Rozdział 18

277 24 2
                                    

Pov Vivianne

Gwałtowne hamowanie spowodowało, że na chwilę przestałam myśleć o słowach ojca, a zastąpiły to myśli czy dojadę do domu. Myślałam, że niedługo nastąpi moja śmierć, ale tak się nie stało, bo hamowanie było spowodowane stadem jeleni przebiegającym przez drogę. Reszta trasy minęła dość szybko.

Otworzyłam drzwi samochodu, a przed domem stał mój mate. Szybko ruszył w moją stronę i już za chwilę znalazłam się w jego ramionach.

- Nie strasz mnie tak, kochanie. - wciągnął mój zapach i pocałował w czubek głowy.

- Przepraszam, możesz zwołać zebranie rady watahy? - spojrzałam na niego.

- Nie wolisz się położyć i odpocząć? - zapytał zmartwiony i zabrał kosmyk włosów z mojej twarzy zakładając go za moje ucho.

- Nie. Chcę powiedzieć o wszystkim. To ważne. - lekko kiwnęłam głową wiedząc, że postępuję dobrze.

***

- Dzisiejsze spotkanie poprowadzę ja, bo jak dobrze wiecie byłam w swego rodzaju, mało przyjemnej delegacji. Dowiedziałam się kilku informacji, które mogą się przydać. Czuję, że powinniście się o tym dowiedzieć i chcę być w stosunku do Was szczera - westchnęłam, kiedy wzrok wszystkich skupiony był na mojej osobie - okazało się, że winowajcą jest mój ojciec. Krótko mówiąc... - zawahałam się - przegrał zakład, w którym nagrodą miałam być ja. Nie chciał mnie dla nich oddać, bo obiecał mojej zmarłej mamie, że będzie mnie chronił. Gdyby nie ona to prawdopodobnie byłabym tam już od czterech miesięcy i nawet nie sprowadziła bym na Was problemu. - mój głos się załamał, a łzy zaszkliły oczy. Zaczęło mnie mdlić i robić się słabo, ale postanowiłam jak na razie w to nie wnikać, póki nie jest najgorzej. Poczułam jak Christopher gładzi moje plecy, dodając mi tym samym otuchy.

- Jeśli mogę się wtrącić, luno - powiedział Matt, na co lekko kiwnęłam głową oddając mu głos - kiedy luna zemdlała, dowiedzieliśmy się czegoś jeszcze, co potwierdziło nasze podejrzenia. To Paul Martin jest za to odpowiedzialny. - rozejrzał się po wszystkich i spuścił głowę. Widziałam jak mój mate spina się, a jego oczy wydają się zmęczone.

- Mam pewną propozycję. - powiedziałam po chwili ciszy. Wszyscy spojrzeli na mnie zdziwieni, a zwłaszcza mój mate, który obserwuje mnie z zaciekawieniem.

- Jaką propozycję? - zapytał mój szatyn.

- Dadzą wszystkim spokój, jeśli dotrzymam słowa ojca i się im oddam. - powiedziałam cicho.

- Nie ma takiej opcji. - odpowiedział natychmiastowo mój przeznaczony.

- Potrzebujemy luny. Nikt cię nie odda, aż do ostatniego zabitego wilka. - powiedziała Olivia.

- Życie watahy bez ciebie już nie będzie tak dobrze funkcjonowało. Jesteś jej sercem, a my pozostałymi częściami organizmu. Nie ma sposobu byśmy żyli bez ciebie poprawnie. - dodała Emily, a Cornelia przyznała jej rację.

- Nie wybaczę sobie jeśli komuś z was coś się stanie. - powiedziałam bawiąc się swoimi palcami. Samotna łza popłynęła po moim policzku. Z każdą chwilą mdłości zwiększają się, staję się słabsza.

- Poradzimy sobie. Wataha Paul'a nie jest tak silna jak my. - powiedział Chris, ale ja już nie wytrzymałam i zerwałam się z miejsca. W kilka sekund znalazłam się w łazience i zwróciłam wszystko, co dziś zjadłam. W sumie to niewiele.

Po chwili obok mnie znalazł się Chris i zebrał moje włosy.
W końcu podniosłam się i na nogach jak z waty ruszyłam do umywalki. Wypłukałam buzię i spojrzałam w odbicie lustra. Wyglądam jak siedem nieszczęść. Moje oczy są podkrążone i spuchnięte, cera blada, a usta lekko sine i suche.
Za mną stoi mój przeznaczony, który jest wyraźnie zmartwiony. Dzieli nas kilka centymetrów. Dokładnie mi się przygląda, jakby chciał wyczytać wszystkie moje emocje.

- Na dziś wystarczy. To za dużo emocji na jeden dzień. - powiedział przytulając mnie od tyłu.

- Zdecydowanie tak. - odpowiedziałam spuszczając głowę.

- Zabieram cię do naszej sypialni, czas na relaks. - powiedział, po czym bez uprzedzenia podniósł mnie i zaczął kierować się do wyjścia. Nogami oplotłam go w pasie, a ręce zarzuciłam na jego kark.

Wystarczy jego dotyk, a czuję się lepiej. Spokój opanował moje ciało. Lekko ułożyłam głowę na jego ramieniu i zamknęłam oczy.

Po chwili znaleźliśmy się w naszej łazience. Chris posadził mnie na blacie obok zlewu. Chwyciłam szczoteczkę i pastę do zębów. Podczas, gdy szorowałam swoje zęby, Chris nalewał wodę do naszej ogromnej wanny.

Uśmiechnęłam się do niego lekko, po czym wypłukałam buzię i zeszłam z blatu.

- Wskakuj. - powiedział Chris pokazując na wannę pełną gorącej wody i piany.

Pokiwałam głową i spojrzałam na odsłoniętą już klatkę piersiową mojego chłopaka. Na chwilę zawiesiłam na niej wzrok, po czym otrząsnęłam się i zaczęłam się rozbierać.

Usadowiliśmy się w gorącej wodzie, Christopher oparty jest o wannę, a ja ułożyłam się plecami na jego klatce piersiowej, przez co chłopak obejmuje mnie od tyłu. Woda jest w idealnej temperaturze. Moje mięśnie rozluźniają się.

Lekko przymknęłam oczy i rozkoszowałam się chwilą, bo być może to nasze ostatnie wspólne momenty.

Odzyskam Cię, Skarbie (Część Druga)[ZAKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz