ja z nim porozmawiam. - powiedziałem stanowczo, na co dziewczyna tylko przytaknęła.

- Opowiedz coś o sobie, Vivianne.

- Mam starszego brata i siostrę. Nienawidzą mnie, a moja mama nie żyje - westchnęła ciężko - od jakiegoś czasu ojciec nie pozwala mi wychodzić z domu, przez jakieś ataki ze strony sąsiadującej wtahy - wzruszyła ramionami i kontynuowała swoją wypowiedź - mam 17 lat, lubię biegać w sumie jak chyba każdy wilkołak. Znajomych mam tylko w szkole, do której przez zakaz ojca nie mogę chodzić. Reszty dowiesz się w swoim czasie. A teraz Twoja kolej, Christopher. - lekko uśmiechnęła się.

- Mam 18 lat, od dwóch tygodni jestem alfą watahy. Moi rodzice umarli pięć lat temu i od tego czasu opiekował się mną brat taty i jego przeznaczona. To niesamowici ludzie. Mam sporą rodzinę. Trzech braci, dwie siostry. W domu głównym mieszka też czwórka kuzynów. Ale ich wszystkich poznasz, kiedy wrócimy do domu. - powiedziałem patrząc głęboko w jej oczy. Mam ogromną ochotę ją pocałować, ale nie mogę tego jeszcze zrobić. Nie wiem jak na to zareaguje ona i jej ojciec. Z opowiadań Matt'a, wiem że faktycznie jest to trudna osoba, a ja nie mogę pozwolić sobie na kłótnie z nim, nie możemy zerwać sojuszu, jednak jeśli będzie trzeba to zrobię wszystko, by Vivianne była ze mną.

Przez kolejne dwie piosenki kołysaliśmy się do muzyki i cieszyliśmy się swoim towarzystwem. Kompletnie nie miałem ochoty wypuszczać jej z swoich ramion. Delikatnie wciągnąłem piękny zapach dziewczyny, na co ona ułożyła głowę na mojej klatce piersiowej, cicho mrucząc.

W końcu nadszedł moment, kiedy muszę porozmawiać z swoim przyszłym teściem.

Ruszyłem w jego stronę, trzymając dziewczynę za rękę. Gdy znaleźliśmy się przed nim jego spojrzenie wylądowało na naszych splecionych palcach. Pokręcił głową, jakby niedowierzając, wstał ze swojego miejsca. Ogarnął mnie lekki stres, kiedy zauważyłem, że wcale nie jest on zadowolony. Moje serce zabiło mocniej, kiedy jego usta otworzyły się, by coś powiedzieć.

*********

Pięć ⭐ = Nowy Rozdział

Pozdrawiam

Odzyskam Cię, Skarbie (Część Druga)[ZAKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz