Rozdział 19

272 21 2
                                    

- Czy ktoś ma jakieś sugestie, uwagi? - zapytał mój mate na zebraniu rady, które tak swoją drogą trwa już dość długo, ale jest to jedno z najważniejszych spotkań.

- Proponuję wszcząć atak, bez czekania na jakiekolwiek zagranie z ich strony. Nie możemy narażać stada, kiedy wiemy kto za tym stoi. - powiedział jeden z uczestników spotkania.

- Zgadzam się jak najbardziej, ale czy jesteśmy na to przygotowani? - odpowiedział Christopher.

- Zawarliśmy sojusz, trzeba z niego skorzystać. Nie musimy narażać całego stada. - powiedział Matt.

- Jedna wataha z pewnością nam nie pomoże. Mój ojciec nie kiwnie nawet palcem. - odpowiedziałam po chwili namysłu.

Wszyscy spojrzeliśmy na siebie. W końcu Chris głośno westchnął i znowu zaczął mówić.

- A więc zadzwonię dziś do watah, które znajdują się w naszym sojuszu. Zaproszę ich na spotkanie. Czy wszyscy się zgadzają? - zapytał rozglądając się po całej sali. Wszyscy zgodnie kiwnęli głowami, a spotkanie zakończyło się.

Westchnęłam lekko przymykając powieki, po czym odpadłam na oparcie krzesła, na którym siedzę. Dłońmi przetarłam zmęczone oczy.

Czuję się okropnie, mimo że wiem iż to nie moja wina. Przecież nie mam na to wpływu. Cholera, dlaczego muszę decydować o czyimś życiu. Chciałabym być chociażby omegą i prowadzić spokojne życie, nie zarządzając wilkołakami.

Mój mate zbliżył się do mnie, po czym kucnął i pocałował wierzch mojej dłoni.

- Kochanie, nie zamartwiaj się tak. Wyjdziemy z tego. - powiedział, na co szerzej otworzyłam oczy i spojrzałam w jego piękne oczy.

- To nie jest tak proste, nie mogę przestać o tym myśleć. - pochyliłam się i zbliżyłam twarz do jego. Swoją dłoń zatopiłam w jego włosach.

Podniosłam się z krzesła, a chłopak wstał i otulił mnie swoimi ramionami.

- Idź do naszego pokoju, ja wykonam kilka telefonów i pójdziemy na spacer. Co ty na to? - zapytał.

- Podoba mi się taki pomysł. - odpowiedziałam. I ostatni raz wciągnęłam jego zapach, po czym udaliśmy się w odwrotnych kierunkach.

Udałam się pod prysznic, co trochę poprawiło moje samopoczucie. Wyszłam z łazienki w samym szlafroku, kiedy zauważyłam mojego mate siedzącego na łóżku. Jego wzrok skierowany był na mnie. Zrobił minę uśmiechającego się diabła.

Uśmiechnęłam się lekko, po czym szybko schowałam się w garderobie. Poszukiwałam czegoś luźnego i wygodnego.

Usłyszałam dźwięk otwierających się drzwi. Poczułam zapach mojego mate i bijące od niego podniecenie.

Stojąc za mną, oplótł mnie w talii i zaczął delikatnie całować kark oraz szyję. Lekko przymknęłam powieki i cicho westchnęłam.

Cholera, jakie to przyjemne. Mmm...

Moje mięśnie z każdym momentem rozluźniały się coraz bardziej. Oddech lekko przyśpieszył. Z ust wydobywają się głośne wydechy.

Jego dłonie zaczęły błądzić po moich udach, tyłku i wspinały się wyżej, pod szlafrok. Ustami tworzył mokre ścieżki na mojej skórze. Ssał i lizał ramiona.

- Mmm... Jest cudownie. - powiedziałam w końcu, gdy udało mi się coś z siebie wydusić.

- Zaraz będzie lepiej. - szepnął w moje ucho, co dodatkowo przyprawiło mnie o przyjemne dreszcze.

Odwrócił mnie przodem do siebie i zaatakował moje usta swoimi. Oplotłam jego kark dłońmi i zwinnie umiejscowiłam język w jego buzi. Chłopak złapał mnie za uda i podniósł opierając moje plecy na ścianie. Nasze pocałunki stały się bardziej zachłanne i namiętne, jakbyśmy chcieli wyrzucić z siebie wszystkie emocje. Wplotłam palce w jego włosy, kiedy rozchylił mój szlafrok i zajął się moimi piersiami.

