Rodział 23

267 19 0
                                    

Stoję w bezruchu, a mój oddech jest płytki, słaby. Czuję mrowienie w kończynach, a moje oczy stają się czarne.

Paraliżujący strach...

Przerażające szepty, lęk wiszący w powietrzu i cząstka nadziei, dodają jeszcze gorszego klimatu.

Przez okno widzę spore stado wygnańców gromadzące się wokół naszego domu. Przygotowują się na atak. Uderzą w nas, gdy jesteśmy najbardziej słabi. Szpiegowali nas.

- Vivianne, musisz się schować. - powiedział Matt, co wytrąciło mnie z dziwnej hipnozy. Spojrzałam na niego, po czym ponownie odwróciłam głowę w stronę okna.

- Nie mogę Was zostawić. - powiedziałam cicho.

- Powinnaś. Jesteśmy po to, by cię chronić. Chris kazał ci się schować w wypadku takiej właśnie sytuacji.

- Chris'a tu nie ma. - odpowiedziałam chłodno.

- Ale za jakiś czas wróci, a ty powinnaś właśnie dla niego chronić siebie, bo jesteś odpowiedzialna za kogoś jeszcze. - wtrąciła Olivia, czym dała mi do zrozumienia, że mam uciekać.

- Zabiorę ze sobą dzieci. - powiedziałam po chwili namysłu i przebiłam się przez tłum, udając się do piwnicy.

Wraz z Emily zebrałam wszystkie dzieci, których było ponad dwadzieścia. Wśród nich znajdowało się młodsze rodzeństwo Chris'a oraz dzieci Matt'a i Olivii.

Mała Jasmine i Louise tak właściwie nie wiedzą co się dzieje. Myślą, że bawimy się w chowanego. Teoretycznie tak właśnie jest. 
Ian i Leo aktualnie opowiadają o piwnicach i tunelach znajdujących się w nich. Znają to miejsce jak własny palec, w końcu to ich dom.

- Dobrze, że z nami poszliście, bo sama już dawno bym się zgubiła. - powiedziałam do bliźniaków po kilku minutach marszu ciemnymi korytarzami.

- Te tunele są tu już wieki. Ich łączna długość to kilkadziesiąt kilometrów. - powiedziała po chwili Madeline.

- Gdzie one prowadzą? - zapytałam.

- Niektóre tworzą w pewnym sensie labirynty, inne to ślepe uliczki. Jeden z nich prowadzi wgłąb lasu, a najnowszy łaczy dom główny z waszym domem. - powiedziała Emily.

- To jest plan. Wiecie, który dokładnie prowadzi do naszego domu? - zapytałam pełna nadziei.

- Oczywiście Vivianne. Chodźcie za mną. - odezwał się Ian.

W taki sposób udało mi się wpaść na genialny pomysł. Nasz dom jest oddalony od głównego na taki odstęp, że wygnańcy nas nie wyczują. Możemy tamtędy uciec lub ponownie próbować dodzwonić się do Chris'a.

Christopher POV'

Właśnie wracamy z wojny, którą wygraliśmy, ale nie wszystko poszło po naszej myśli. Alfa tamtego stada, porzucił je i uciekł. Zostawił swoją watahę i odszedł. Stoczyliśmy tylko kilka walk z osobnikami, które nie chciały się poddać.

Nie jestem zadowolony z przebiegu spraw. To wszystko miało się skończyć, a ja i Vivianne mieliśmy w spokoju czekać na nasze dziecko.

Nie wiem jak mam jej teraz powiedzieć, że plany się pozmieniały i jednak nie jesteśmy bezpieczni.

W pewnym momencie przez głowę przeszły mi nawet myśli czy w ogóle powinienem ją martwić, ale nie mogę jej okłamywać i udawać, że wszystko jest w porządku. Nawet jeśli nie powiem jej o tym, to jest ona na tyle inteligentna, że zauważy, co się dzieje.

Ochronię ją za wszelką cenę. Zasługuje na to, a ja nie potrafiłbym postąpić inaczej. Zbyt wiele dla mnie znaczy.

Teraz marzę o tym, by wrócić już do domu, umyć się i pójść spać z Vivianne w ramionach.

Zgubiłem telefon. Nie mogę skontaktować się z kimkolwiek, a chciałbym upewnić się, że wszystko jest w porządku. W lesie jest już ciemno, co zdecydowanie nie ułatwia powrotu do domu. Większość wilkołaków jest naprawdę zmęczona. W takim stanie ciężko jest funkcjonować, a co dopiero biec tak długi dystans. Jesteśmy na nogach już czternaście godzin, nawet jak na wilki to sporo.

Po godzinie biegu dotarliśmy na nasze tereny, ale pierwszy mój krok na nim wystarczył, by zorientować się, że coś jest nie tak.

Czuję obcy zapach, a w pobliżu nie ma żadnego strażnika. Kurwa.

~ Co się dzieje?! - zapytałem całe stado, a już po chwili dostałem kilka odpowiedzi na raz.

~ Wygnańcy! - odezwał się Matt.

~ Pomocy! - krzyknęła jakaś kobieta.

Dźwięk krzyków wypełnił moją głowę. Wydałem rozkaz dla przebywających ze mną wilków. Przyspieszyliśmy tempo i wiedzieliśmy, co za chwilę musimy robić. Walczyć.

~ Co z Luną?! - ponownie zapytałem.

~ Nasz dom... - usłyszałem zachrypnięty głos mojej mate. Nagły ból przeszył całe moje ciało. Właśnie to musi czuć moja mate. Teraz czuję to co ona.

Niewiele myśląc zmieniłem kierunek biegu i wraz z dwoma betami biegnę do naszego domu. Reszta z nich udała się do domu głównego.

Wokół domu kręciło się kilku wygnańców. Jestem jak w amoku, po kilkunastu sekundach każdy z nich leżał na ziemi z rozszarpanym gardłem. Nie obchodzi mnie nic, prócz mojej rodziny.

Wszedłem do środka i zacząłem szukać mojej mate.

- Tu jesteśmy! - nagle usłyszałem głos jednego z bliźniaków dochodzący z piwnicy domu.

Pobiegłem w miejsce, z którego dochodził głos, a to co ujrzałem było najbardziej bolesnym widokiem jaki tylko mogłem ujrzeć.

Cała podłoga pokryta krwią. Krwią mojej rodziny.
Vivianne nieruchomo, z zamkniętymi oczami, leży na środku pomieszczenia. Emily wpół przytomna siedzi oparta o ścianę, a Ian, Leo, Madeline i Gabriel ubrudzeni krwią próbują pomóc dziewczynom.

Bez namysłu podbiegłem do siostry i upewniłem się, że nie jest jej nic poważnego, po czym w ekspresowym tempie znalazłem się przy mojej przeznaczonej.

- Zajmijcie się nimi. - powiedziałem do bet, po czym wziąłem Vivianne na ręce i udałem się tunelem do domu głównego. Nie ważne, co dzieje się w środku, przetrasportuję ją do szpitala.












Odzyskam Cię, Skarbie (Część Druga)[ZAKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz