Christopher Pov'
W nocy złapany został kolejny, obcy wilk przebywający na naszym terenie. Z tego powodu postanowiłem odwołać dzisiejsze bieganie. Potrzebuję czasu na przesłuchanie go. Swoją drogą to dużo osobników jest 'wczorajsza'. Przyjęcie skończyło się bardzo późno. Sporo po tym jak wróciliśmy do pokoju.
Wieczorem sytuacja między mną i Vivianne, była napięta. Nie powinienem wystrzelać z takim tekstem. Dopiero się poznaliśmy. Mam zamiar jej to wynagrodzić, kiedy tylko wyjdę z lochów.
Nie chciałem jej budzić, więc nie mówiłem, że gdzieś idę. I tak nie wstała by rano na trening. Była zbyt zmęczona, żeby wstać tak wcześnie. Trochę już ją znam.
Po dwóch męczących godzinach przesłuchań, w końcu udałem się do naszego pokoju. Na zegarku na moim nadgarstku wybiła siódma. Viv powinna już nie spać.
Wszedłem do pomieszczenia, a w nim zastałem puste łóżko. Zszedłem na dół w celu odnalezienia mojej mate. Nie ma jej na śniadaniu. Poleciłem wszystkim, którzy byli w jadalni, by zaczęli jeść beze mnie i wyszedłem na zewnątrz. Cholera. Gdzie ona jest?
~Vivianne? Gdzie jesteś? - zapytałem telepatycznie, ale odpowiedziała mi cisza. Dziewczyna jest zbyt daleko lub specjalnie nie odpowiada, chociaż to do niej nie podobne.
Postanowiłem zapytać się w myślach stada, czy ktoś widział lunę. Po kilku sekundach odezwała się jedna z wilczyc.
~ Alfo, widziałam lunę godzinę temu. Udała się do lasu. - odpowiedziała kobieta.
Cholera. Moja przeznaczona jest sama w lesie. Czyli jednak jej nie znam. Ona wstała rano.
~ Dziękuję za wiadomość. - odpowiedziałem i przemieniłem się w wilka, po czym biegiem ruszyłem za zapachem dziewczyny.
Po kilku minutach zauważyłem ją spokojnie biegnąca, wydeptaną ścieżką między drzewami. Poczułem ogromną ulgę i spokój. Bałem się, że ktoś zrobił jej krzywdę. Wygląda pięknie, w sumie jak zawsze. Ukryłem się za drzewem tak, by mnie nie zauważyła i pod postacią człowieka przyglądałem się mojej dziewczynie. Kiedy była blisko mnie, wyskoczyłem zza rośliny i złapałem ją w swoje ramiona. Blondynka krzyknęła i wystraszona spojrzała na mnie, ale po chwili na jej twarzy wymalowana była ulga. Wyciągnęła słuchawki z uszu i odetchnęła.
- Chcesz żebym zeszła na zawał? - zapytała teatralnie łapiąc się za serce.
- Może trochę. - zaśmiałem się, po czym ponownie przyciągnąłem ją do siebie. Wciągnąłem jej piękny zapach i pocałowałem w czubek głowy.
- Kurde, wiedziałam że mój węch się nie myli i czuję znajomy zapach. - wymamrotała dziewczyna wtulona w moją klatkę piersiową.
- Przepraszam za wczoraj. - odważyłem się to powiedzieć.
- Ja też przepraszam. Nie powinnam wtedy wychodzić. - powiedziała, a ja w odpowiedzi złapałem ją za rękę i trzymając się za dłonie, spacerem wróciliśmy do domu głównego.
***
Vivianne Pov'- A tu jest twój gabinet. Służy głównie do rozmowy z potrzebującymi. Członkowie stada często potrzebują luny, nawet do rozmowy. Kiedy mają problemy, prośby, zażalenia przychodzą do ciebie. Ufają ci. Musisz potraktować ich poważnie i starać się im pomóc - powiedziała Olivia, z którą wcześniej się umówiłam. Opowiada mi o moich obowiązkach. Swoją drogą jest naprawdę miła i uprzejma. Myślałam, że to spotkanie należeć będzie do nudnych, ale tak nie jest. Chce mnie poznać i traktuje jak swoją córkę. Właśnie zdaję sobie sprawę jak bardzo brakowało mi matki, choć wcale tego nie czułam, bo nigdy jej nie miałam - oczywiście jako luna nie musisz wypełniać dużej ilości papierów. Jest to kilka podpisów tygodniowo. Więcej jeśli będziesz musiała zastąpić Chris'a, jeśli gdzieś wyjedzie, ale wtedy służę pomocą i wszystko ci wytłumaczę.
- Jasne. Rozumiem. - uśmiechnęłam się i zaczęłam oglądać swój gabinet. Jest mały, urządzony w jasnych barwach. Na środku stoi biurko, mój fotel i laptop. Przed nim mała, beżowa kanapa z dużą ilością poduszek. Po prawej stronie umieszczone były półki na książki i segregatory z dokumentami. Lewą ścianę pokrywają minimalistyczne obrazy. Wszystkie meble są białe, tak samo jak firanki. Zasłony w kolorze takim jak kanapa.
- Możesz oczywiście urządzić to pomieszczenie jak chcesz. Jeśli coś ci się nie podoba to daj znać.
- Jest idealnie. Dodam tylko kilka dodatków od siebie. - powiedziałam.
- Bardzo się cieszę - odpowiedziała z uśmiechem na twarzy - muszę już lecieć do dzieci. Tu są klucze do gabinetu - położyła je na biurku - dzwoń jeśli będziesz czegoś potrzebować. Jestem blisko. Cześć słoneczko.
- Do zobaczenia. - odwzajemniłam uśmiech, a kiedy kobieta zamknęła drzwi opadłam na fotel i jeszcze raz rozglądnęłam się po pomieszczeniu.
Nie wiedziałam, że mam swój gabinet. Jest super.
Westchnęłam, po czym spojrzałam na zegar wiszący nad drzwiami.
Pora kolacji. Powinnam już być w jadalni. Cóż. Chwilę się spóźnię, bo znajduje się ona w przeciwnej części domu głównego.
Zamknęłam drzwi na klucz, po czym ruszyłam przed siebie. Przez kilka minut maszerowałam korytarzami. Kiedy minęłam jedne z drzwi usłyszałam za nimi krzyki i przerażające jęki. Spojrzałam jeszcze raz na drewnianą powłokę i przez chwilę nasłuchiwałam.
Nikt nigdy nie mówił mi, co znajduje się za tymi drzwiami. Czy powinnam tam wchodzić? Może być tam niebezpiecznie.
Jednak z drugiej strony powinnam to sprawdzić. Jestem luną, a tam dzieje się komuś krzywda.Wzięłam głęboki wdech i weszłam do pomieszczenia, w którym znajdowały się długie schody. Zaczęłam po nich schodzić.
Przez moje ciało przeszły dreszcze. Poczułam chłodny powiew na skórze. Na kamiennych ścianach wisiały małe ścienne lampy. Klimat trochę jak z horroru.
Mam nadzieję, że nie jest to te miejsce, o którym myślę.
Moje obawy potwierdziły się, kiedy zauważyłam kraty i spacerujących strażników.
To jest więzienie do cholery. Dlatego nikt nie wspomniał mi, co znajduje się za tymi drzwiami.
To chyba zły pomysł, że tu weszłam. Chociaż jako luna powinnam odwiedzić każde miejsce tu, nawet te przerażające. Nikt nie powinien mieć z tego powodu pretensji.
Ustałam naprzeciw korytarza między celami, dopiero teraz zauważyłam strażnika stojącego nad zakrwawionym więźniem. On go torturuje.
- Cześć, słońce - powiedział torturowany mężczyzna - niedługo po ciebie przyjdzie. Będziecie nierozłączni. - zaśmiał się jak opętany, ukazując czerwone od krwi zęby. Strażnik po usłyszeniu jego słów, mocno uderzył go pięścią w twarz, co spowodowało, że mężczyzna zemdlał.
Głośno przełknęłam ślinę i dostałam zawroty głowy.
Kto ma po mnie przyjść? O co chodzi? Kim jest ten mężczyzna?
Odwróciłam się na pięcie i wbiegłam po schodach na górę. Będąc w szoku, oparłam się o pobliską ścianę. Nie jestem w stanie unormować swoje oddechu. Moje serce bije jakby za chwilę miało wyskoczyć z klatki piersiowej.
Obejrzałam się dookoła, by upewnić się, że nikt mnie nie widział. Roztrzęsiona poprawiłam swoje włosy i ruszyłam do mojego pokoju. Nie mam już ochoty na kolacje. Zdecydowanie.
~~~~~
Pod ostatnim rozdziałem były 3 gwiazdki...
Trochę słabo czuję się z tym, że widzę ilość wyświetleń a gwiazdki daje dosłownie 1/12 tych osób. Nie chcę się żalić czy coś, ale to słabe, bo mam wrażenie, że piszę to dla siebie.
Publikować jeszcze kolejne rozdziały czy dać sobie spokój?
Mimo wszystko trzymajcie się i uważajcie na siebie w tym głupim okresie korony! Buziaki!
CZYTASZ
Odzyskam Cię, Skarbie (Część Druga)[ZAKOŃCZONE]
LobisomemDruga część opowieści "Odzyskam Cię, Skarbie" Po śmierci Taylor'a i Rose, ich syn Christopher przejmuje władzę nad watahą. Osiemnastolatek na swoich barkach nosi opiekę nad młodszym rodzeństwem oraz utrzymanie stada. Czy moment, w którym w jego życi...