Jest tak cholernie przystojny, sam jego atrakcyjny wygląd podnieca, a mi już naprawdę niewiele brakuje.

***

- Tego nam było potrzeba. - powiedziałam leżąc pod białą pościelą na klatce piersiowej mojego mate. Jestem tak cholernie rozluźniona.

- Zdecydowanie. - powiedział Chris jeszcze mocniej mnie obejmując.

- Już nigdy nie spojrzę tak samo na garderobę. - zaśmiałam się, co wywołało uśmiech na twarzy szatyna.

- Jesteś cudowna. - powiedział całując mnie w czubek głowy.

- Mój Alfa. - odpowiedziałam. Szczęście przepłynęło przez moje ciało. Czuję się teraz tak bezpiecznie. To moje miejsce na ziemi. Obok niego.

- Nie mogłem trafić na lepszą lunę. - powiedział, a mi zrobiło się cieplej na sercu.

- Kocham Cię. - powiedziałam.

- Ja Cię też kocham. - odpowiedział, po czym złożyłam delikatnego buziaka na jego ustach.

Trwaliśmy w przyjemnej ciszy. Chris delikatnie jeździł dłonią po moich plecach, a ja palcami rysowałam niewidzialne wzorki na jego klatce piersiowej.

Mam ogromne szczęście trafiając na takiego mężczyznę. Mam wszystko, czego potrzebuje.

- To co z tym spacerem? - powiedziałam zrelaksowana.

- Zbieraj się. - pocałował mnie w czoło i wstał, uprzednio delikatnie ściągając moje ciało ze swojego.

Poszłam w jego kroki i ruszyłam do garderoby, ponownie. Mam nadzieję, że tym razem będzie mi dane się ubrać.

Kiedy weszłam do pomieszczenia Christopher był już ubrany. Ma na sobie ciemne dresy i bluzę oraz białe adidasy. Również zadecydowałam o założeniu dresów. To bardzo wygodna alternatywa na spacer.
Z szafy wyciągnęłam pudrowo-różowy komplet dresu i złote adidasy. Założyłam wybrane ciuchy, a włosy rozpuściłam.

Razem z moim mate udaliśmy się na zewnątrz. Przez wiatr moje włosy fruwają w każdą stronę. Dłoń Chris'a opłata moją.
Staram się 'nacieszyć' moim mate. Zbliża się wojna. Chcę zapamiętać jak najwięcej naszych wspólnych chwil. Kto wie, co będzie jutro?

Podążamy lasem, tkwiąc w przyjemnej ciszy. Mój przeznaczony jest czujny, widzę jak się rozgląda, by przez cały czas monitorować, co się dzieje. W pewnym momencie jego mina staje się niepokojąca. Również zaczynam wyczuwać niepokojący zapach. To wilki. Nie z naszego stada.

Alfa przemienił się w wilka, a jego wzrok wymusił na mnie bym zrobiła to samo.

Nie czekając nawet sekundy więcej, zrobiłam to samo, co on.

~ Wzywam wsparcie! Kilka obcych na naszym terenie! - przekazał mój mate do wszystkich w stadzie.

~ Co robimy? - zapytałam go spanikowana. 

~ Schowaj się za mną. Zaraz będzie pomoc. - powiedział zasłaniając mnie jak najbardziej się tylko da.

Zapach był coraz bliżej, z każdą chwilą słychać głośniejsze uderzanie łap o ziemię oraz dźwięk łamiących się gałązek.

W końcu na horyzoncie ujrzałam stado liczące około dziesięć wilków.

Mój umysł walczy z ciałem. Jeszcze bardziej nastroszyłam sierść i miałam ochotę zacząć piszczeć ze strachu. Wiem, że tak nie zachowuje się Luna. Powinnam być odważna, ale mam dziwne uczucie, że muszę się chronić za wszelką cenę, nie może mi się nic stać.

Zaczyna mi się robić słabo, gdy wilki zatrzymują się przed nami.

Cholera, co się ze mną dzieje?

**********

Sytuacja zaczyna się rozkręcać!

Odzyskam Cię, Skarbie (Część Druga)[ZAKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz